1z7
Grzegorz Przemyk - ofiara komunistycznej nienawiści
Bili tak, by nie pozostawiać śladów
Jego oprawcy bili tak, by nie pozostawiać śladów. Nigdy nie zostali należycie ukarani
Gdy zginął, nie miał nawet dziewiętnastu lat. Zapłacił życiem za opozycyjną działalność matki - poetki Barbary Sadowskiej. Do dzisiaj nie wyjaśniono wszystkich szczegółów zbrodni, do której doszło w komisariacie Milicji Obywatelskiej przy ulicy Jezuickiej w Warszawie.
12 maja 1984 roku funkcjonariusze MO zatrzymali na Placu Zamkowym Grzegorza Przemyka, który wraz z kolegami z XVII Liceum Ogólnokształcącego świętował maturę. Ponieważ nie miał przy sobie dokumentów, przewieziono go do pobliskiego komisariatu, gdzie został bestialsko pobity. Uderzenia były fachowe - niszczyły organy wewnętrzne, nie pozostawiając śladów na ciele. Maturzysta zmarł dwa dni później. Próbujący uratować go chirurdzy stwierdzili, że obrażenia Przemyka przypominały skutki "rozjechania człowieka przez samochód"; chłopak miał liczne i rozległe urazy jamy brzusznej.