Trwa ładowanie...
11-08-2014 15:09

Ocalił ponad 160 osób przed samobójczą śmiercią

Ocalił ponad 160 osób przed samobójczą śmierciąŹródło: homesforheroes.com
d11gigl
d11gigl

Niektórzy bohaterowie chronią ludzi słabszych przed silniejszymi. Są też tacy, którzy muszą strzec ludzi przed nimi samymi. Pochodzący z Australii mężczyzna zalicza się do tej drugiej grupy. Swoje życie podporządkował walce o tych, którzy w przypływie emocji, a czasami z premedytacją sami chcieli się zabić. Dziś wspomina się go jako Anioła z klifu.

Są tacy ludzie, których popularnie zwykło się określać mianem zwyczajnych – niezwyczajnych. Pamięć o nich trwa jeszcze długo po ich śmierci, a oni sami stają się legendami. Do ludzi takich zaliczał się też Don Ritchie – Australijczyk, dzięki któremu ok. 160 osób dostało szansę na drugie życie.

Ritchie nie był zawodowym negocjatorem, ale potrafił rozmawiać z ludźmi. Przez trzy dekady pracował dla dużej korporacji, specjalizując się w sprzedaży ubezpieczeń. Sławny stał się jednak dzięki decyzji, jaką podjął w 1964 r. Mężczyzna wprowadził się wtedy do domu na przedmieściach Sydney. W tych okolicach spędził zresztą swoje dzieciństwo. Okolice Vaucluse słyną w Australii ze wspaniałej urody klifów. Nie wszyscy, którzy pojawiali się w parku, robili to jednak, by podziwiać wspaniałe widoki rozciągające się na Morze Tasmana. Niektórzy przybywali tam, by ze sobą skończyć. Urwisko to cieszyło się zresztą ponurą sławą najpopularniejszego w Australii miejsca dla samobójców.

Ludzi, którzy dokonali żywota w tym urokliwym pod względem przyrodniczym zakątku Australii byłoby z pewnością więcej, gdyby nie Don Ritchie. Mężczyzna każdego ranka wstawał wcześnie. Zgodnie ze swoim rytuałem, rozpoczynał dzień od podziwiania znajdujących się za oknem widoków. Od przepaści znanej jako The Gap dzieliła go zaledwie ulica. Australijczyk zwracał uwagę, że wiele osób, które pojawiały się w tym miejscu, potem nagle znikało – rzucali się w przepaść. Każde takie wydarzenie mocno wpływało na okoliczną społeczność.

d11gigl

Były agent ubezpieczeniowy postanowił działać. Chciał dotrzeć do osób, które starały się targnąć na własne życie i sprawdzić, czy może wpłynąć na ich dalsze postępowanie. Gdy zdarzało się mu dostrzec człowieka, którego zachowanie wzbudzało podejrzenia, po prostu przechodził przez ulicę, podchodził do niego i inicjował rozmowę. Zaczynał z reguły od banalnego pytania – „Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, żeby ci pomóc?”

Choć wielu osobom trudno w to uwierzyć, proste pytanie, wypowiedziane z serdecznym uśmiechem, było w stanie zdziałać cuda. Wiele osób, dla których pobyt nad klifem miał stanowić finalny rozdział ich życia, wdawało się w rozmowę.

„To zazwyczaj wystarczało, by ktoś się odwrócił w jego stronę. On zresztą zawsze podkreślał, że nie wolno nie doceniać potęgi dobrego słowa i uśmiechu” – powiedziała Sue Ritchie Bereny, córka Anioła znad przepaści.

Czasami wystarczyło kilka minut, czasami potrzebna była dłuższa wymiana zdań. Najczęściej kończyło się jednak w ten sam sposób – desperat maszerował z Ritchiem do jego domu na herbatę i śniadanie.

d11gigl

„Oferowałem im alternatywę. Naprawdę” – powiedział Don Ritchie podczas jednego z wywiadów. „Zawsze działałem w sposób przyjazny. Uśmiechałem się. Pytałem: "Co takiego tutaj robisz? Proszę, przyjdź i porozmawiaj ze mną, chodź na herbatę, chodź na piwo’”.

Wiele osób mieszkających w sąsiedztwie klifu nie wytrzymywało psychicznie i wyprowadzało się z okolicy. Niektórzy mocno przeżywali każdą samobójczą śmierć, do jakiej dochodziło w australijskim parku i decydowali się na przeprowadzkę. Don Ritchie nie brał takiej opcji pod uwagę i kontynuował swoją misję. Oczywiście nie zawsze udawało mu się odnieść sukces. Mocno bolała go każda porażka, ale nie pozwalał, by bolesne doświadczenia paraliżowały jego dalszą działalność.

„Myślałem po prostu: czy to nie wspaniałe, że możemy tu mieszkać i pomagać ludziom?” – podkreślał w wywiadach.

d11gigl

Don Ritchie zmarł w 2012 r. Jeszcze przed śmiercią został uhonorowany Orderem Australii – najwyższym odznaczeniem państwowym. Za swoje zasługi zebrał też wiele innych laurów i stał się prawdziwym bohaterem Australii. Ale wszystkie te zaszczyty stanowiły dla niego drugorzędną kwestię. Liczyło się dobroduszne, bezinteresowne niesienie pomocy. Do końca życia Anioł z klifu miał tylko nadzieję, że ktoś po jego śmierci podejmie się kontynuacji jego misji.

Oficjalnie poczciwy Australijczyk ocalił 164 osoby.

RC/dm,facet.wp.pl

d11gigl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d11gigl