Erich von dem Bach-Zelewski - bestia, która zniszczyła Warszawę i uniknęła kary
- Było dla mnie rzeczą samo przez się zrozumiałą, że jako Niemiec mam obowiązek stłumić powstanie wszelkimi stojącymi do mojej dyspozycji środkami wojskowymi - zeznawał po wojnie generał Erich von dem Bach- Zelewski, któremu władze III Rzeszy zleciły zadanie zrównania z ziemią walczącej stolicy. Rozkaz wypełnił sumiennie. Jednak "kat Warszawy" nigdy nie odpowiedział za zbrodniczą działalność w 1944 roku.
31.07.2013 | aktual.: 02.08.2013 08:07
8 marca 1972 roku w szpitalu więziennym na przedmieściach Monachium zmarł starszy mężczyzna, który przed aresztowaniem pracował jako nocny stróż zatrudniony w firmie "Wach- und Kontrolldienst Carl Tauer". Informację o jego śmierci podano dopiero dwa tygodnie później, ale niemieckie media ekscytujące się przygotowaniami do zbliżającej się olimpiady w Monachium nie zwróciły na nią uwagi.
Tylko w tygodniku "Der Spiegel" ukazała się krótka notka, w której napisano: "W wieku 73 lat zmarł Erich von dem Bach-Zelewski, były generał broni SS i generał policji. Był jedną z najbrutalniejszych i najbardziej osobliwych postaci w Zakonie Trupiej Czaszki". Kilka lat przed śmiercią sąd skazał go za zabójstwo sześciu niemieckich komunistów w latach 30. Za zbrodnie dokonane przez hitlerowskie oddziały pacyfikujące Powstanie Warszawskie ich dowódca nigdy nie odpowiedział.
Zrównać Warszawę z ziemią...
Erich von dem Bach-Zelewski przybył do Sochaczewa pod Warszawą 5 sierpnia 1944 roku, kiedy Niemcy, zaskoczeni skalą powstania, postanowili utopić polską stolicę we krwi. Obowiązywał już wówczas wydany przez Adolfa Hitlera "rozkaz nr 1", z którego wynikało, że "każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców, a Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób stać się zastraszającym przykładem dla całej Europy".
Podczas powojennych przesłuchań von dem Bach-Zelewski przekonywał, że przyjechał do Warszawy dopiero w połowie sierpnia, ale jak się szybko okazało, chciał w ten sposób uniknąć obciążenia zbrodniami popełnianymi przez złowieszcze oddziały Reinefartha, Kaminskiego i Dirlewangera. Pacyfikację powstania dowódca Korpusgruppe von dem Bach traktował jak swoją "wielką, historyczną misję". Choć po wojnie wielokrotnie przekonywał, że starał się złagodzić "rozkaz nr 1" i powoływał się na polskie pochodzenie, trudno było uwierzyć człowiekowi, który w 1940 r. dzielił się w liście do Himmlera radością z pozbycia się z nazwiska członu "Zelewski", bo uważał go za "zbyt polskie".
Współpraca z Eichmannem
Matką Ericha von dem Bach-Zelewskiego była pochodząca z Torunia Elżbieta Ewelina Szymańska, jednak przyszły generał SS był wychowywany w duchu germańskim. Po wybuchu I wojny światowej jako 15-letni chłopak wstąpił na ochotnika do armii cesarskiej. Już dwa lata później mianowano go porucznikiem i dowódcą kampanii. Za męstwo na polu walki młodzieńca dwukrotnie odznaczono Krzyżem Żelaznym.
Po wojnie Erich von dem Bach-Zelewski zasłużył się w tłumieniu powstań śląskich. Szybko dał się uwieść nazistowskiej ideologii. W 1930 r. został przyjęty w szeregi NSDAP, a rok później - SS, gdzie w ciągu zaledwie dwóch lat awansował do stopnia generała-majora (SS-Brigadeführera). Hitler traktował go jako "najwierniejszego z wiernych", dlatego von dem Bach-Zelewski aktywnie uczestniczył m.in. w "nocy długich noży", podczas której zamordowano kilkudziesięciu prominentnych członków SA.
Do 1939 r. zajmował ważne stanowiska w hierarchii SS, jednak "skrzydła" mógł rozwinąć dopiero po ataku na Polskę. Von dem Bach-Zelewski został pełnomocnikiem Komisarza Rzeszy ds. Umocnienia Niemczyzny na Wschodzie. Za tym oficjalnym tytułem krył się koordynator brutalnej akcji wypędzeń i eksterminacji ludności polskiej i żydowskiej na obszarze Śląska. Późniejszy "kat Warszawy" ściśle współpracował wówczas z architektem Holocaustu, czyli Adolfem Eichmannem.
Urojenia generała
Erich von dem Bach-Zelewski był jednym z inicjatorów utworzenia obozu koncentracyjnego na terenie dawnych koszar położonych niedaleko miasteczka Auschwitz. Projekt motywował koniecznością zapewnienia miejsc dla osób, które zostaną aresztowane na terenie Śląska i Generalnej Guberni. Po wybudowaniu obozu i pierwszych ucieczkach, von dem Bach-Zelewski wsławił się zarządzeniami nakazującymi masowe rozstrzeliwanie okolicznych mieszkańców, podejrzewanych o udzielanie pomocy więźniom. Po ataku Niemiec na ZSRR, generał został mianowany Wyższym Dowódcą SS i Policji na obszarze od Białorusi po Ural. Podlegały mu m.in. "grupy operacyjne" zajmujące się eksterminacją ludności cywilnej. Podwładni von dem Bacha-Zelewskiego "wsławili się" masakrami Żydów w Rydze i Mińsku. Akcje musiały zrobić wrażenie na dowódcy, o czym świadczy opinia lekarska na jego temat z czasów, gdy przebywał na rekonwalescencji w Berlinie po operacji żylaków. Naczelny lekarz SS donosił Himmlerowi: "Leczenie pacjenta nie jest łatwe ze względu na jego
stan psychiczny - cierpi szczególnie na urojenia w związku z kierowanymi przez niego osobiście rozstrzeliwaniami Żydów i innymi ciężkimi przeżyciami na Wschodzie".
* "Widziałem palące się stosy trupów" * W sierpniu 1944 r. dowódcy uznali, że von dem Bach-Zelewski świetnie sprawdzi się w roku pacyfikatora walczącej Warszawy. "Reichsführer SS (Heinrich Himmler - przyp. red.) obiecał mi, że uzyskam Krzyż Rycerski, gdy Warszawa będzie zdobyta" - notował w dziennikach. Po wojnie von dem Bach-Zelewski zapewniał, że jedną z jego pierwszych decyzji było anulowanie "rozkazu nr 1", zakładającego wymordowanie wszystkich mieszkańców Warszawy. Zdaniem wielu historyków nie był to przejaw humanitaryzmu, ale niemieckiego pragmatyzmu. Von dem Bach- Zelewski uznał po prostu, że "rozrzutnością" byłoby zabicie tysięcy osób, zdolnych do pracy dla III Rzeszy.
Okolicznością łagodzącą nie był też jego rozkaz rozstrzelania Bronisława Kaminskiego, dowódcy złożonego z Rosjan oddziału SS, dopuszczającego się okrutnych mordów na mieszkańcach Warszawy. Nie ukarano go za zbrodnie, ale za przywłaszczenie zrabowanych kosztowności. Powinien je bowiem przekazać niemieckiej armii.
18 sierpnia 1944 r. von dem Bach-Zelewski wystosował pismo do "Komendanta polskich powstańców" wzywając do zakończenia walk i gwarantując bojownikom "bezpieczne wyjście z miasta". Nikt nie uwierzył w te zapewnienia, dlatego niemiecki generał zdecydował zademonstrować siłę. Rozpoczęła się seria potężnych bombardowań Warszawy. "Sam widziałem, jak dzikie tłumy żołnierzy i policji rozstrzeliwały osoby cywilne, sam widziałem palące się stosy trupów; które były oblewane benzyną i podpalane" - wspominał później przed trybunałem w Norymberdze. Oczywiście dodając, że był to efekt rozkazów wydawanych przez Hitlera.
"Ta wstrętna świnia"
2 października 1944 o godz. 21 w Ożarowie, Erich von dem Bach-Zelewski oraz przedstawiciele Komendy Głównej AK: płk. Kazimierz Iranek-Osmecki "Heller" i ppłk. Zygmunt Dobrowolski "Zyndram" podpisali akt kapitulacji. Niedługo później generał otrzymał obiecany Krzyż Rycerski za pacyfikację Warszawy.
Po powstaniu von dem Bacha-Zelewskiego skierowano na Węgry, gdzie m.in. kierował zburzeniem zamku królewskiego w Budapeszcie. Od lutego 1945 r. dowodził obroną niemiecką w rejonie Schwedt nad Odrą, po czym zniknął na kilka miesięcy.
Amerykanie aresztowali go w pierwszą rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. W listopadzie 1945 r. , Erich von dem Bach-Zelewski stanął przed międzynarodowym trybunałem w Norymberdze. "Wysoki. Chód kawalerzysty. Rasowy junkier. W rysach coś drapieżnego i odpychającego" - opisywał go polski korespondent Edmund Osmańczyk. Von dem Bach-Zelewski zdecydowanie odciął się od dawnych towarzyszy z SS. Mówił dużo, chętnie i ze szczegółami. Oczywiście pomijając fakty, które mogły pogrążyć jego samego. Gdy opuszczał salę Hermann Göring miał krzyknąć: "Ten zdrajca, ta wstrętna świnia! Przeklęty sukinsyn! Był najbardziej krwawym mordercą w całym tym cholernym układzie! Sprzedaje duszę, żeby uratować swoją śmierdzącą skórę!".
W charakterze świadka
Prokuratorzy ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji i ZSRR nie pytali von dem Bacha-Zelewskiego o jego działalność w Warszawie. Niewygodny wątek powstania został skutecznie wyciszony. Amerykanie nie mieli interesu w tym, by zamknąć usta cennemu świadkowi, a Sowieci woleli nie przypominać światu, gdzie w sierpniu 1944 r. znajdowały się ich wojska. Władze USA odmówiły także ekstradycji von dem Bacha-Zelewskiego do Polski. W 1947 r. stanął jednak przed polskim sądem, ale tylko w charakterze świadka, w procesie Ludwiga Fischera, gubernatora okupacyjnego "dystryktu warszawskiego". Fischer został skazany na śmierć, zaś von dem Bach-Zelewski wrócił do amerykańskiego więzienia w Niemczech.
W 1951 r. trybunał denazyfikacyjny skazał go na 10 lat obozu pracy. Pięć z nich uznano za odbyte, a pozostałe "poszły w niepamięć", ponieważ były SS-man... nie stawił się w zakładzie karnym. "Niech po mnie przyjdą, nie myślę sam się zgłaszać" - cytował go tygodnik "Der Spiegel". Nikt się jednak nie zgłosił i aż do 1958 von dem Bach-Zelewski mieszkał spokojnie we wsi Eckersmühlen koło Norymbergii i pracował jako nocny stróż. W 1958 r. niemiecki generał, który miał na sumieniu tysiące istnień ludzkich został skazany za zabójstwo jednego człowieka - Antona von Hohberg und Buchwalda, który zginął podczas "nocy długich noży". W 1961 i 1962 r. ponownie stał przed sądem za przestępstwa z lat 30, m.in. morderstwo sześciu niemieckich komunistów. Ostatecznie skazano go na dożywocie. Podczas jednego z procesów stwierdził: "Byłem do końca człowiekiem Hitlera. I jestem do dziś jeszcze przekonany o jego niewinności".
Rafał Natorski / PFi, facet.wp.pl