Co tak naprawdę dzieje się podczas turbulencji?
To nie one są przyczyną katastrof?
Autor książki "Cocpit Confidential" przekonuje, że nawet najsilniejsze ruchy mas powietrza nie są w stanie znacząco uszkodzić samolotu. Jest jedno "ale"...
Chyba każdy, kto choć raz miał okazję podróżować samolotem, przed wejściem na pokład zastanawiał się, czy podczas lotu będą turbulencje. W filmach katastroficznych są one nieodłącznym elementem każdej awarii w powietrzu i przyczyną wielu podniebnych tragedii. Jednak okazuje się, że osławione powietrzne wstrząsy nie są wcale tak groźne, jakby się mogło wydawać. Tak przynajmniej uważają piloci.
Z mitami na temat turbulencji próbował ostatnio rozprawić się Patrick Smith, pisarz, bloger i zawodowy pilot amerykańskich linii lotniczych z dwudziestopięcioletnim doświadczeniem. Autor książki "Cocpit Confidential" przekonuje, że wbrew temu, co zwykło się sądzić, nawet najsilniejsze ruchy mas powietrza nie są w stanie znacząco uszkodzić samolotu. - Analizując całą współczesną historię komercyjnego lotnictwa, nie mogę sobie przypomnieć ani jednej katastrofy, której bezpośrednią przyczyną byłyby turbulencje. Może znalazłby się jeden lub dwa takie przypadki, ale ja o nich nie słyszałem. Samoloty są tak zaprojektowane, aby wytrzymywać największe naprężenia. Nie ma mowy, żeby zdarzyły się takie turbulencje, które byłby w stanie np. oderwać skrzydło - zauważa.
Smith wyklucza też możliwość odwrócenia maszyny "do góry brzuchem" na skutek wpadnięcia w turbulencje. Jak zauważa, w każdym samolocie jest szereg rozwiązań, które blokują możliwość takiego przechyłu i przy nadmiernym skręcie sprowadzają statek powietrzny do pozycji wyjściowej. Niektóre odrzutowce mają nawet w autopilocie specjalny tryb na wypadek nagłych wstrząsów, który dodatkowo stabilizuje maszynę.