Karol Kot - mroczna historia wampira z Krakowa
To był taki miły chłopak
"Moje credo życiowe? Powiem krótko: zabijać i pić krew ofiar, niszczyć ludzi i ich majątek"
"Moje credo życiowe? Powiem krótko: zabijać i pić krew ofiar, niszczyć ludzi i ich majątek" - wyznał w ostatnim przed śmiercią wywiadzie Karol Kot, który przeszedł do historii jako "wampir z Krakowa". 19-latek, pozujący do zdjęć z szelmowskim uśmiechem, zabił dwie osoby, ale jego plany były zdecydowanie bardziej "ambitne". Na szczęście nie zdążył ich zrealizować.
Był wczesny ranek, 1 czerwca 1966 roku, gdy domowników z krakowskiej kamienicy przy ul. Meiselsa obudził łomot do drzwi. Rodzina Kotów była jeszcze w łóżkach, ponieważ poprzedniego wieczora świętowała zdanie matury przez 19-letniego Karola. Choć młodzieniec miewał wcześniej problemy z nauką, szczególnie językiem polskim, egzamin dojrzałości zaliczył bez potknięć, co bardzo ucieszyło rodziców.
Kiedy chłopak otworzył drzwi, w progu stanęło kilku mężczyzn. "Obywatel Karol Kot?" - spytał jeden z nich, a po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi wygłosił formułkę: "Jesteśmy z milicji, obywatel jest zatrzymany, proszę się ubrać, jedziemy do komendy".
"Panowie, ale o co chodzi? Mam nadzieję, że szybko się to wyjaśni, bo złożyłem papiery do Wyższej Szkoły Oficerskiej i chcę w terminie przystąpić do egzaminów wstępnych" - tłumaczył zatrzymany.
Jednak Karol Kot nie został studentem. Kilka dni później ówczesne media poinformowały, że milicja ujęła szalejącego od dwóch lat potwora. Skończył się dręczący krakowian niepokój, ustąpił paniczny strach i groza.