Trwa ładowanie...
10-04-2007 16:04

Gentleman na żaglach

Gentleman na żaglachŹródło: Gentleman
d6ahjx6
d6ahjx6

Mateusz Kusznierewicz osiągnął już w życiu sukces, ale zgodnie z planem dąży do kolejnych. Mimo że ma dopiero 31 lat, stuknęło mu już 20-lecie kariery, a swoimi wyprawami, podróżami, doświadczeniami, aktywnością sportową i poza sportową mógłby spokojnie obdzielić ze dwie osoby – nie tylko te w swoim wieku. Popularność go cieszy, ale i peszy, bo – jak twierdzi – jest wiele innych osób, które bardziej zasługują na miano ludzi sukcesu. Gorące spojrzenia kobiet sprawiają z kolei, że często nie wie jak zareagować. A propos kobiet... Pytany o życie prywatne Mateusz zaczyna się nagle spieszyć na następne spotkanie lub do dentysty...

Potrafisz unikać odpowiedzi na niewygodne pytania?
Tak. Po tylu latach doświadczeń nauczyłem się, jak postępować w takich sytuacjach.

Jak się spławia dziennikarzy, którzy nagle napadają cię na ulicy i atakują pytaniem?
Po pierwsze nigdy nie spławiam dziennikarzy. Mam do was wiele szacunku i sympatii, jak do każdej innej osoby, z którą rozmawiam. Po drugie znajduję zawsze w takiej sytuacji jakąś żartobliwą odpowiedź, żeby wymigać się odpowiedzi na dziwne pytanie. Mówię na przykład: „Przepraszam, ale spieszę się do dentysty”. Nauczyłem się tego na szkoleniach, które przeszedłem.

Czy na takim szkoleniu otrzymuje się listę „prawidłowych” odpowiedzi?
Nie, to raczej wskazówki, a nie spis gotowych formułek.

d6ahjx6

Przećwiczmy to. Masz dziewczynę?
Przepraszam, ale spieszę się do dentysty.

Dlaczego nie chcesz opowiadać o swoim życiu osobistym?
Już się na ten temat nagadałem. Były artykuły, miałem sesję zdjęciową z byłą żoną – Agnieszką. Wystarczy. Zmieniłem swoje podejście do tych spraw. Życie prywatne jest prywatne, a wypowiadając się publicznie czy udzielając wywiadów wolę skupić się na sporcie, planach na przyszłość – to jest coś, co jest naprawdę ważne, co jest moją pasją. Treningi i zawody są moim prawdziwym życiem, a nie sesje zdjęciowe i wywiady, chociaż to też jest bardzo miłe. Mogę ewentualnie skomentować jakieś fakty z życia prywatnego, ale nie będę się już niczym chwalił. Teraz jestem na innym etapie życia.

Bezzwiązkowym? Dentysta czeka? W porządku. Czyli jedynym twoim partnerem, o którego można pytać jest Dominik Życki? Kto się komu oświadczył?
To ja znalazłem Dominika i mówiąc szczerze miałem ogromne szczęście. Podczas treningów i zawodów spędzamy razem bardzo dużo czasu. To ważne, żeby dobrze się zgrać.

Gdyby Dominik był kobietą, pewnie byłby wymarzoną żoną?
Nie... (śmiech). Nie jest w moim typie. Jest trochę za spokojny.

d6ahjx6

Nie założyłeś rodziny, a masz swój dom?
Mieszkanie.

Czy jest twoją przystanią, miejscem z kategorii: „Tam dom mój, gdzie serce moje...”?
Nie. Takie miejsce jeszcze nie istnieje, ale mam już na nie pomysł, wiem gdzie powstanie.

W Warszawie?
W Warszawie.

A drzewo i syn? Syn... Myślę, że jeszczenie teraz. A drzewo? Nie ciągnie mnie do sadzenia i nie postępuję według powiedzonek.

Teraz coś z zupełnie innej beczki. Na łódce bardzo ważny jest ciężar załogi. Musicie utrzymywać właściwą wagę.
Tak to prawda. Idealna waga dla nas to 200 kilogramów. Ja, jako sternik powinienem ważyć 98 kilogramów, a Dominik 101. Brakujący kilogram to ewentualna dobra kolacja, trzeba więc go sobie zostawić – tak na wszelki wypadek. Zdarza się przed regatami, że zawodnicy muszą nagle zrzucić wagę – wtedy ćwiczą ubrani w grube ciuchy i... wypacają ponadprogramowe kilogramy. Oczywiście to nie jest odchudzanie – waga spada przez utratę wody.

d6ahjx6

Ile teraz ważysz?
101 kilo, a Dominik 97.

Czyli on musi przytyć, a ty schudnąć?
Tak, ale to nie jest żaden problem. Utrzymujemy właściwą wagę i stale współpracujemy z dietetykiem.

Umiesz liczyć kalorie?
Tak. Nauczyłem się tego dwa lata temu.

Ile kalorii ma ten sok?
Około 40 (po sprawdzeniu – miał 38 kcal). Wiem, ile kalorii ma schabowy, panierka, sosy, itd.

Co najbardziej tuczy?
Sosy. Sam makaron nikomu nie zrobi krzywdy, ale jak zaleje się go ciężkim sosem, to już zupełnie inna historia. Trudno sobie wyobrazić, że nawet kilka kilogramów ma wpływ na miejsce na podium. Ale tak właśnie jest. Na szybkość łódki i nasze predyspozycje składa się mnóstwo elementów – waga zawodników jest jednym z nich.

d6ahjx6

A sama łódka? Laikowi wszystkie wydają się takie same...
Stoimy obecnie przed decyzją o wyborze łódki, szukamy najlepszej dla nas, podglądamy łodzie przeciwników – wykonując przy tym drobne szpiegowskie roboty. Zadajemy sobie pytania, w jaki sposób niewielkie różnice w konstrukcji czy umocowaniu elementów wpływają na szybkość i jakość. Są to niuanse, które zauważa tylko specjalista. Łodzie mają wprawdzie określone wymiary, ale dozwolona kilkanaście milimetrów większa szerokość czy minimalnie inny kształt kila, mogą wpływać na szybkość łodzi. Zdarzyło nam się rozmawiać o pewnych szczegółach konstrukcyjnych z teamem Sauber, w którego barwach startuje Robert Kubica.

Formuła 1 i żaglówka? Co mają ze sobą wspólnego?
Wbrew pozorom – wiele. W żeglarstwie liczy się nie tylko siła mięśni czy taktyka. Na obecnym etapie zaawansowania techniki materiały, których się używa podczas produkcji łódki bywają takie same jak te, które wykorzystuje się konstruując bolida. W regatach o puchar Ameryki na starcie stają łodzie, do których budowy korzysta się z dokładnie z tych samych materiałów, jak w Formule 1. Materiały testuje się w podobny sposób i niejednokrotnie w tych samych miejscach – np. żagle sprawdza się w tunelach aerodynamicznych. Dlatego mamy co omawiać z teamem Kubicy.

Znasz się na szczegółach technicznych? Nie masz w ekipie „specjalnego” człowieka od tych spraw?
Znam się. Ponad 20 lat kariery żeglarskiej zrobiło swoje. Czy to dziwne?

d6ahjx6

Nie, ale przecież nie każdy sportowiec interesuje się materiałami, z których wykonane są narzędzia jego pracy. Mnie to zawsze interesowało. Przeczytałem na ten temat mnóstwo książek, otrzymuję pomoc od taty (pracuje na Politechnice Warszawskiej), dyskutuję z Dominikiem, który jest inżynierem, współpracuję ze specjalistami ze Szwajcarii. Nie tylko żeglowanie, ale także strona techniczna jest moją pasją. Właściwie... mówiąc szczerze mam bzika na tym punkcie – materiały i ich właściwości – np. sztywność, wytrzymałość, laminowanie, żywice, jak dany materiał zachowa się w takich warunkach, jak w innych... Znam się na tym i dlatego mogę podejmować decyzje na temat łódki, którą pływamy czy zamierzamy kupić, lub brać istotny udział w ich podejmowaniu.

Na konferencji prasowej zorganizowanej w Warszawie po zawodach Bacardi Cup w Miami, gdzie zdobyliście bardzo dobre 3. miejsce, powiedziałeś, że wszystko odbyło się zgodnie z planem. Czy to oznacza, że brak wygranej też był częścią przemyślanego planu?
Byłbym głupi, gdybym nie wygrywał, tylko dlatego że taki jest plan. Oczywiście chcemy wygrywać już teraz. Stąpam jednak twardo po ziemi. Wiem, jakie są realia, na co mnie dzisiaj stać, a czego nie przeskoczę. Wiem, jakie są składowe sukcesu. Cały czas się uczę i z wiekiem nabywam doświadczenia. Zdaję sobie sprawę z tego, jaka jest kolejka do pierwszych miejsc. Dlatego często tłumaczę planem brak najwyższych wygranych.

Czy plan się sprawdza?
W większości przypadków tak. Jego struktura i podstawowe założenia się sprawdzają, ale czasami – jak to w życiu – pojawiają się nowe sytuacje, które sprawiają, że realizacja nie jest stuprocentowa. To działa w dwie strony – czasami coś udaje nam się wcześniej i łatwiej niż początkowo zakładaliśmy, a niekiedy wręcz przeciwnie. Przykładowo temat nowych żagli. Rozpracowaliśmy go znacznie szybciej niż moglibyśmy się spodziewać. Założyłem, że w połowie tego roku będziemy wiedzieli wszystko o żaglach na słaby wiatr, tymczasem już zgromadziliśmy potrzebną wiedzę. (w Chinach, gdzie odbędą się Igrzyska Olimpijskie 2008, na akwenie panują trudne warunki – słaby wiatr, silne prądy).

d6ahjx6

Kiedy powstał PLAN? Wymyśliłeś, co chcesz robić będąc dzieckiem, nastolatkiem czy kilka lat temu?
Ja go cały czas tworzę. Ale wiem, co chcę w życiu robić.

Co chcesz robić?
Chcę zajmować się tym, co jest moją pasją, co mi sprawia przyjemność. Nie dotyczy to tylko sportu. Zależy mi bowiem na robieniu rzeczy, które przynoszą szczęście zarówno mi, jak i osobom, które są przy mnie. Pragnę, aby dzięki temu były zadowolone i mogły we wszystkim w miarę możliwości uczestniczyć.

Które określenie jest ci bliższe: marzenie czy plan?
Zdecydowanie marzenie. Cieszę się, że mam ich mnóstwo. Z natury jestem jednak bliżej planu – zresztą marzenia i plany są ściśle ze sobą powiązane – plan jest niezbędny, aby zrealizować marzenie. On toczy się po ziemi, a marzenie unosi się tuż nad jego powierzchnią.

Wyniosłeś pasję żeglarską z domu?
Mój tato pracuje w Polskim Związku Żeglarskim. Kiedyś organizował rejsy i obozy żeglarskie.

Byłeś więc skazany na żeglarstwo?
Nie. Zresztą to mama zapisała mnie na pierwszy obóz żeglarski, mimo że sama nie żegluje.

Masz rodzeństwo?
Nie. I wiem, że rodzicom bardzo mnie brakuje. Wracam do nich, kiedy tylko mogę, ale prawda jest taka, że ciągle mnie nie ma. Cieszy mnie jednak, że są dumni z tego jakim jestem człowiekiem.

W jednym z wywiadów powiedziałeś, że twój tato nie jest osobą, która cię chwali za sukcesy, tylko momentalnie pyta, co dalej. Czy tak faktycznie jest?
Tak. Teraz, po powrocie z Bacardi Cup, w pierwszym SMS-ie mój tato napisał: „Gratulacje. Mam nowe materiały dotyczące tkanin na żagle. Musimy o tym pilnie porozmawiać. Mnóstwo pracy przed nami”. Później otrzymałem od niego e-maile, a kiedy się spotkaliśmy nie było już rozmowy o wynikach czy o sukcesie, tylko pytania, dlaczego Fryderyk (nasz rywal) był szybszy...

Nie brakuje ci dopieszczenia?
Przyjemnie jest usłyszeć miłe słowa, ale nie byłem zbytnio rozpieszczany „słownie” w domu, więc nie mam w naturze potrzeby bycia głaskanym i chwalonym.

Nie bawią cię komplementy? Nie cieszy, że wchodzisz gdzieś i wzrok wszystkich kobiet skierowany jest na ciebie?
Mówiąc szczerze nie wiem, co robić i jak zachować się w takich sytuacjach i zwykle po prostu spuszczam głowę i udaję, że mnie nie ma.

Nie masz tej świadomości, że jesteś kimś i odniosłeś sukces? Nie myślisz sobie: „Oto ja”?
Nie. Uważam, że jest wiele innych osób, które zasługują na miano ludzi sukcesu. Oczywiście wiem, że osiągnąłem sukces w sporcie, ale jestem normalnym człowiekiem. Nie żyję byłymi triumfami czy tym, że ludzie patrzą na mnie na ulicy. Mam jeszcze sporo do zrobienia.

Musisz jednak być obecny w mediach. To – między innymi – zachęca sponsorów, a przecież twój sport nie jest tani.
Wszystko jest ze sobą połączone. Najważniejsza rzecz zdarzyła się w 1996 roku – wywalczyłem złoty medal olimpijski. Od tam tamtej pory świat się wokół mnie kręci, a ja kręcę nim. Jestem rozpoznawalny, ale nie można tylko tym żyć. Oczywiście popularność pomaga, ale nie wystarcza. Najważniejsze są wyniki. Głupio bym się czuł, gdybym nie miał dobrych wyników, a chwaliłbym się i nawiązywał współpracę z mediami tylko, dlatego że jestem Mateuszem Kusznierewiczem. Musimy się promować, ale chcę dodać do tego wartość – a najważniejszą wartością są wyniki oraz to, że wciąż robię coś, o jest moją pasją. Chcę wygrywać, bo to cieszy nie tylko mnie, ale i ludzi, naszych kibiców. Oni nie chcą dziesiątych miejsc. Komentują wtedy: „Panie Mateuszu, bardzo się cieszymy, wierzymy w pana, ale...”

Finn, na którym odniosłeś największe sukcesy, w tym Mistrzostwo Świata jest jednoosobowy, w klasie Star załoga jest dwuosobowa. Jak ci się pływa lepiej – samemu czy w duecie?
Zdecydowanie lepiej we dwójkę.

Jesteś więc zwierzęciem partnerskim.
Tak, ale tylko pod warunkiem, że mam dobrego partnera. Gdybym trafił na kogoś innego możliwe, że byłyby problemy. A Dominik... Dziękuję, że jest.

Mówicie o sobie jak małżeństwo: zrobiliśmy, pomyśleliśmy...
Jeśli chodzi o małżeństwo to Dominik (Dominik Życki, partner Mateusza w teamie) nie jest w moim typie... (śmiech) To przemiły, ciepły, fajny, uprzejmy facet, ale nie mam ku niemu żadnych skłonności (śmiech). Mówię „my”, bo po pierwsze lubię się wszystkim dzielić, a po drugie Dominik pracuje na nasz sukces tak samo, jak ja. Staram się nigdy nie zapominać o podziękowaniach dla ludzi, którzy mi w jakiś sposób pomogli, o podkreślaniu wartości ich dokonań.

Który z was jest ważniejszy – Dominik czy ty?
Ja jestem wprawdzie głową i szefem całego projektu, ale nie powiedziałbym, że jestem ważniejszy. Bez Dominika nie dałbym rady. Zresztą on beze mnie też by sobie nie poradził. Jesteśmy na równi – mamy po prostu inne zadania do spełnienia. Ja prowadzę projekt, zajmuję się współpracą ze sponsorami, mediami, promocją. Zawsze jednak pytam Dominika o zdanie i często dyskutujemy.

Ciągle jesteście razem...
Nie, nie ciągle. Podczas zawodów czy sesji treningowych faktycznie śpimy w tym samym hotelu czy apartamencie, często jadamy razem posiłki, jesteśmy razem na łódce, żyjemy tą samą pasją. Kiedy wracamy z regat, każdy jedzie w swoją stronę. Nasze życie wygląda zupełnie inaczej. Dominik ma rodzinę – żonę i prawie trzy córki (trzecia w drodze), a ja nie. On spędza czas w domu, jest oazą spokoju, ma stabilną pracę (jest dziennikarzem), a ja – na mieście, udzielam się w mediach, biorę udział w akcjach promocyjnych. Następnym razem zobaczymy się dopiero na Majorce (w kwietniu).

I nie piszecie do siebie? Nie rozmawiacie przez telefon?
Dzisiaj dzwoniłem do niego już trzy razy, bo mamy mnóstwo spraw do ustalenia. Trzeba załatwić dom na Majorce, zdecydować, jaką łódkę mamy kupić...

O czym rozmawiacie spędzając ze sobą tak dużo czasu?
O wszystkim. O samochodach, kobietach, o nowej marynarce, długopisie, herbacie, zegarkach, podróży, opowiadamy sobie kawały, rozmawiamy o ludziach... A czasami – co jest fantastyczne – potrafimy nie rozmawiać wcale. Cisza nam nie ciąży.

Poza żeglarstwem masz i inne pasje. Lubisz m.in. podróżować. Gdzie podobało ci się do tej pory najbardziej?
Najbardziej lubię naturę. Najpiękniejsze chwile znalazłem w Nowej Zelandii. Spacerując po plaży czy lesie można mieć wrażenie, że nikt tam wcześniej nie był. Spokój tych miejsc jest przepiękny.

Młody, przystojny facet i bezludzie?
I dobrze mi z tym. Zawsze lubiłem naturę...

A zatłoczone miasta? Piękne samochody? Szybkie kobiety?
Męczy mnie warkot w każdym wydaniu – przeszkadza mi podczas jazdy samochodem, mimo że chętnie się w ten sposób przemieszczam. Nie pociągają mnie skutery wodne czy motorówki. Wszystko, co wydziela spaliny wolałbym omijać. Miasta... Najbardziej lubię Barcelonę i Sydney. Zainteresowała mnie też Ameryka Południowa. Mam ogromną ochotę pojechać do Argentyny – słyszałem wiele dobrego na temat tego kraju, a jego mieszkańcy, których miałem okazję spotkać też stali się dla Argentyny najlepszą reklamą.

Skoro nie wielkie miasta i warkoczące maszyny, to może przynajmniej lubisz gadżety?
Jak najbardziej. Jestem gadżeciarzem pełną gębą. Cieszy mnie wszystko – od telefonów, przez komputery, zegarki, po dodatki. Mam ich trochę, interesuję się i czytam o nowościach. Najbardziej mnie denerwuje, że firmy wypuszczają teasery, następnie pojawiają się reklamy, a samego gadżetu nie ma jeszcze w sklepach... Nie znoszę czekać i czasami sprowadzam sobie jakiś drobiazg ze Stanów lub Anglii. Staram się jednak nie przesadzać.

Ile masz telefonów komórkowych?
Nie zbieram ich. Kiedy kupuję nowy model, oddaję swój telefon rodzicom lub znajomym. Teraz może mam ze cztery komórki.

Wróćmy do odpoczywania. Żeglujesz prywatnie?
Zdarza się, że pożyczam ze znajomymi łódkę, ale wtedy trzymam się z dala od steru i skupiam się na pracy barmana.

Możesz spokojnie patrzeć, jak mija Cię druga łódź? Nie masz ochoty się pościgać?
Mam. Dlatego nie dotykam steru.

Grasz też w golfa. Gdzie są najlepsze pola do popisu?
W Australii i Szwecji. Piękne pola golfowe powstały także w Polsce – w Częstochowie i Wrocławiu. We Wrocławiu budowane są domy i apartamenty na polu golfowym. Trochę mnie kuszą... Poza tym gram w tenisa, pływam na desce windsurfingowej. Sport to nie tylko mój zawód, ale i sposób na odpoczynek.

Żeglarstwo jak każdy sport może powodować kontuzje. Na co narażasz się na łódce?
Najczęstsze są kontuzje kręgosłupa (dyskopatia) i stawów.

Ćwiczysz?
Tak. Wykonuję ćwiczenia korekcyjne – średnio 2 godziny dziennie.

Ile lat kariery żeglarskiej masz jeszcze przed sobą?
Myślę, że jestem w połowie.

Czyli dociągniesz do 60-tki? Myślę, że tak.

I co będzie dalej, na emeryturze?
Pewnie i tak będę żeglował hobbistycznie. Kto wie, może jakiś dłuższy rejs?

Masz plan B na życie? Coś, co mógłbyś robić, gdyby plan A z jakichś przyczyn nie wypalił?
Gdyby nie żeglarstwo pewnie zająłbym się „normalną” pracą. Interesuje mnie tworzenie i kierowanie nowymi projektami marketingowymi, promocyjnymi. Sprawdzam się także jako manager.

Jesteś do tego przygotowany?
Prowadziłem dwie firmy. Pierwsza była związana z turystyką i rekreacją (Akademia Żeglarskiej Przygody). Bardzo dobrze funkcjonowała, ale z braku czasu musieliśmy ją zamknąć. W drugiej z kolei sprowadzaliśmy eleganckie ubrania, mieliśmy sklep, planowaliśmy otwarcie całej sieci salonów. Zamknąłem ją dokładnie z tych samych powodów, co pierwszą.

Czyli wiesz, co masz robić?
Jak najbardziej. Ostatnio otrzymuję bardzo interesujące propozycje pracy na ciekawych stanowiskach – i w dużych korporacjach, i w małych firmach, także za granicą. Nie boję się więc bezrobocia.

Zdradzisz, jakie to propozycje, czy może zapragniesz spotkać się z dentystą?
Niestety nie mogę powiedzieć.

Podczas Bacardi Cup płynęliście na pożyczonej łódce i odnieśliście sukces. Czy mieliście też coś nowego, coś starego i coś niebieskiego? Czy są jakieś żeglarskie przesądy, w które wierzysz?
Nie. To, co mam do zrobienia, zależy ode mnie, a nie od magii, czarów czy przesądów. Wierzę w swoje umiejętności.

Nie nosisz żadnych szczęśliwych breloczków?
Moim szczęściem jest mózg i dłonie, które wykonują całą pracę. Z kategorii „czary- -mary” – czasami czytam horoskopy.

Co stanie się dzisiaj?
Nie wiem... Dawno nie czytałem... Nie uzależniam swojego życia od jakichś przepowiedni czy horoskopów – robię to, co i tak miałem zrobić, ale czuję się niekiedy pewniej, kiedy gwiazdy mi sprzyjają. Może to działa, a może nie. Nie zastanawiam się nad tym.

Jako żeglarz z pewnością miałeś kontakt z szantami. Lubisz ten rodzaj śpiewania i grania?
Nie, nie. Ale bardzo fajnie, że coś takiego jest, bo wielu ludziom przynosi frajdę i pozwala bawić się na koncertach.

Grałeś przy ognisku na gitarze?
Nie jestem muzykalny. Nie potrafię grać, śpiewać, tańczyć.

Nie potrafisz tańczyć, ale pewnie otrzymałeś propozycję występu w Tańcu z gwiazdami?
Tak, ale nie mogłem jej przyjąć, bo nie miałem czasu.

Tylko ograniczenia czasowe spowodowały, że zrezygnowałeś?
Przepraszam, ale spieszę się do dentysty...

Podobno miałeś pojechać z Krzysztofem Hołowczycem w rajdzie Dakar?
Rozmawialiśmy na ten temat. Miłość do rajdów samochodowych zaszczepił we mnie Maciej Majchrzak z klubu Autotraper. Polubiłem rajdy terenowe. Jestem też dobrym nawigatorem – to umiejętność wyniesiona z żeglarstwa. Nie doszło jednak do mojego udziału w Dakarze. Wszyscy mi to odradzali i wskazywali, że powinienem zająć się żaglami. Przyznałem im rację.

Jesteś bardzo zajęty, non stop wyjeżdżasz i jak nie trenujesz, to bierzesz udział w zawodach. Masz czas na akcje charytatywne?
Wspieram schronisko dla zwierząt „Porzucony Kundelek” w Józefowie pod Warszawą i kiedy mogę zachęcam, aby pomóc zwierzakom. Jeśli nas stać, to dlaczego nie mamy ofiarować im np. worka karmy? Mam także plan dalszych działań społeczno- charytatywnych, ale nie chcę jeszcze o tym mówić.

Bo spieszysz się do dentysty?
Nie. Ta informacja po prostu musi poczekać do maja. Poczekamy więc spokojnie. Dziękuję, życzę powodzenia i jak najrzadszych wizyt u stomatologa.
v Mateusz Kusznierewicz Żeglarz. Największe sukcesy odniósł do tej pory w klasie Finn. Jako pierwszy Polak wywalczył złoty medal olimpijski w Atlancie w 1996 roku. Ma na swoim koncie dwa tytuły mistrza świata i trzy wicemistrza. W 1999 roku otrzymał tytuł Żeglarza Roku, nadawany najlepszym na świecie przez ISAF (Międzynarodowa Federacja Żeglarska), w 2004 roku uhonorowano go wyróżnieniem Żeglarz Wszechczasów. Dwa lata temu przesiadł się na klasę Star. Jego partnerem jest Dominik Życki (utytułowany w klasie Finn). Mateusz i Dominik są jedynym polskim zespołem startującym w klasie Star. Obecnie najważniejsze dla Mateusza i Dominika są Mistrzostwa Świata w Portugalii, które stanowią jednocześnie kwalifikację olimpijską przed Igrzyskami w Pekinie (2008). W Chinach jest miejsce dla 16 państw, a o możliwość startu ubiega się ponad 30 drużyn. Mamy więc za co trzymać kciuki!

Plany na najbliższą przyszłość: kwiecień 2007 – trening i regaty na Majorce maj 2007 – treningi przed mistrzostwami świata w Portugalii lipiec 2007 – Mistrzostwa Świata w Portugalii sierpień 2007 – treningi w Chinach przed Igrzyskami Olimpijskimi w Pekinie 2008

rozmawiała: Hanna Żurawska

d6ahjx6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d6ahjx6