Jak robią to katolicy? Czy religia ma wpływ na seks?
Naukowcy odkryli, że seks jest tą sferą życia, która w konfrontacji z wierzeniami religijnymi, cierpi najbardziej. Okazuje się wręcz, że Bóg w pewien sposób upośledza człowieka. W związku z czym, badacze postanowili sprawdzić, czym różni się życie seksualne ateistów od miłosnych igraszek osób wierzących oraz to, która wiara jest dla seksu najbardziej niebezpieczna...
19.05.2011 | aktual.: 13.09.2012 13:32
Renomowany psycholog i publicysta, Darrel Ray oraz Amanda Brown z Kansas University przedstawili niedawno raport pt. "Sex and Secularism", w którym zgłębiają bardzo interesujący problem, jakim jest wpływ religii na jakość życia seksualnego człowieka. Specjaliści przepytali zarówno ateistów, jak i niemal 15 000 przedstawicieli różnych wyznań i nurtów religijnych. Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek...
"Informacje przez nas zebrane, wyraźnie wskazują, że ludzie religijni odczuwają bardzo duże poczucie winy angażując się w najrozmaitsze praktyki seksualne, jednak to ich nie powstrzymuje (oni również masturbują się, oglądają pornografię, uprawiają seks, cudzołożą itd.), po prostu sprawia, że czują się z tym strasznie źle już po fakcie. Oczywiście, aby odżegnać od siebie winę, muszą zwrócić się do religii z prośbą o przebaczenie. To trochę tak, jakby kościół najpierw podtruwał wszystkich swoich wiernych, a potem oferował im fałszywe antidotum..." - mówi w wypowiedzi dla "Alternet.org" dr Darrel Ray.
Co więcej, wnikliwe badania pozwoliły ustalić, która religia jest pod tym względem jest "najgorsza". Zaskakującym może wydawać się fakt, że wcale nie chodzi o katolicyzm. Otóż respondentów poproszono by ocenili, w skali od 1 do 10 (gdzie 10 to wielkość maksymalna), jak duży wstyd i wyrzuty sumienia towarzyszą im po kontaktach seksualnych z drugim człowiekiem. Najmniejszy dyskomfort odczuwają w tej kwestii unitaryści oraz przedstawiciele judaizmu, notując kolejno 4,14 oraz 4,48 na dziesięciopunktowej skali.
Dalej znaleźli się ateiści (4,71), luteranie (5,88), katolicy (6,34) oraz obarczeni największym współczynnikiem wstydu mormoni, a więc wyznawcy Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, których uśredniony wynik to aż 8,19. Tym samym rzeczywiście można uznać, że wiara wywiera ogromny wpływ na życie seksualne człowieka - nie zmienia jego częstotliwości, ale boleśnie daje o sobie znać w postaci tzw. "moralniaków". Ponoć spora grupa osób wierzących wręcz nienawidzi siebie, za to czego się dopuszczają pod okiem Boga.
Ale czy wyrzekając się religii, można liczyć na lepszy seks?
Co ciekawe, odpowiedź na to pytanie jest twierdząca! Sam autor badania, Darrel Ray, nie krył zdziwienia tym faktem. "Byliśmy przekonani, że religia wywiera na człowieku piętno, które utrzymuje się przez całe jego życie, jednak wyniki badania mówią inaczej. To bardzo miła niespodzianka. Oczywiście, to wcale nie oznacza, że ludzie nie będą borykać się z problemami natury seksualnej, jednak zdecydowana większość respondentów potwierdzała, że po wystąpieniu z kościoła, ich życie seksualne rozkwitło." Powodów takiego stanu rzeczy można upatrywać w kilku czynnikach.
Przede wszystkim, ludzie przestają być poddawani propagandzie duchownych, choć nie bez znaczenia jest też fakt, że człowiek odnotowuje w swojej psychice fakt rezygnacji z udziału w "grze", a więc jej zasady już go nie obowiązują.
Kolejnym ważnym aspektem, jaki należy tu wskazać jest tzw. efekt tabu - większość religii wrzuca seks w strefę mroku, dlatego ludzie niechętnie o nim rozmawiają, mają opory przed otworzeniem się, nie mówiąc już o zgłębianiu swojej seksualności. Bez tych ram, człowiek staje się wolny, zaczyna eksperymentować, odkrywać nowe bodźce i otwarcie dyskutować ze swoim partnerem o swych upodobaniach, a wszystko to w efekcie sprawia, że seks faktycznie staje się lepszy, pełniejszy, bardziej ożywczy i wreszcie... wolny.
Zmierzając do podsumowania, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt seksu w wersji "po bożemu". Na edukację seksualną.
Otóż religia sprzyja ignorancji - w domach, gdzie silny nacisk kładzie się na wiarę, rodzice rzadko kiedy rozmawiają ze swoimi pociechami o seksie (zaledwie 13,5% respondentów przyznaje, że wdraża potomstwo w tajniki seksu), co w efekcie przeradza się w przyszłości w podwyższony współczynnik "wpadek", czy ilości zachorowań na choroby weneryczne. W końcu, w dobrych, katolickich domach o seksie się nie dyskutuje. Lecz pamiętajmy, że najciemniej jest zawsze pod latarnią...
Jak więc brzmi odpowiedź na pytanie zawarte w tytule - jak wygląda seks katolików? Wg badaczy smutno: raz w tygodniu małżonkowie spotykają się w sypialni, gdzie przez piętnaście minut współżyją (oczywiście koniecznie przy wyłączonym świetle) w pozycji misjonarskiej. Potem obydwoje zatapiają się w poczuciu winy, no i żywiąc nadzieję, że za dziewięć miesięcy nie zjawi się bocian - bo, jak wiadomo seks z zabezpieczeniem to grzech.
Od siebie dodamy, że do tych rewelacji podchodzimy dość sceptycznie. Podejście naukowców momentami zakrawa o kompletne niezrozumienie rzeczy. Na wielu katolickich forach internetowych możemy przeczytać, o ogromnej satysfakcji, jaką małżonkowie przez długie lata potrafią czerpać z seksu ze względu na to, że jest on nie tylko, tanią rozrywką zapewniającą przyjemność, ale darem od Boga, pozwalającym okazywać sobie miłość. Twierdzenie, że znakomita większość szczerze praktykujących katolików, to łóżkowe ciamajdy, dla których seks jest tylko obowiązkiem małżeńskim, który należy spełniać przy zgaszonym świetle, to chyba spore nadużycie.
Wbrew obiegowej opinii, zasady religii katolickiej pozwalają, a wręcz zachęcają do tego aby odczuwać przyjemność z seksu.
MW/PFi