Narkotyki w wojsku - żołnierze zabijają pod wpływem dopalaczy?
Żołnierze na haju...
Żołnierze na haju...
Likwidują ból i zmęczenie, przytępiają strach oraz zwiększają skłonność do brawurowych czynów - środki odurzające od wieków towarzyszą żołnierzom na placu boju, którzy dzięki dopalaczom stają się "maszynkami do zabijania". Wikingowie znieczulali się grzybami i ziołami, uczestnicy wojny secesyjnej - opium, a piloci Luftwaffe - amfetaminą, a amerykańscy marines - LSD.
W kwietniu 2002 r., w okolicach afgańskiego miasta Kandahar rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Baza stacjonujących tam kanadyjskich żołnierzy została zbombardowana przez... amerykański F-16. W omyłkowym ataku zginęło czterech Kanadyjczyków, a ośmiu odniosło poważne obrażenia.
Za sterami samolotu siedzieli doświadczeni piloci: mjr Harry Schmidt i mjr William Umbach. Dlaczego doprowadzili do tragedii? Niedługo później do mediów wyciekły protokoły z przesłuchań lotników, tłumaczących się zażyciem preparatu zwanego popularnie "go pills". To tabletki zawierające pochodną amfetaminy - deksedrynę, które przeciwdziałają zmęczeniu i znajdują się na wyposażeniu wielu amerykańskich jednostek.
- Pilot, który wykonuje wielogodzinny nocny lot, nie może zjechać na pobocze, by się zatrzymać i odpocząć. Dla niego dotarcie do celu to sprawa życia i śmierci - wyjaśniał w wywiadzie dla "New York Timesa" generał Dan Leaf z dowództwa Air Force, wywołując ogromną burzę w Stanach Zjednoczonych. Niedługo później okazało się, że podobne substancje stosują także inne armie. Np. Brytyjczycy zabierają na misję w Afganistanie provigil -preparat, który pozwala wytrzymać bez snu nawet 80 godzin!
Wykorzystywanie środków odurzających do celów wojskowych nie jest jednak wymysłem naszych czasów. Żołnierze od wieków są faszerowani dopalaczami, które mają uczynić z nich "maszynki do zabijania".