Trwa ładowanie...
16-01-2014 11:54

Centymetry, które robią różnicę

Centymetry, które robią różnicęŹródło: 123RF
d47doc6
d47doc6

O tym, że wielkość ma znaczenie, pisaliśmy już niejednokrotnie. Tym razem jednak chodzi nam nie o gabaryty męskiego atrybutu, ale o wzrost. Który jak się okazuje jest równie ważny.

Znacie powiedzenie "mały ale wariat"? Mało kto zdaje sobie sprawę, że tylko pozornie jest ono zabawne. W podtekście bowiem skrywa prawdziwą rozpacz niskich facetów. Tych, którzy dla kobiet zazwyczaj pozostają niewidoczni.

Gdyby przeanalizować sposób, w jaki kobiety postrzegają mężczyzn, można by dojść do wniosku, że większość pań ma wadę wzroku. Bo kompletnie nie dostrzegają niskich przedstawicieli naszej płci. Jak gdyby zasłaniał ich rodzaj bielma na oku.

Gdzie przebiega granica dostrzegalności? Ostatnio postanowili to zbadać redaktorzy jednego z największych amerykańskich portali randkowych. Z wyników przeprowadzonej przez nich ankiety wynika, że rzeczywiście kobiety wolą umawiać się na spotkania z mężczyznami, którzy mierzą sobie 185 cm lubi więcej. Ostateczną granicę kompromisu stanowi tu te ostatnie 5 cm. Natomiast panowie poniżej metra osiemdziesiąt praktycznie nie mają na co liczyć.

d47doc6

Badanie dowiodło, że przedstawicielki płci pięknej (55 proc.) rzadziej wybierają panów z przedziału 160 - 170 cm, niż tych wyższych. A jakie szanse na podryw ma ktoś jeszcze niższy? Podobnie jak karzeł z cyrku - praktycznie żadne.

Czemu panie wybierają jedynie wysokich partnerów? Nie chodzi bynajmniej o to, że zadzierają nosa. Holenderscy naukowcy już jakiś czas temu dowiedli, że kobiety podświadomie uważają wysokich panów za zdrowych. A zatem posiadających silne i wartościowe geny. To zachowanie odziedziczone po naszych prehistorycznych przodkach. Wzrost jest też postrzegany przez płeć piękną jako atrybut władzy. A władza to, jak wiadomo, przywileje i bezpieczeństwo.

I tu pojawia się pytanie: czy mali faceci są rzeczywiście gorsi? Nie! Ale muszą podwyższyć swoją pozycję, wspinając się na szczyty władzy lub szczyty sławy. Spójrzcie na Prince'a - gość ma 157 cm wzrostu, a wypracował sobie oficjalne miano symbolu seksu. Bono z U2 (169 cm) też na brak fanek nie narzeka. Elijah Wood ma 165 cm i zagrał hobbita, a wiele pań wzdycha do niego bardziej niż do roślejszych członków drużyny pierścienia. Tom Criuse ma 170 cm, a jednak udało mu się poderwać Nicole Kidman.

Przykłady można by mnożyć jeszcze długo. Sęk w tym, że przeciętnemu Kowalskiemu niewiele one dają. Pokażą jedynie, że poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko - powyżej jego głowy.

Jest jednak coś, w czym niscy przewyższają dryblasów. Niepozorny wzrost sprawia, że mają bliżej do kobiecych stref erogennych. Odpowiednio użyty, ten argument może być ich prawdziwą wunderwaffe.

(menonwaves)/Ijuh, facet.wp.pl

d47doc6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d47doc6