AlkoholeChallenger

Challenger

Challenger

None

Potem był „Bullitt”, film – znam go na pamięć. I nieważne, ile kapsli od kół gubi Charger podczas pościgu. Bill Hickman, który gra kierowcę Dodge’a i naprawdę prowadzi samochód jako kaskader, to przeciwnik godny wielkiego McQueena i jego Mustanga GT390 (prowadzonego głównie przez kaskadera-geniusza, przyjaciela wielkiego aktora, Buda Ekinsa). Moja sympatia jest, naturalnie, po stronie porucznika Franka Bullitta, ale kolejny przedstawiciel Mopar Muscle na zawsze wrył mi się w pamięć. Jeszcze później była pierwsza emisja „Znikającego punktu” w peerelowskiej telewizji, na ekranie czarno-białego, lampowego telewizora. Biały Dodge Challenger (inne mocne coupé, produkowane równolegle z Chargerem) i jego umęczony kierowca prezentowali się niesamowicie. Kolejny film, który uczył mnie, że tylko jeżdżenie głębokimi poślizgami jest naprawdę sexy. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że nic się we mnie w tej sprawie nie zmieniło. „Deathproof” Tarantino odświeżył w mojej głowie te wszystkie wspomnienia sprzed lat.

1 / 9

Wóz dla rebelianta

Obraz
© Robert Laska/Top Gear

Do cholery, czy inni reżyserzy nie mogą tak samo jak on rozumieć, o co chodzi w klasycznych filmach z udziałem samochodów? Finałowa sekwencja, w której wystąpiły biały Challenger i czarny Charger, to arcydzieło, zwłaszcza że najbardziej komputerowy element użyty w tych scenach to telefon komórkowy jednej z aktorek. Bardzo dobrzy kierowcy wsiedli do dwóch samochodów i pojechali nimi naprawdę.

2 / 9

Challenger

Obraz
© Robert Laska/Top Gear

I jak ja mam teraz spokojnie jeździć 38-letnim Challengerem po stolicy którejś tam Rzeczypospolitej? Nie da się. Dłonie mam spocone (wkładam rękawiczki), nerwowo poprawiam letniego stetsona. Dlaczego stetsona? Bo potężne wozy spod znaku Mopar kojarzą mi się nieodłącznie z rebeliantami z amerykańskiego Południa – Dodge Challenger, Plymouth Barracuda... Aż chce się zaśpiewać „Dixie” i pomaszerować na Waszyngton. A dokładniej pomknąć tam przy akompaniamencie genialnego gangu silnika V8. Na jednym ze skrzyżowań doganiam ładnego Harleya. Przy Challengerze jego silnik brzmi jak rozrusznik samobieżnej kosiarki.

3 / 9

Challenger

Obraz
© Robert Laska/Top Gear

Mało który przechodzień zachowuje całkowitą obojętność, niektórzy włączają aparaty fotograficzne w komórkach, a na zblazowanych warszawiakach większe wrażenie zrobiłby chyba tylko żywy Piłsudski na Kasztance. Choć na pewno nie wydawałby takich dźwięków.

4 / 9

Lepszy od koleżanki z podstawówki

Obraz
© Robert Laska/Top Gear

Kobiety nie zwracają zbytniej uwagi na bulgoczącego agresywnie amerykańskiego potwora. Młodsze widocznie wolą przypatrywać się łysym kurduplom w zaszpachlowanych Golfach II, z nadwoziami pękającymi w szwach od pracy subwooferów. Pocieszam się, że nieliczne wrażliwe na urok metalowego monstrum są tymi, dla których warto trochę zwolnić. Nie jeździ się tym łatwo. Układ kierowniczy wymaga sympatii i wyrozumiałości, ale da się tym wielkim pudłem też lawirować w warszawskim tłoku. Także dlatego, że ryk silnika paraliżuje część współużytkowników drogi.

5 / 9

Challenger

Obraz
© Robert Laska/Top Gear

Przyspiesza tak skutecznie, że samochód z fotografem zazwyczaj zostaje w tyle. Dodge nawet trochę za dobrze hamuje jak na swoje lata (tarcze z przodu w latach 70. były seryjne).

6 / 9

Challenger

Obraz
© Robert Laska/Top Gear

Wygląda na to, że w przeciwieństwie do seksu z miłością z podstawówki spotkanie z 38-letnim samochodem nie jest żadnym rozczarowaniem. Przeciwnie, nawrót choroby z młodości sprawił, że szukam takiego wozu dla siebie. I oszczędzam.

7 / 9

Challenger

Obraz
© Robert Laska/Top Gear
8 / 9

Challenger

Obraz
© Robert Laska/Top Gear
9 / 9

Challenger

Obraz
© Robert Laska/Top Gear
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)