Lokaj zdobył szczyt, ale nikogo to nie obchodziło. W historii zapisał się jego pracodawca
Był potomkiem niewolników, zwykłym służącym. To prawdopodobnie on jako pierwszy zdobył biegun północny. Prawdopodobnie, bo o historii Matthew Hensona niewielu chciało słuchać. Na kartach zapisał się za to jego pracodawca, Robert Peary, który z trudem dotarł na biegun na długo po swoim służącym.
10.08.2016 09:11
Zanim rozpoczął się wyścig kosmiczny, zanim Amerykanie na dobre rozmarzyli się, żeby postawić nogę na Księżycu, to właśnie tam garnęli poszukiwacze przygód ekstremalnych. Biegun północny był niedostępny dla śmiertelników. Nie tak jak dziś, kiedy nawet te najbardziej niedostępne zakątki na świecie są obłożone podróżnikami jak supermarkety w czasie wyprzedaży.
Sprzedawca je psie mięso
Matthew Alexander Henson urodził się w sierpniu 1866 roku. Dopiero co zakończyła się wojna secesyjna, a jego rodzice odzyskali wolność. Henson bardzo wcześnie stracił matkę. Miał tylko 4 lata, kiedy jego ojciec zabrał go do Waszyngtonu, by szukać dla nich nowego startu. Wkrótce i ojciec zmarł, pozostawiając Matthew i jego rodzeństwo na łaskę krewnych.
Chłopak miał 11 lat, kiedy postanowił sam zatroszczyć się o swoje życie. Uciekł z domu i wyruszył w swoją pierwszą tułaczkę po Stanach. Pracował w restauracji w Baltimore, w Maryland zaciągnął się jako majtek na statku Katie Hines. Tam poznał tajniki fachu marynarzy. Na tym statku zwiedził pół świata, ale gdy wrócił, dopadła go proza życia. Zatrudnił się jako sprzedawca w sklepie z kapeluszami. To właśnie wtedy, w 1887 roku, spotkał Roberta Edwina Peary’ego – wziętego odkrywcę i oficera amerykańskiego Navy Corps of Civil Engineers. Peary był pod wrażeniem 21-letniego chłopaka i postanowił zabrać go jako swojego lokaja na wyprawę do Nikaragui.
Tu zaczyna się historia jak z filmu. O życiu Matthew Hensona powstała już nawet jedna produkcja. „Triumf odwagi” Kevina Hooksa dokumentuje jego wyprawy u boku Peary’ego, w tym tę najważniejszą, na biegun północny.
Zanim zorganizowali wyprawę na daleką północ, Henson mógł wykazać się podczas podróży na Grenlandię. Tam okazało się, że umiejętności nabyte na morzu, mogą być bezcenne pośród białej dżungli północy. Wyprawa trwała niemal dwa lata i prawie zakończyła się tragedią. Pod koniec umierali z głodu. Desperacja uczestników ekspedycji była tak wielka, że musieli zabić i zjeść jednego z psów, które prowadziły ich sanie – a przynajmniej tak głoszą biografie Hensona.
Ekipa Matthew nie była jedyną, która próbowała dostać się na samą północ. Z całego świata wyruszały podobne wyprawy, ale oni jedni mieli najwięcej atutów w rękawie. Peary wcale nim nie był, tylko Henson, który przez te kilka lat wśród tubylców zdążył poznać język Inuitów, a oni zaakceptowali go jak swojego. To właśnie dzięki Inuitom mogli dotrzeć w najbardziej niedostępne i najbardziej oddalone miejsca północy. Nauczyli Amerykanów wyprawiania skór, organizowania pożywienia, zaopatrywali ich w najpotrzebniejsze rzeczy. Podobno Hensona traktowali z większym szacunkiem, bo kolor jego skóry wydawał im się bardziej podobny do nich.
Peary traci palce
O wyprawach tych dwóch podróżników zaczęło robić się głośno w całym kraju. Nawet prezydent Roosevelt docenił ich wyczyny i dofinansowywał kolejne ekspedycje. Peary i Henson wracali na północ jeszcze kilka razy. Nie obyło się jednak bez negatywnych komentarzy, bo Peary wykorzystywał miejscowych. Podróżnicy wykradli praktycznie cały zapas cennego kruszcu, którzy Inuici wykorzystywali do wyrabiania narzędzi.
Cierpiało także ich życie prywatne. Zarówno Peary, jak i Henson mieli żony w Stanach. Obie zdradzali z miejscowymi kobietami. Henson jedynego potomka doczekał się właśnie z Inuitką, o czym jego żona dowiedziała się przez przypadek, kiedy postanowiła odwiedzić go w jednej z baz.
Panowie mieli w głowie coś znacznie ważniejszego niż rodzina. W 1908 roku zaczęła się ich wyprawa na biegun północny. Peary postanowił zmienić zasady i zarządził, że od tej pory ekipa będzie podzielona na kilka mniejszych grup, a każda z nich będzie obozować w osobnych miejscach. Miało to zabezpieczyć ich zapasy, ale w praktyce oznaczało, że na biegun dotrą tylko najwytrwalsi. Peary, który był gwiazdą tej wyprawy, przyznał w jednej z rozmów, że bez swojego lokaja nie da rady.
Po jakimś czasie okazało się, że ten śnieżny celebryta nigdy nie dotarłby na biegun, gdyby nie jego towarzysze. Peary odmroził sobie stopy do tego stopnia, że stracił kilka palców. Koniec drogi miał pokonać na saniach pod kocami. Henson wyprawę zniósł bez większych szkód. Poszedł więc przodem. Razem z dwoma tubylcami dotarł na biegun 6 kwietnia 1909 roku, prawie godzinę przed Pearym.
Matthew powitał swojego pracodawcę słowami: „chyba jestem pierwszym człowiekiem, który siedzi na końcu świata”. Powiedzieć, że Peary był zły, to duże uogólnienie. Do kraju wrócili już jako wrogowie. W historii zapisał się tylko Peary. Nikt nie myślał nawet o tym, by docenić czarnoskórego lokaja, który zrobił dla tej wyprawy więcej, niż pozostali.
Jeszcze więcej kontrowersji
Dziś to o Pearym pisze się w książkach pod hasłem „podbój bieguna północnego”. Przez rasizm Henson został wymazany z tej wyprawy. Dawny przyjaciel zbił fortunę, a on ledwo wiązał koniec z końcem. Zamieszkał w Nowym Jorku i próbował się utrzymać z pracy sprzedawcy.
Nigdy nie zapomniał o tym, co przeżył podczas wypraw. Z ogromnym dystansem traktował jednak swoją historię. Niech świadczą o tym wydane przez niego w 1912 roku wspomnienia „Czarny odkrywca na biegunie północnym”.
Miał 70 lat, kiedy wreszcie ktoś docenił jego dokonania. Jeden z prestiżowych nowojorskich klubów podróżniczych włączył go do swojego stowarzyszenia jako honorowego członka. W 1944 roku został też odznaczony złotym medalem zasług przez Kongres. Kilka lat później powstała jego biografia „Czarny towarzysz”.
Matthew Henson zmarł w marcu 1955 roku. Pochowano go na niewielkim cmentarzu w Nowym Jorku, ale po prawie 30 latach jego szczątki, decyzją Ronalda Reagana, przeniesiono na Arlington National Cementary, by mógł spocząć w towarzystwie innych zasłużonych obywateli.