Jak wygląda opuszczona Fukushima po katastrofie jądrowej?
19.07.2016 12:33
Porozrzucane jedzenie i ubrania, zdemolowane sklepy, puste ulice – to mógłby być plan zdjęciowy do postapokaliptycznego filmu, ale właśnie tak wygląda Fukushima kilka lat po katastrofie jądrowej. Ten fotograf, jako jeden z nielicznych, postanowił uwiecznić dzisiejszą czerwoną strefę.
- Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, jak wygląda dziś czerwona strefa Fukushimy? Jak to jest być jedyną osobą chodzącą po mieście, jak to jest mieć możliwość wejścia do każdego sklepu i obejrzenia go? – zastanawia się malezyjski fotograf, Keow Wee Loong.
*Zobacz też: Nie uciekł z Czarnobyla. Mieszka tam do dziś *
Czerwona strefa w obiektywie
11 marca 2011 roku silne trzęsienie ziemi i gigantyczna fala tsunami spowodowały awarię systemów chłodzenia i w rezultacie stopienie się prętów paliwowych w elektrowni atomowej Fukushima I we wschodniej części kraju. Awaria spowodowała znaczną emisję substancji promieniotwórczych. Była to największa katastrofa nuklearna od wybuchu reaktora w elektrowni w Czarnobylu w 1986 roku.
Dziesiątki tysięcy ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia domów, wielu jeszcze tam nie wróciło. Na ok. 19 tysięcy ofiar śmiertelnych, nigdy nie odnaleziono ok. 2,6 tysiąca ciał, uniemożliwiając rodzinom przeżycie żałoby. Ponad 3 tysiące ludzi zmarło w następstwie kataklizmu, w wyniku pogorszenia warunków życia. Pięć lat po tych tragicznych wydarzeniach ok. 200 tysięcy ludzi nadal żyje z dala od domów z powodu zniszczeń po tsunami czy skażenia radioaktywnego w tymczasowych lokalach, u rodzin, w szpitalach lub ośrodkach opieki.
Czerwona strefa w obiektywie
Teraz tereny po katastrofie zaczynają przyciągać kolejnych śmiałków niczym Czarnobyl. Ta część Ukrainy od lat cieszy się ogromną popularnością wśród fotografów, filmowców i podróżników. Wszystko wskazuje na to, że z Fukushimą będzie podobnie.
Keow Wee Loong opublikował ostatnio na swoich profilach w mediach społecznościowych serię zdjęć, które pokazują, jak zatrzymał się tam czas. Poziom promieniowania wciąż jest w Fukushimie wyskoki, ale fotograf postanowił zaryzykować i zakradł się do miasta.
Zanim dotarł do strefy, przeszedł w obie strony 25 km lasem, żeby uniknąć policji. Swoje wyprawy zaczynał o 2.00 w nocy. Wcześniej kupił sobie także specjalną maskę, dzięki której na miejscu mógł normalnie funkcjonować. Wystawienie się na promieniowanie może skończyć się już po kilku godzinach śmiercią.
Czerwona strefa w obiektywie
Na Facebooku komentuje, że chciał uwiecznić wymarłe miejsce po to, by ostrzec innych przed niebezpieczeństwem, jakie niesie ze sobą produkowanie energii jądrowej.
Loong przyznał też, że do zakazanej strefy przedostał się bez pozwolenia, na które normalnie trzeba czekać nawet miesiąc. Doskonale wiedział, jakie ryzyko niesie wkroczenie do strefy, ale chciał spełnić swoje artystyczne marzenia. Argumenty, które nim kierowały, wydają się jednak nieistotne, kiedy ogląda się jego zdjęcia.
Czerwona strefa w obiektywie
Na fotografiach wykonanych przez Malezyjczyka widać, w jakim pośpiechu mieszkańcy opuszczali swoje domy. Pokazuje m.in. zdemolowane sklepy, gdzie na podłodze wciąż walają się paczki z jedzeniem, czy pralnie. Książki, pieniądze, gry, lekarstwa, złota biżuteria, jedzenie – wszystko to wciąż leży tam tak, jak zostało porzucone 5 lat temu.
Czerwona strefa w obiektywie
- Po wejściu do pierwszego lepszego sklepu widzi się dokładnie takie same oferty, jakie były w 2011 roku. Tu nikt nic nie przestawił, nie dotknął. Tam nie ma ani jednego żywego człowieka. Byłem tam sam, mogłem robić, co tylko chciałem – opowiada w jednym z wywiadów Loong.
Czerwona strefa w obiektywie
- To jedna z najbardziej przerażających rzeczy, jakie zrobiłem w życiu. Byłem w wielu miejscach, ale żadne z nich nie było takie jak Fukushima. Sygnalizacja świetlna wciąż tam działa, tylko samochody stoją w miejscu – dodaje.