Czuły drań – szczera rozmowa z Robertem Kozyrą
Rozmawia Marcin Prokop
fot. Michał Zagórny / Maxim
13.12.2011 | aktual.: 19.03.2013 11:47
Robert Kozyra, surowy juror „Mam talent” i krwawy gubernator z „Czasu honoru”, szczerze opowiada Marcinowi Prokopowi o swojej legendzie zamordysty, powodach decyzji o zostaniu celebrytą oraz o tym, co tak naprawdę ukrywa pod wizerunkiem medialnego cyborga.
PROKOP Do twarzy ci w tym wdzianku esesmana. Nie tylko ze względu na aryjską urodę, ale też z powodu legendy o złym wilku Kozyrze, krwiożerczym, cynicznym panu prezesie, która wokół ciebie narosła. Zakładając mundur w serialu „Czas honoru”, chciałeś wzbudzić kontrowersje?
KOZYRA Po pierwsze, bawię się tym, że mogę sobie na coś takiego pozwolić. Gdy- bym ubrał się w ten sposób w czasach, gdy byłem prezesem Radia Zet, udziałowcy firmy dostaliby zawału. Teraz, jako wolny człowiek, mogę robić, co chcę. Nawet być aktorem, dla czystego funu. Po drugie, zainteresowała mnie niejednoznaczność postaci, którą gram. Ludwig Fischer, gubernator Warszawy, wyrazisty szwarccharakter, który z jednej strony założył getto i wymordował tysiące ludzi, z drugiej – w cywilu był miękkim synkiem mamusi. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że przy okazji nie puszczam oka do swojego wizerunku tyrana.
PROKOP Na który konsekwentnie, przez lata pracowałeś. Do tego stopnia, że kiedy cię poznałem, byłem zszokowany spotkaniem normalnego, sympatycznego i do przesady kulturalnego faceta, a nie posępnego pożeracza niemowląt i bufona o wielkim ego.
KOZYRA Szczerze mówiąc, bawiło mnie podtrzymywanie legendy zamordysty. Przy okazji mogłem się za nią schować i robić swoje. Był to też dla mnie swego rodzaju eksperyment socjologiczny. Na własnym przykładzie przekonałem się, że otaczające nas media są łatwe do zmanipulowania. Pozwalając im żerować na historyjkach o tym, jakim to jestem skurwielem, obserwowałem, jak w przewidywalny i szablonowy sposób tworzyli postać, która miała coraz mniej wspólnego ze mną.
PROKOP Chcesz powiedzieć, że tak naprawdę byłeś ciepłym, miękkim misiem, który miał w pracy samych przyjaciół?
KOZYRA Kiedy jesteś szefem spółki, której właściciele stawiają przed tobą wymagania, pojawia się ciśnienie. Ten stres schodzi w dół, na pracowników. Musiałem być bezwzględny, ale nie robiłem tego, bo mam parszywy charakter, tylko w imię interesów firmy.
KOZYRA Z tym porównaniem przesadziłeś, ale wiem, co masz na myśli. Firmą nie da się zarządzać tylko za pomocą marchewki. Jak czasem nie wyciągniesz kija, to ludzie, którzy w większości nie mają mechanizmu samostymulowania i kontroli, rozleniwiają się i wszystko zaczyna się rozłazić. Tu masz rację – dobrze zorganizowana firma musi być kierowana trochę na wzór wojska.
PROKOP Mit Kozyry-hitlerowca osiągnął apogeum w 2001 r., kiedy przeciwko twoim rządom zbuntowało się 28 dziennikarzy Radia Zet, z Krzysztofem Skowrońskim na czele. Była z tego wielka afera. O co im chodziło?
KOZYRA Z mojej perspektywy chodziło głównie o to, że Krzysztof w pewnym momencie za bardzo poczuł się gwiazdą i osiadł na laurach. Przestał przygotowywać się do wywiadów, niesłusznie ufając wyłącznie swojej inteligencji. Próbowałem z nim rozmawiać, motywować, ale napotykałem opór. Postanowiłem więc wpuścić do radia ducha zdrowej rywalizacji i ściągnąłem Monikę Olejnik. Krzysztof poczuł się zagrożony. Postawił mi ultimatum: albo on, albo Monika. Kiedy odmówiłem rozmów w takim tonie, zaczął buntować przeciwko mnie zespół, robiąc z siebie represjonowanego męczennika. Resztę już znasz. Zabawne, że kiedy parę lat później wywalili Skowrońskiego z Trójki, pod listem w jego obronie nie podpisał się nikt z jego kolegów, którzy stanęli za nim w Zetce.
PROKOP Lubiłeś świadomość, że ludzie się ciebie boją?
KOZYRA Jeśli byli profesjonalistami w tym, co robią, to się nie bali, bo z takimi ludźmi szybko się dogaduję. Rozmowa kwalifikacyjna z moją przyszłą asystentką, świetną dziewczyną, trwała cztery minuty, po czym jej podziękowałem. Kiedy wychodziła, nie kryła rozczarowania, że nawet nie dałem jej szansy porządnie się zaprezentować. Myślała, że odprawiam ją z kwitkiem. Tymczasem ja już w trzeciej minucie wiedziałem, że to ta osoba. Następnego dnia zadzwoniłem, by powiedzieć, że ją zatrudniam. Mam intuicję do ludzi. Może to nieskromne, ale w ten sam sposób jestem w stanie po paru minutach powiedzieć, czy ktoś ma talent, np. do śpiewania, czy nie. Dlatego jako juror „Mam talent” nie owijam w bawełnę. Nie chcę ranić ludzi tylko dla show, na pokaz, ale nie potrafiłbym powiedzieć niczego miłego osobie, która po prostu nie ma talentu. Z tym wizerunkiem wiążą się też różne zabawne sytuacje.
Dostaję telefon, że w moim biurze czeka na mnie urzędnik kontroli skarbowej. Przychodzę, a tam facet ubrany jak na imprezę sado-maso. Lateksowa, obcisła koszulka, łańcuchy, dziary. Po chwili się uśmiecha, wyciąga rękę i mówi, że kontrolę to on zrobi przy okazji, ale tak naprawdę chciał mnie poznać, bo wiele o mnie słyszał i wydaje mu się, że jestem bliską mu osobą. Żeby go nie rozczarować, przybrałem swoje najgroźniejsze wcielenie. Był zachwycony.
PROKOP Musiał być zdruzgotany, kiedy po czternastu latach rozstałeś się z Zetką i zostałeś celebrytą. Po co ci to?
KOZYRA Chciałem w końcu, choć przez chwilę, żyć beztrosko. Niektórym się wydaje, że jak ktoś ma na wizytówce napisane „prezes”, jeździ służbowym samochodem, co chwila gdzieś lata, to jest królem życia, któremu wszystko wolno. Nic bardziej mylnego. Jesteś tak spętany okowami różnych powinności, tak pospinany ciągłym stresem, że nie masz nawet czasu ani siły, żeby cieszyć się tymi pieniędzmi.
Przez czternaście lat sypiałem po kilka godzin na dobę. Żeby się porządnie wyspać, musiałem uciekać do jakiegoś hotelu, za granicę, totalnie zmienić otoczenie, zapomnieć o pracy. Ludzie myśleli, że to snobizm, a ja zwyczajnie nie mogłem zasnąć we własnym łóżku, bo ciągle miałem włączonego laptopa, ciągle przychodziły maile. Nawet kiedy leżałem w szpitalu, nie mogłem wyłączyć telefonu...
PROKOP Przeżyłeś jakiś wypadek?
KOZYRA Tak. I mimo że trafiłem do jednego z najlepszych szpitali w Nowym Jorku, tego samego, w którym zmarł John Lennon, i zrobili mi badania, nie zorientowali się, że mam kręgosłup pęknięty w dwóch miejscach. Podali jedynie maksymalną dawkę morfiny dla zabicia bólu i pozwolili wracać do Polski. Już w samolocie myślałem, że zejdę, bo leki przestawały działać. Kiedy Monika Olejnik zobaczyła, w jakim jestem stanie, zabrała mnie do szpitala. Tam usłyszałem, że mam wielkie szczęście, że żyję i nie jestem sparaliżowany, bo nawet najmniejszy błędny ruch mógł spowodować przerwanie rdzenia kręgowego.
Po tych koszmarnych doświadczeniach postanowiłem po prostu zacząć cieszyć się życiem.
PROKOP Nie za wcześnie na emeryturę? Masz 43 lata. Nie tęsknisz za adrenaliną?
KOZYRA Od mojego odejścia z Zetki minęły już dwa lata, a ja mam poczucie, że dopiero złapałem oddech. W międzyczasie miałem mnóstwo propozycji, również takich z cyklu „wie pan, ja mam bardzo dużo pieniędzy, a pan doświadczenie i pomysły – zróbmy razem jakiś biznes”, ale odmawiałem.
Dopiero niedawno zacząłem nieśmiało dojrzewać do myśli o jakimś kolejnym wyzwaniu. Rozbudził mnie „Mam talent”. Ale powoli. Na razie się bawię. Bo „Mam talent” czy moje aktorskie próby to nie praca, tylko czysta frajda.
PROKOP A ja mam wrażenie, że ta wolta to jednak w jakimś stopniu jest kwestia twojego wielkiego, legendarnego ego, które sprawia, że nie cierpisz być w cieniu. Nawet jako menedżer lubiłeś błyszczeć, prowokować, grać wizerunkiem. Złośliwi twierdzili, że nawet twój związek z Edytą Górniak był picem na wodę. Tylko po to, żeby nie zostać anonimowym, radiowym urzędnikiem.
KOZYRA To akurat nieprawda. Ale nie zamierzam się nikomu tłumaczyć ze swoich prywatnych spraw. Co do kwestii mojego ego i potrzeby „błyszczenia” – nigdzie na świecie nikogo nie szokuje to, że ludzie w mediach łączą różne funkcje, bywając jednocześnie showmanami i menedżerami. Jedno nie musi wykluczać drugiego. Popatrz choćby na takiego Piersa Morgana czy Simona Cowella, twórcę wielu formatów telewizyjnych, w tym „Mam talent”, który również występuje jako juror. Myślę, że za chwilę i w Polsce takie sytuacje nie będą dziwić.
Zostałem menedżerem przez przypadek. Jestem z wykształcenia polonistą. Potem pracowałem jako dziennikarz radiowy. Kiedy spotkałem Andrzeja Wojciechowskiego, twórcę Radia Zet, miałem 23 lata. To on, z dnia na dzień, wsadził mnie na wysokiego konia i kazał galopować, bo odkrył we mnie talent do zarządzania.
Nie miałem wtedy żadnego doświadczenia, jedynie intuicję. Uczyłem się wszystkiego na własnych błędach. Wiele razy przeklinałem go w duchu za to, w jakie skomplikowane sytuacje mnie wpakował. Tak więc bycie anonimowym urzędnikiem, jak to nazywasz, rzeczywiście nigdy nie było mi pisane.
PROKOP Wiele osób zarzuca ci, że realizując swoje marzenia, stosujesz makiaweliczne metody. Że jesteś cyniczny i wyrachowany. Wyznajesz zasadę: „po trupach do celu”?
KOZYRA Nie ukrywam, że kiedy mi na czymś zależy, potrafię to skutecznie osiągnąć.
PROKOP Ale jakim kosztem? Traktując na przykład ludzi instrumentalnie?
KOZYRA Skoro rozmawiamy szczerze – wiesz, że w biznesie nie zawsze jest miło. Podejmując trudne, menedżerskie decyzje, czasami kogoś krzywdzimy albo kimś zagramy w imię wyższego celu. W tym sensie bycie szefem niewiele różni się od bycia politykiem. W jednej kwestii zawsze starałem się być jednak fair. Kiedy kogoś zwalniałem, zawsze jasno przedstawiałem swoje argumenty i zwykle dawałem na odchodne świetną, zabezpieczającą odprawę.
PROKOP Ludzie, którzy przez cały czas biegną przed siebie, mijając innych jak słupki przy drodze, w pewnym momencie orientują się, że obok nikogo już nie ma, że reszta świata przestała dotrzymywać kroku. Samomność długodystansowca. Dopadła cię?
KOZYRA Szczerze? Rzadko, ale zdarzały się chwile, gdy rozglądałem się wokół siebie i… widziałem pustkę. Przez lata byłem otoczony przez ludzi, z którymi prywatnie nic mnie nie łączyło, a którzy często narzucali się ze swoją przyjaźnią. Chcieli mnie zapraszać na obiady, na wódkę do swoich domów. Kiedy jeszcze byłem ważnym prezesem, pod moim gabinetem codziennie ustawiała się kolejka wazeliniarzy. Próbowali mnie sobie zjednać uśmiechem, pochlebstwami, przytakiwaniem. Cel uświęcał środki, a znajomość ze mną mogła przynieść określone profity.
Nauczyłem się więc utrzymywać chłodny, bezpieczny dystans – niezbędny, by zachować emocjonalną równowagę.
PROKOP Czy ktoś taki jak ty, pilnujący się na każdym kroku, jest w ogóle zdolny do autentycznej przyjaźni, która wymaga pełnego zaufania, odsłonięcia miękkiego podbrzusza?
KOZYRA Moje grono przyjaciół jest niewielkie, ale niezmienne od wielu lat. Sytuacje, przez które przeszedłem, mocno zresztą zweryfikowały mój stosunek do wielu ludzi. Kiedy pojawiło się podejrzenie, że mam raka, jedna z bliskich mi osób z dnia na dzień urwała kontakt. Jak później twierdziła – bo nie wiedziała, co mi powiedzieć, jak zareagować. Utrzymujemy wprawdzie kontakt, ale rysa pozostała na zawsze. Dla mnie najważniejsze w ludziach są lojalność i zaufanie.
PROKOP Miałeś raka?
KOZYRA Zanim zaczęto leczyć mój pęknięty kręgosłup, zrobiono mi serię pogłębionych badań. Jeden z lekarzy przyjrzał się im i pewnego dnia stanął przy moim szpitalnym łóżku i zakomunikował, że jego zdaniem choruję na wyjątkowo agresywny typ nowotworu. Powiedział, że to bardzo rzadki przypadek, niezwykle oporny na leczenie. Być może poradzą sobie z nim w Szwajcarii, ale wstępna terapia kosztuje około pół miliona euro. Dodał jeszcze, że muszę szybko podjąć decyzję, bo zostało naprawdę mało czasu.
To był najgorszy moment mojego życia! Potworna, traumatyczna chwila, której nie życzę nikomu. Leżałem unieruchomiony na łóżku, patrzyłem przez okno na słońce i wyłem z rozpaczy. Nie dlatego, że umrę, ale że przed śmiercią nie wyjdę już nawet na normalny spacer.
PROKOP Koszmar.
KOZYRA Najgorszy. Kilka długich tygodni rozpaczy. W końcu kolejne badania, których zażądali szwajcarscy lekarze, wykazały, że nie mam żadnego raka. Lekarz po prostu źle zinterpretował wyniki i pomylił się.
PROKOP To doświadczenie jakoś cię odmieniło?
KOZYRA To był moment, kiedy podjąłem decyzję, że już dłużej nie chcę żyć w taki sposób, jak do tej pory.
PROKOP Mówisz, że przez lata żyłeś w otoczeniu ludzi, którzy byli dla ciebie wyłącznie interesantami. Miewałeś też różne związki, o których chętnie informowały plotkarskie media. A czy przez ten czas pojawił się obok ciebie ktoś, o kim pomyślałeś, że to jest osoba na resztę życia, z którą chciałbyś się zestarzeć?
KOZYRA Zadajesz trudne pytania. To są sprawy, o których rzadko rozmawiam nawet z najbliższymi znajomymi, więc tym bardziej ciężko mówić o nich publicznie. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że był ktoś taki, ale Bóg mi go zabrał.
PROKOP W jakim sensie?
KOZYRA Dosłownym. O tym, że najbliższa mi osoba nie żyje, dowiedziałem się, jadąc samochodem. I mimo że jestem twardym facetem, wówczas przez łzy ledwo widziałem kontury ulic. Myślę, że jeszcze się z tego do końca nie otrząsnąłem. To był strasznie ciężki okres w moim życiu, na który nałożyły się dodatkowo te wszystkie zdrowotne historie.
Musimy to kontynuować?
PROKOP Przepraszam, nie szukam ckliwych sensacji, tylko próbuję odnaleźć prawdziwą osobę za tą taflą pielęgnowanego przez lata wizerunku zimnego drania. Powiedziałeś kiedyś, że twoim największym talentem jest długofalowe myślenie, tworzenie strategii. Jaki masz plan na własne życie? O co ci w nim chodzi?
KOZYRA Żeby było miło. Życie jest tak krótkie, że nie ma co przesadzać z nadmiernymi ocze- kiwaniami. Rzeczy, które mi się zdarzyły, sprowadziły mnie na ziemię i nauczyły dystansu.
PROKOP Ale co to znaczy „miło”? Wygodnie? Bogato? Żeby mieć trzysta par butów i jeździć na wakacje na egzotyczne wyspy?
KOZYRA Nie widzę powodu, żeby odmawiać sobie przyjemności, a nawet pewnego luksusu, dopóki mnie na to stać. Gdybym nie miał pieniędzy, żyłbym inaczej. Kiedy na przykład jadę do Florencji, nie idę do najdroższej restauracji, tylko kupuję smażone kalmary w swojej ulubionej ulicznej budce. Nie jestem snobem, który patrzy na ludzi wyłącznie przez pryzmat metek, które mają na sobie. To nie ja. To prawda, lubię buty i zegarki, ale na przykład jeżdżę chyba najbardziej zwyczajnym samochodem na świecie, Toyotą Avensis, bo motoryzacja zwyczajnie mnie nie kręci.
Wolę wydawać pieniądze na podróże. Uwielbiam karaibską wyspę St. Barths. Mają genialną kuchnię, a dla mnie smaki miejsc są równie ważne, jak widoki.
PROKOP Znajomości też kolekcjonujesz, jak zegarki? Muszą być oryginalne i luksusowe?
KOZYRA A ty ciągle to samo… Jednym z moich najbliższych przyjaciół jest dziewczyna, która pracuje w branży budowlanej. Przyjaźnimy się już 20 lat. Dzwoniła tuż przed naszym spotkaniem. „Udzielasz wywiad Prokopowi?
To pozdrów go ode mnie i nie mów za dużo o sobie”. Jestem na etapie, kiedy nie muszę nikomu niczego udowadniać. Chcę żyć miło i spotykać ciekawych ludzi. A przy okazji dobrze się bawić.
Rozmawiał Marcin Prokop