DziewczynyAkrobaci

Akrobaci

None

Akrobaci

1 / 4

Akrobaci

Obraz

Akrobatyka to dyscyplina przygotowująca do odnoszenia sukcesów w wielu, jeżeli nie w każdej dyscyplinie sportu – twierdzi trener Sternik, pełniący jednocześnie funkcję dyrektora Biura Ursusowskiego Towarzystwa Sportowego AKRO-BAD. – Zapraszamy na pierwszy trening dzieci, bo akrobatykę można zaszczepić tylko w bardzo młodym wieku. Trzeba przede wszystkim sprawdzić, kto nadaje się do tego sportu bardziej, kto mniej, a kto w ogóle się nie nadaje. Sztuka zasadnicza polega zwłaszcza na tym, aby opanować strach przed trudnymi ćwiczeniami. Łukasz miał tak zwane predyspozycje, co wyrażało się między innymi tym, że potrafił „składać” za plecami wyprostowane ramiona. Miał więc gibkość, czyli cechę, która ułatwia wykonywanie wielu trudnych ewolucji akrobatycznych.

– Na predyspozycje składa się nie tylko gibkość – uzupełnia Łukasz – ale również siła, szybkość, koordynacja ruchowa i skoczność. Nie da się ominąć żadnej z tych cech i dlatego zwykle tak jest, że przychodzi cała klasa, a zostaje tylko jedno dziecko.
Strach jest tu nieodłączny, bo – jak dopowiada trener – tylko wariat się nie boi. Więc na początek trzeba zdolnego ucznia oswoić, zapewnić mu odczuwalny poziom bezpieczeństwa. Rezultat jest taki, że część dzieci przełamuje swój strach szybciej, część nieco później, a część nigdy się go nie pozbędzie. Aby ograniczyć poziom obaw, robi się wielokrotne powtarzanie trudnych ćwiczeń, gwarantuje się asekurację, kształtuje się zaufanie do partnera. No i trzeba dobrać ćwiczenia do aktualnego poziomu wyszkolenia dziecka.

– Nie wolno się spieszyć, robić czegoś na siłę – przypomina jeszcze Kazimierz Sternik. – Stare przysłowie „wolniej jedziesz – dalej będziesz” sprawdza się tu w stu procentach. Cokolwiek by się rzekło, akrobatyka należy do grupy najbardziej widowiskowych dyscyplin sportu, dlatego też nigdy nie ma kłopotów z naborem kandydatów wśród uczniów najmłodszych klas szkolnych. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy treningi mają charakter sportowy, czy rekreacyjny.

2 / 4

Akrobaci

Obraz

Kiedyś w Ursusie była nawet szkoła podstawowa o profilu akrobatycznym. Wyglądało to ciekawie o tyle, że na przykład klasa „A” składała się z młodych akrobatów, a równoległa do niej klasa „B” mieściła całą „resztę”. Obecnie z dawnej szkoły sportowej pozostała tylko jedna klasa sportowa, a co będzie dalej – czas pokaże.
Sport dla twardzieli

Cierpliwość jest gwarantem sukcesów w sporcie. Prawidłowość ta dotyczy wszystkich dyscyplin sportu, z tym, że zawodnik uprawiający akrobatykę musi wykształcić w sobie o wiele silniej cechy kojarzące się z niezłomnością niż na przykład piłkarz lub siatkarz, a więc zawodnik uprawiający dyscypliny, które same w sobie mają elementy zabawy. W akrobatyce nie ma zabawy, jest nieustająca walka o przysłowiowe utrzymanie równowagi w najtrudniejszych pozycjach, nie ma więc elementów odprężenia. Z tego właśnie powodu nie jest to sport dla ludzi słabych psychicznie. Tym bardziej, że sukcesy odnosi się dopiero po ukończeniu podstawówki, zwykle w szkole średniej.

W akrobatyce pozostają najtwardsi i – co za tym idzie – najlepsi. Tacy, których nigdy nie pokonał strach ani znużenie monotonią treningów.

Ciężar „górnego”

Gdy Łukasz Szczerba był już „starym akrobatą”, bo uczęszczał do V klasy szkoły podstawowej, na firmamencie pojawił się Grzegorz Pajewski, uczeń I klasy, który też chciał być „cyrkowcem” jak każdy, przynajmniej na początku. Trener szybko wyczuł, że chłopak ma smykałę do akrobatyki i pomyślał, że w przyszłości może on stanowić dobry duet z Łukaszem. No bo chudy był jak kij od szczotki, natomiast Łukasz od małego zapowiadał się na potężnego chłopa i wobec tego w tym duecie jeden będzie idealnym „dolnym”, a drugi równie idealnym „górnym”.

Czas leciał, chłopaki rośli, stawali się coraz lepsi w tym, co robią. Łukaszowi pasował chudzielec ważący 35 kg, bo nietrudno go było „przestawiać” w powietrzu, ale... No właśnie! Z jednej strony podnoszenie partnera, a z drugiej dokonywanie trudnych ewolucji w powietrzu to w sumie nie tylko praca ćwicząca koordynację ruchów i szeroko rozumianą sprawność, ale również – najzwyczajniejsza siłówka.

3 / 4

Akrobaci

Obraz

Byłoby na pewno lepiej, gdyby w trakcie treningu Grześkowi wyrosły skrzydła, niestety, rosła muskulatura. W wieku 20 lat, a więc po 14 latach treningów sprawnościowo-siłowych, Grzesiek nie jest już dawnym „patyczakiem”, waży obecnie 75 kg. Te wszystkie kilogramy trzeba jakoś podnieść i dać sobie z nimi radę w górze. Łukasz, który waży 94 kg, robi to doskonale, ale cały czas ma świadomość, że dźwiga ciężar, który w niczym nie przypomina piłeczki do żonglowania.

Tymczasem, gdy ogląda się ewolucje, które obaj zawodnicy wyczyniają, można odnieść wrażenie, że Grzesiek waży najwyżej tyle, co nasiąknięty deszczem parasol. Jego zwinność jest wręcz niesamowita i to ona nadaje wyczynowi pozory niezwykłej lekkości. – Na pewno byłoby mi łatwiej podnosić 75-kilogramową sztangę niż 75-kilogramowego Grześka – wyjaśnia Łukasz. – On tylko wygląda jak piórko, ale, jak sobie przypominam ostatnie nasze zawody, to „górny” Grzesiek był tam cięższy od prawie wszystkich „dolnych”. Co w takim razie powoduje, że obydwaj stanowią tak zgrana parę, a ciężki „górny” nie spada na matę?

– Doskonałe zgranie ruchów – mówi trener. – Obydwaj ćwiczą ze sobą od dziecka, więc stopniowo musieli przywyknąć do zmieniających się proporcji wagowych. A to, że ich ewolucje sugerują, jakoby Grzesiek miał wagę piórkową, jest właśnie sztuką najwyższej klasy, do której obydwaj musieli dojść. Sport jako zawód

Łukasz ukończył AWF w ubiegłym roku, Grzesiek jest studentem Filii AWF w Pruszkowie. Obydwaj są zdobywcami wielu trofeów sportowych, jeszcze jako juniorzy zdobyli między innymi III miejsce na mistrzostwach Europy i V miejsce na mistrzostwach świata. Od roku są już zawodowcami, występują w cyrku, który nosi nazwę Teatr Kultury Ruchu „Ocelot”. Jest to cyrk polski, istniejący od siedmiu lat, zatrudniający akrobatów, gimnastyków, tancerzy i mistrzów sztuk walki.

4 / 4

Akrobaci

Obraz

Grzegorza i Łukasza niełatwo „wytropić” w domu, bo często wyjeżdżają na tournee po całej Europie. To właśnie dzięki pieniądzom zarobionym w cyrku Grzesiek może podołać kosztom, jakie nakłada na studentów uczelnia. Obydwaj utrzymują się z tej pracy. Okazuje się nawet, że polska akrobatyka to jedna z niewielu „gałęzi gospodarki”, której nie zagraża bezrobocie. Nasi reprezentanci występują wręcz masowo w największych cyrkach świata – USA, Kanada, Japonia, Hiszpania to kraje, w których były mistrz akrobatyki zawsze znajdzie pracę.

Co ciekawe, klasę mistrzowską można zdobyć już w wieku 14 lat, a więc po 7–9 latach treningów. Tak się zresztą składa, że na zawodach w akrobatyce startuje w większości młodzież, bo dwudziestoparoletni „staruszkowie” pracują gdzieś poza granicami Polski. Treningi kulturystyczne Grzegorza i Łukasza polegają na ćwiczeniach małymi ciężarami z dużą liczbą powtórzeń. Na pierwszym miejscu stawiają oni wydolność, a nie znaczną siłę „jednorazowego użytku”. Podczas demonstrowania ewolucji przechodzą od jednej formy pokazu do drugiej, praktycznie bez odpoczynku i właśnie dlatego w ich sytuacji kondycja ma tak duże znaczenie. A siła i tak jest ćwiczona właśnie podczas wykonywania trudnych elementów w różnych pozycjach.

Paradoksem jest, jak opowiada Łukasz, że publiczność zachwyca się ich wyczynami pod cyrkowymi dachami. A przecież niekwestionowanym przez nikogo faktem jest to, że na zawodach wykonuje się ewolucje o wiele trudniejsze i ciekawsze widowiskowo niż w cyrku. Ale – na cyrkowych trybunach jest tłok, a na zawodach luz. Akrobatyka nie ma w Polsce żadnej siły przebicia, podczas gdy na Zachodzie stacje telewizyjne na wyścigi wykupują prawo transmisji z mistrzostw jakiegoś kraju albo wprost z cyrku.

– Kiedyś – wspomina trener Sternik – bywały podobne transmisje w polskiej, bardzo ubogiej wtedy telewizji. Było nawet coś w rodzaju akrobatycznych zawodów telewizyjnych Moskwa-Warszawa-Sofia. Były też częste transmisje z cyrkowych mistrzostw świata, jakie odbywają się regularnie w Monte Carlo. Teraz z tego wszystkiego pozostał tylko do kupienia bardzo drogi sprzęt, na który mało kto może sobie pozwolić.

No cóż? Można by jeszcze dodać, że kiedyś były pieniądze na obozy, zawody oraz na popularyzację tego sportu. Obecnie można tylko dobrze się wyszkolić pod okiem polskiego trenera i wyjechać za granicę, gdzie z reguły jest się docenionym.

Ewa Umięcka

Komentarze (0)