Historia nie nauczyła nas oszczędzać, ale przyszłość może to zmienić
Polacy wolą wydawać pieniądze niż je oszczędzać. Czy to jeden z przejawów narodowego nonkonformizmu, odróżniającego nas od zdecydowanej większości europejskich (i nie tylko europejskich) nacji? A może wynik smutnych doświadczeń historycznych, gdy krótkie okresy pokoju i stabilizacji były przerywane wojennymi zawieruchami, w których, nawet jeśli nie traciło się życia, to majątek padał szybko pastwą najeźdźców – więc nie opłacało się trzymać pieniędzy nawet w skarpecie. A może odpowiedź jest jeszcze inna – i prostsza – nie oszczędzamy, bo nie mamy z czego?
10.10.2016 | aktual.: 12.10.2016 10:52
Jak „ludowa władza” oszwabiła Polaków
Doświadczenia historyczne nauczyły nas nie tylko ostrożności wobec sąsiadów, ale także dystansu wobec instytucji rodzimych. Starsi Polacy pamiętają choćby zarządzoną przez komunistyczną władzę „reformę” walutową z roku 1950, gdy, z zaskoczenia, wymieniono stare złotówki na nowe – w stosunku 100 zł do 3 zł. Przelicznik ten obowiązywał jednak jedynie wkłady bankowe. Gotówkę wymieniano w stosunku 100 zł starych do 1 zł nowego, co biło w ledwie już dyszącą klasę średnią i chłopów. Przy okazji „reformy” wprowadzono także ustawę zakazującą posiadania obcych walut, a także złotych i srebrnych monet.
Czy można się dziwić, że po takich doświadczeniach (a nie szczędziła ich „władza ludowa” przez cały czas swoich rządów), oszczędzanie, mimo wielu propagandowych akcji, nie było wśród Polaków specjalnie popularne. Przełom roku 1989 zmienił tu niewiele.
W oszczędzaniu wyprzedza nas między innymi Białoruś, Botswana i Rwanda
Według raportu BGŻOptima („Polak oszczędny 2016. Czy oszczędność jest dziedziczna?”) liczba osób oszczędzających w Polsce pozostaje od lat znacznie poniżej średniej dla większości państw europejskich. Niewiele ponad 46 proc. Polaków mających powyżej 15 lat odłożyło w roku 2014 jakiekolwiek pieniądze („jakiekolwiek” – czyli mogła być to także przysłowiowa złotówka).
Trudno nam porównywać się w tej mierze do bogatych i zapobiegliwych Norwegów. W tym kraju systematycznie oszczędza 90 proc. obywateli. To specjalnie nie dziwi. Zdziwienie może już natomiast budzić fakt, że w oszczędzaniu wyprzedzają nas mieszkańcy Białorusi (której historia przecież także nie rozpieszczała), a nawet tak biednych państw afrykańskich jak Botswana czy nękana przez wiele lat wojną domową Rwanda.
Oczywiście, nie odkładają oni kwot dużych, ale przecież, jak mówi ulubiona maksyma królowej Elżbiety II, „troszcz się o pensy, a funty przyjdą same”. No, ale my, Polacy, mamy swojego Kopernika z prawem mówiącym, że „gorszy pieniądz wypiera dobry”.
Nie myślimy o przyszłości
Prawie 50 proc. Polaków nie jest przygotowanych finansowo na żadne niespodziewane wydarzenia losowe, choćby wyższe wydatki związane z chorobą lub nagłą utratą pracy. Minimalnym pocieszeniem jest to, że jeszcze niedawno, bo w 2007 roku, było u nas jeszcze gorzej. Pieniędzy na „czarną godzinę” nie miało wówczas odłożonych blisko 60 proc. obywateli Rzeczypospolitej.
Tu sytuacja trochę zmieniła się na lepsze. Nadal jednak ponad 80 proc. z nas nie oszczędza na dodatkową emeryturę. Zaaferowani i zestresowani dniem codziennym Polacy nie myślą, w większości, o przyszłości. Tę wygodną, choć tylko do pewnego momentu, przypadłość dzielimy z Rosjanami i Ukraińcami, którzy oszczędzają jeszcze mniej od nas.
To jednak wątpliwa pociecha. Według wspomnianego już raportu BGŻOptima: „Przeciętny zamożny mieszkaniec strefy euro (…) dysponuje aktywami o wartości 71,5 tys. euro. Przy aktywach finansowych na poziomie przeciętnie 7,7 tys. euro najbogatsi Polacy są 10 razy mniej zamożni. 10 proc. najbardziej zamożnych Polaków jest biedniejsze od 50 proc. Niemców i 70 proc. Belgów.”
Ale jak odrobić tę stratę, gdy większość z nas żyje, nie myśląc o przyszłości. Zaledwie co piąty Polak nie zgadza się z opinią, że więcej satysfakcji daje wydawanie pieniędzy niż ich oszczędzanie, a blisko 90 proc. naszych rodaków (to także dane BGŻOptima) uważa, że pieniądze są tylko po to, by je wydawać.
Zastaw się, a postaw się
Choć tytuły i godności szlacheckie zniesiono jeszcze w II Rzeczypospolitej, w Polsce wciąż jeszcze obowiązuje ziemiańska zasada „zastaw się, a postaw się”. Gdy gość zawita, każdy, nawet najuboższy, stara się podjąć go jak króla. Przy suto zastawionym stole gospodarze i goście opowiadają sobie historie o skąpstwie cechującym narody zachodniej Europy, jak choćby tę, nieśmiertelną, o Holenderce, która poczęstowała przybyłych herbatnikami, a gdy wzięli po jednym, schowała pudełko do kredensu.
Młodzi ludzie coraz częściej myślą poważnie o przyszłości
Co może zachęcić Polaków do oszczędzania? Starszych – wzrastająca realna stopa oprocentowania. A młodszych? Przykład starszych – a przede wszystkim: rodziców. To właśnie oni mogą wyrobić w dzieciach skłonność do rozumnego gospodarowania pieniędzmi. Uczyć może tego na przykład kieszonkowe. Otrzymuje je ponad 40 proc. dzieci w wieku do 18 lat.
Na co wydają te środki? Choć przodują tu bieżące potrzeby (jedzenie, napoje, kosmetyki, ubrania), to rośnie też grupa młodzieży, która poza tymi wydatkami stara się także systematycznie oszczędzać nawet drobne kwoty. Młodzi ludzie gromadzą te pieniądze z myślą o większych wydatkach, ale, co ciekawe, wielu z nich oszczędza, nie myśląc o jakimś określonym celu.
Większość młodzieży odłożone z kieszonkowego pieniądze przechowuje rzecz jasna w domu. Co piąty polski nastolatek ma konto osobiste. Bez względu na formę, cieszy sama tendencja. Jak podaje raport „Polak oszczędny 2016” BGŻOptima, 88 proc. rodziców stara się wyrobić nawyk oszczędzania u swoich pociech. Prawie 70 proc. dzieci doskonale rozumie tę potrzebę, a przeszło połowa jest zdania, że bez względu na to, ile ma się pieniędzy, zawsze można coś zaoszczędzić na przyszłość. Z takim nastawieniem możemy śmiało powalczyć z dziejowymi zaszłościami i liczyć na nowy trend wśród młodych Polaków.
Partnerem artykułu jest BGŻOptima
src="http://d.wpimg.pl/1642795535-1319944189/banner.jpeg"/>