Trwa ładowanie...
30-10-2014 11:43

Nik Wallenda - najlepszy linoskoczek świata

Nik Wallenda - najlepszy linoskoczek świataŹródło: PAP
d1l77xa
d1l77xa

Nik Wallenda to jedna z najbardziej zadziwiających osobowości świata sportów ekstremalnych. Członkowie jego rodziny już od przeszło 200 lat zawodowo zajmują się sztukami cyrkowymi i znani są jako słynny klan "Latających Wallendów".

Ubiegłoroczny spacer Nika po linie nad Wielkim Kanionem, transmitowany na żywo przez Discovery Channel, to zaledwie jeden z wielu spektakularnych wyczynów w jego karierze. Wallenda pobił do tej pory m.in. 7 rekordów Guinnessa w różnych dziedzinach akrobacji. Tym razem zamierza przejść pomiędzy dwoma wieżowcami na wysokości ponad 180 metrów. Miejscem akcji będzie "Wietrzne Miasto" - Chicago. Nikt wcześniej nie podjął się tak ryzykownego zadania. Czy powiedzie mu się ta arcytrudna sztuka?

Emisja programu "Nik Wallenda nad Chicago na żywo" w niedzielną noc, 2 na 3 listopada 2014 r., o godz. 01.00 na Discovery Channel

Wirtualna Polska: Wodospad Niagara, Wielki Kanion Kolorado... Czy kiedykolwiek naprawdę się bałeś? Jak radzisz sobie ze swoimi słabościami i lękami? Co ci pomaga?

(fot. Discovery Channel)

d1l77xa

Nik Wallenda: Chodzę po linie od drugiego roku życia, więc jest to dla mnie czynność równie naturalna jak oddychanie. Jak się domyślasz, nie cierpię na lęk wysokości, a możliwość spojrzenia z takiej perspektywy na świat jest po prostu fantastyczna. Oczywiście, z tyłu głowy zawsze mam świadomość, że każdy z wyczynów może stać się moim ostatnim. Pamiętam o tym, co spotkało mojego dziadka, Karla Wallendę, który spadł z liny podczas swojego ostatniego występu w wieku 73 lat. Zawsze myślę o kilku członkach mojej rodziny, którzy zginęli w Detroit w latach 60-tych, kiedy coś poszło nie tak z naszą najsłynniejszą rodzinną akrobacją - "Piramidą Wallendów". Dwie osoby poniosły śmierć, jedna została sparaliżowana do końca życia. Mój wujek Gunther, któremu jako jedynemu udało się utrzymać wtedy na linie, po jakimś czasie powrócił do akrobacji, po czym nieszczęśliwie upadł i wybił sobie wszystkie zęby. Wówczas porzucił ten zawód do końca życia. Te sytuacje sprawiają, że za każdym razem, kiedy moja noga staje na
linie, myślę o tym, że to może być mój ostatni raz. Jednak w takich sytuacjach ukojenie przynosi mi modlitwa. Dokonując tych wszystkich wyczynów, bijąc rekordy Guinnessa, za każdym razem w myślach powtarzałem słowa modlitwy, dziękowałem Bogu za to, że pozwolił mi wieść tak dobre życie i doprowadził mnie do miejsca, w którym się obecnie znajduję. Głęboko wierzę w to, że każdy lęk można pokonać, jeśli ufa się Bogu.

Co sprawiło, że mimo tych nieszczęśliwych wypadków wybrałeś taki zawód? Z których swoich osiągnięć jesteś najbardziej dumny?

Pochodzę z rodziny, która uprawia sztuki cyrkowe od XVIII wieku. Stoi za mną kilka pokoleń klanu Wallendów, którzy zarabiali na życie w dokładnie ten sam sposób, co ja. W XIX i na początku XX wieku moja rodzina występowała w Europie, przede wszystkim w Niemczech, skąd pochodzimy. W latach 20-tych moi przodkowie wyemigrowali do USA. Jak widzisz, było to chyba przeznaczenie. Ale oczywiście to nie jest tak, że każdy noszący nazwisko Wallenda zawodowo zajmuje się chodzeniem po linie. Wręcz przeciwnie, moi rodzice nakłaniali mnie nawet, żebym rzucił linę i zajął się czymś innym, np. poszedł na studia medyczne. Ale akrobatyka jest moją największą życiową pasją, a nie ma niczego lepszego niż zawód, który jest jednocześnie twoim hobby. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jest to czynność, którą mogę wykonywać do emerytury. W tej chwili mam 35 lat, zamierzam się zajmować akrobatyką jeszcze przez kolejnych 10-15 lat, a następnie spróbować swoich sił w innym zawodzie. Jestem dumny ze wszystkich moich osiągnięć, choć
zdecydowanie najbardziej cenię sobie pobicie rekordów Guinnessa, w tym przede wszystkim w zwisaniu na helikopterze będąc zaczepionym na linie wyłącznie swoimi zębami oraz oczywiście przejściem bez zabezpieczenia nad Wielkim Kanionem Kolorado.

Czy nie obawiasz się, że twoje dzieci będą dorastały bez ojca? Jak bardzo ryzykujesz?

Za każdym razem, kiedy wchodzę na linę ryzykuję życiem. Będąc na wysokości kilkudziesięciu metrów nad ziemią, gdy spojrzę w dół, moje serce na chwilę przyspiesza. Szanuję wysokość, na jakiej znajduję, doskonale zdaję sobie sprawę, że mogę zginąć lub w najlepszym wypadku zostać kaleką do końca życia. Umysł człowieka jest skonstruowany w ten dziwny sposób, że przede wszystkim skupia się na tym, co negatywne, a nie na pozytywach. Kiedy w głowie wizualizuję sobie moje przejście między wieżowcami w Chicago, czuję powiew silnego wiatru, a być może nawet zamieć śnieżną, która może strącić mnie w dół. Upadek z wysokości 180 metrów z pewnością skończyłby się moją śmiercią. Jednak chwilę potem przychodzi mi do głowy, że przecież chodziłem już po linie w gorszych warunkach, przy nawet silniejszym wietrze i nie spadł mi włos z głowy. Uważam, że w swoim życiu człowiek powinien przede wszystkim kierować się zdrowym rozsądkiem. Nie wszedłbym na linę rozpiętą na wysokości 180 metrów, gdyby nie to, że doskonale wiem, że
sobie poradzę. Jeśli warunki pogodowe będą krytyczne, będzie wiał wiatr o prędkości 100km/h przy zacinającym deszczu ze śniegiem, to nie podejmę się tego wyzwania. Zorganizujemy to w innym terminie. Odpowiadając na twoje pytanie - zdaję sobie sprawę, że mogę zginąć każdego dnia, natomiast ryzyko, które podejmuję wcale nie jest takie duże. Przynajmniej z mojej perspektywy. W każdym razie moje dzieci widziały swojego ojca na linie tysiące razy. To nie jest tak, że nagle w pewnym momencie ich życia zająłem się akrobatyką. Robię to całe życie i dla nich jest to najzupełniej normalne.

Jak często trenujesz? Czy miałeś w swoim życiu jakieś nałogi, z którymi musiałeś skończyć, aby kontynuować swoją karierę?

Każdego ranka spędzam godzinę na siłowni, gdzie przede wszystkim zajmuję się treningiem kardio i podnoszeniem ciężarów. Następnie, około czterech, pięciu godzin poświęcam na trening na linie. Jak się domyślasz, głównie po niej chodzę, ale oczywiście to nie jest tak, że wszystkie moje ćwiczenia wyglądają tak samo. Staram się sprawdzać swoje umiejętności przy zmiennych warunkach atmosferycznych - w deszczu, przy silnych podmuchach wiatru i tak dalej. Dzisiaj np. trenowałem w deszczu i przy wietrze osiągającym 60, w porywach 70 km/h. W moim przypadku oczywiście ważny jest również trening mentalny. W naszym domu w Sarasocie na Florydzie trenuję na linie, zawieszonej na wysokości ok. 30 metrów nad ziemią. Zdarzało się, że członkowie mojej rodziny spadali i ginęli z wysokości zaledwie 15 metrów. Jak widzisz, każdy mój trening może być tym ostatnim. W Chicago będę szedł po linie z budynku mierzącego ponad 170 metrów do wieżowca przekraczającego 220 metrów wysokości. To prawdopodobnie będzie najtrudniejsze zadanie w
moim życiu, biorąc pod uwagę, że będę miał zawiązane oczy. Na szczęście dzięki moim codziennym treningom jestem doskonale przygotowany, zwłaszcza, że będę szedł po linie, którą doskonale znam. Kiedy po niej chodzę, zamykam oczy i wyobrażam sobie ten dzień - zapachy, dźwięki, warunki atmosferyczne. Tak wygląda mój trening mentalny. Moi przodkowie nie mieli takich możliwości. Co do nałogów - na szczęście nie mam żadnych.

d1l77xa

Kto lub co jest inspiracją dla twoich wyczynów?

Największą inspiracją dla mnie jest moja rodzina. Moja żona i trójka moich dzieci. Wszystko co robię, robię dla nich. Nie wyobrażam sobie życia bez rodziny. Mam świadomość, że każdy z dni może być moim ostatnim, dlatego staram się poświęcać im najwięcej czasu, jak to tylko możliwe. Oczywistą inspiracją jest dla mnie również Bóg, dlatego będąc na linie za każdym razem z nim rozmawiam, dziękuję mu za szczęśliwe życie, którym mnie obdarzył. Ostatnią inspiracją dla mnie jest mój dziadek - wielki Karl Wallenda, wspaniały człowiek, genialny akrobata, to dzięki jego uporowi, wytrwałości i ciężkiej pracy klan Wallendów znalazł się w tym miejscu, w którym jest. Nigdy go nie poznałem, gdyż zginął rok przed moimi urodzinami, ale to jemu dedykuję moje największe wyczyny.

Jakie to uczucie znajdować się na linie 100 metrów nad ziemią i wiedzieć, że wystarczy jeden błędny ruch, by zginąć?

Nik Wallenda: Wspaniałe. To był powód dla którego zająłem się akrobatyką. Uwielbiam chodzić po linie, to moja największa życiowa pasja. Trudno porównać to uczucie z czymś innym. Kto nigdy tego nie spróbował, nie zrozumie. Zachęcam każdego do spróbowania swoich sił, aczkolwiek to zdecydowanie nie jest sport dla każdego.

Dziękuję za rozmowę.

Pytania: Piotr Filipczyk; konsultacja i organizacja: Discovery Channel i MSL Group

Emisja programu "Nik Wallenda nad Chicago na żywo" w niedzielną noc, 2 na 3 listopada 2014 r., o godz. 01.00 na Discovery Channel

d1l77xa
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1l77xa