Trwa ładowanie...
13-01-2015 08:04

Kamikaze Hitlera nie chcieli za niego umierać

Kamikaze Hitlera nie chcieli za niego umieraćŹródło: PD
de8mnfe
de8mnfe

Nie tylko Japończycy mieli swój "boski wiatr". Zdecydowany na wszystko, by tylko zwyciężyć w II wojnie światowej, dyktator III Rzeszy również zastanawiał się nad użyciem pełnych poświęcenia straceńców. Stawka była wysoka: zniszczyć Pałac Buckingham.

Wielka Brytania od momentu, kiedy Hitler stracił wszelkie nadzieje, że uda mu się porozumieć z bliskimi rasowo "krewniakami" z Albionu, była mu solą w oku. Niemieckie bombardowania Londynu i innych miast Wielkiej Brytanii stały się jedną z kluczowych operacji nazistów, a dla samych Brytyjczyków wiązały się z potworną traumą.

V1 - "latająca bomba"

Do ataku na niedostępną wyspę na masową skalę użyto tzw. "latających bomb" - samolotów- pocisków V1 napędzanych silnikami pulsacyjnymi i o znacznej jak na owe czasy prędkości przekraczającej 600 kilometrów na godzinę. Do końca II wojny światowej w niemieckich fabrykach porozrzucanych z uwagi na naloty RAF-u po całym terytorium Rzeszy (a także w kilku miejscach okupowanej Polski) wyprodukowano około 30 000 "latających bomb". 20 000 z nich wystrzelono, z czego około 18 000 trafiło w cele - w tym 7 000 w te na terytorium Wielkiej Brytanii.

Szybko, skutecznie... na oślep?

V1 był wysoko cenioną bronią - głównie ze względu na sporą szybkość (lot nad stolicę Anglii z północnych terytoriów Rzeszy właściwej i zajmowanej przez hitlerowców północnej Francji trwał ok 30 minut) i skuteczność niszczenia budynków oraz innych dużych obiektów. "Latające bomby" miały jednak katastrofalną, z punktu widzenia hitlerowców, wadę - bardzo kiepską celność.

de8mnfe

Czy leci z nami pilot?

Na to znaleziono jednak sposób - pojawił się pomysł, by samoloty-pociski, jak na samoloty przystało, były pilotowane przez żywych ludzi, a nie tylko programowane na określone cele. Pozwoliłoby to na precyzyjne zbombardowanie kluczowych obiektów brytyjskiej stolicy, w tym m. in. Pałacu Buckingham. Gra była warta świeczki, prace ruszyły i powstało 150 "latających bomb" wyposażonych dodatkowo w mały kokpit, z którego miał operować pilot. Nie wszystko poszło jednak po myśli niemieckiego dyktatora.

One-way ticket?

Dość szybko okazało się, że pilot co prawda byłby w stanie precyzyjnie naprowadzić maszynę na cel, ale zaraz po tej operacji miałby bardzo niewiele czasu, by opuścić samolot, który w dodatku pędziłby do celu z prędkością ponad 600 kilometrów na godzinę. Desant w takich warunkach musiałby się skończyć niechybną śmiercią dla potencjalnego śmiałka- pilota.

Kamikaze Hitlera

W armii prędko zorientowano się, że pilotowanie takiej maszyny to misja bardziej samobójcza niż front wschodni. Poza nieliczną garstką skończonych fanatyków, którzy byli gotowi poświęcić swoje życie, by tylko precyzyjnie zbombardować Londyn, zainteresowanych wśród pilotów bombowców prawie nie było. Stało się to główną przyczyną niepowodzenia samobójczego niemieckiego eksperymentu.

Co ciekawe, jeden z całkowicie odrestaurowanych egzemplarzy maszyny niemieckich kamikaze został niedawno udostępniony szerszej widowni w muzeum w Kent. Za łączną sumę 40 000 funtów postarano się nie tylko o przywrócenie "latającej bombie" oryginalnego wyglądu, ale również o sprawność silników - brakuje jedynie materiałów wybuchowych umieszczonych pierwotnie w dziobie maszyny. Jak zapewniają władze muzeum, gdyby znalazł się chętny, V1 bez problemu ponownie wzniósłby się w powietrze. Nie zamierzają jednak wydawać pozwolenia na tego typu eksperymenty o niewiadomym skutku.

de8mnfe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
de8mnfe