Peerelowski playboy chciał odrąbywać ręce
Był więc człowiekiem pełnym sprzeczności. Przedwojenną urodę i elegancję łączył z komunistyczną nowomową i dogmatycznymi przekonaniami. Gdy wypowiadał się oficjalnie, był jednoznaczny i pryncypialny. Po robotniczym proteście w czerwcu 1956 roku powiedział: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie, w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji, w interesie walki o podwyższenie stopy życiowej ludności, w interesie demokratyzacji naszego życia, w interesie naszej ojczyzny”.
Tych 42 słów nie zapomniano mu nigdy. Ale nie one w karierze Cyrankiewicza były najbardziej haniebne. Na palmę pierwszeństwa zasługuje krótka odpowiedź dana Janowi Karskiemu, który zapytał go, dlaczego po wojnie nie pomógł swemu dawnemu mistrzowi, legendarnemu przywódcy PPS Kazimierzowi Pużakowi, którego zakatowano w 1950 roku w komunistycznym więzieniu.
„No cóż, po wojnie Pużak się zdezaktualizował” - odparł sucho były już wówczas premier.
Tyle tylko Cyrankiewicz miał do powiedzenia o bohaterze, który przetrwał carat, sanację (Piłsudski wykreślił jego nazwisko z listy przeznaczonych do aresztowania przywódców opozycji, mówiąc: „Co by o mnie powiedziano, gdybym więźnia Szlisselburga zamknął w twierdzy”), okupację niemiecką i którego zamordowała dopiero „robotnicza władza”.