CiekawostkiOdwrotna strona medalu

Odwrotna strona medalu

Jak w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów rozprawiono się z dopingiem…

Spała, połowa marca, zgrupowanie kadry ciężarowców. Piętnastu zawodników ze ścisłej czołówki zainstalowało się na dwa tygodnie w tutejszym COS, aby szlifować formę przed kwietniowymi Mistrzostwami Europy w Strasburgu. Nastroje w drużynie są dobre, wyniki na treningach rosną zgodnie z planem, a mimo to wśród zawodników wyczuwa się lekko nerwową atmosferę. Każda obca osoba, pojawiająca się w pobliżu, odprowadzana jest uważnymi, długimi spojrzeniami. Oni już wiedzą: każdy obcy może być zwiastunem kolejnej kontroli antydopingowej.

Odwrotna strona medalu
Źródło zdjęć: © kif

04.04.2007 | aktual.: 04.04.2007 14:31

Kontrole takie są nieodłączną częścią wyczynowego sportu. Ale jednak męczy ich ta bezustanna świadomość, że w każdej chwili może podejść nieznajomy facet i wręczyć formularz kontroli. A konieczność stałej czujności, stałego kontrolowania tego co się je, pije, jakie odżywki i lekarstwa przyjmuje – to już nie tylko męczy, ale po prostu irytuje. Owszem, mówią zawodnicy, podnoszenie ciężarów to bardzo piękny sport. Ale to już nie jest ten sam sport co dawniej. Właśnie z powodu tej antydopingowej histerii.

W Polsce działają obecnie trzy niezależne systemy kontroli antydopingowej. Działa Komisja d/s Zwalczania Dopingu w Sporcie, podlegająca finansowo pod Ministerstwo Sportu, ale całkowicie niezależna organizacyjnie i merytorycznie. Bardzo często pojawiają się kontrolerzy delegowani przez IWA (Międzynarodowy Związek Podnoszenia Ciężarów). Jest jeszcze WADA (Międzynarodowa Agencja Antydopingowa) podlegająca pod MKOl.

Teoretycznie może się zdarzyć, że jeden i ten sam zawodnik w środę będzie kontrolowany przez „łapsów” z Komisji, w piątek przez „rozporkowców” z IWA, a w niedzielę przez „siusiumajtków” z WADA. Nie, wśród zawodników kadry narodowej ciężarowców, z którymi rozmawiałem, taki przypadek jeszcze się nie zdarzył. Ale ci, u których kiedykolwiek stwierdzono negatywny (niepomyślny) wynik kontroli, dobrze wiedzą, że ich nazwiska znajdują się na wewnętrznych, ściśle tajnych listach zawodników celowanych do kontroli (zwanych również targetowymi). Jak długo będą korzystali z tego wątpliwego „przywileju” ? Prawdopodobnie do końca kariery sportowej.

Obraz
© (fot. kif)

Dzwonek alarmowy

– Jeszcze wszyscy mamy w pamięci – mówi Zygmunt Wasiela, prezes PZPC – aferę z dopingiem sprzed trzech lat. Po czerwcowych Mistrzostwach Polski w Ciechanowie zdyskwalifikowano trzech zawodników kadry, nie licząc czwartego, który już wcześniej został zawieszony. Niektórzy z nich byli pewnymi kandydatami do medali w Atenach i oczywiście na olimpiadę nie pojechali. Dla gazet to była jednodniowa sensacja, ale dla naszego Związku cała ta sprawa zabrzmiała jak dzwonek alarmowy. Gazety nie zwróciły na to uwagi, ale oprócz kilku zawieszonych zawodników kadry, w tym samym czasie niedozwolone substancje wykryto u kilkunastu juniorów.

Oznaczało to, że doping był wówczas znacznie powszechniejszym zjawiskiem niż byliśmy skłonni przypuszczać. Gdyby sytuacja miała się dalej rozwijać w tym kierunku, oznaczałoby to koniec podnoszenia ciężarów w Polsce. Ponieważ przepisy mówią, że jeśli na zawodach rangi międzynarodowej zostanie stwierdzony doping u więcej niż trzech zawodników, to zawieszona będzie cała drużyna. Właśnie coś takiego zdarzyło się u naszych wschodnich sąsiadów, po czym do dzisiaj nie mogą się pozbierać. Nie mogliśmy sobie na to pozwolić.

Przecież podnoszenie ciężarów to jedna z tych dyscyplin, które w Polsce mają najstarszą i najpiękniejszą tradycję. Przecież tę dyscyplinę uprawiają u nas dziesiątki tysięcy ludzi! Postanowiliśmy zrobić wszystko, aby rozprawić się z dopingiem. Dzisiaj, po upływie trzech lat, jesteśmy już pewni, że w podnoszeniu ciężarów zjawisko dopingu zostało praktycznie wyeliminowane. Ale to nie oznacza, że wolno nam zmniejszyć czujność. Wprost przeciwnie.

Na Krajowym Zjeździe Delegatów PZPC, zorganizowanym w końcu stycznia 2005 roku zostały uchwalone plany, związane z przygotowaniami do Igrzysk Olimpijskich 2008 w Pekinie. Ważną częścią tych uchwał był długofalowy plan walki z dopingiem. Rozpoczęto ogromną pracę wychowawczą w klubach, na zgrupowaniach, podczas zawodów i wyjazdów zagranicznych. Niemal co miesiąc Zarząd PZPC spotykał się na improwizowanych posiedzeniach, aby analizować aktualną sytuację. Przy czym wszyscy byli zgodni, że nie należy wylewać dziecka z kąpielą.

Trener Ryszard Szewczyk, któremu zawodnicy zarzucali, że zalecał im niedozwolone odżywki (po przeprowadzonym dochodzeniu nie zostało to ostatecznie udowodnione), przeszedł na emeryturę, przestał pracować z zawodnikami kadry, ale nie musiał rezygnować z pracy trenerskiej w ogóle. Dziś pracuje jako trener w Opolu, w Klubie „Budowlani”. Zawieszeni zawodnicy nie startowali w zawodach krajowych i zagranicznych, nie otrzymywali pomocy finansowej, ale mogli trenować na własny koszt w swoich klubach. I niemal wszyscy z powodzeniem wykorzystali tę szansę, aby nie odchodzić ze sportu.

Obraz
© (fot. kif)

Tylko dwa przypadki

Sama praca wychowawcza niewiele by dała, gdyby zawodnicy nie mieli świadomości, że w PZPC obowiązuje podwyższony stan pogotowia antydopingowego. W 2007 roku, mimo że mamy dopiero połowę marca, zawodnicy kadry narodowej już trzy razy byli kontrolowani na zgrupowaniach. W 2005 roku w Związku wykonano 280 kontroli antydopingowych, w 2006 – 320. W ciągu tych dwóch lat wykryto tylko dwa przypadki zażywania niedozwolonych substancji.

W pierwszym przypadku pewien zawodnik, nawet nie członek kadry, został poczęstowany przez znajomego skrętem z marihuany i niebacznie skorzystał z poczęstunku. W drugim natomiast, 16-letni junior z małego klubu tłumaczył, że stosował jakąś odżywkę, której nazwy nie mógł sobie nawet przypomnieć. – To znaczy, że postęp jest ogromny – twierdzi prezes Zygmunt Wasiela. – Jeśli na 600 wykonanych kontroli stwierdzono tylko dwie negatywne (niepomyślne) wyniki badań, stanowi to zaledwie ułamek procenta ogólnej liczby. W obu wypadkach chodziło o bardzo młodych zawodników, którzy może nawet nie wiedzieli, że kontrola antydopingowa dotyczy nie tylko zawodników ekstraklasy, ale dosłownie wszystkich.

Prezes Wasiela ma jednak trochę żalu do dziennikarzy sportowych. Kiedy zawodnikowi zdarzy się „wpadka”, śpieszą na wyścigi, aby napisać o tym w gazecie. Ale jakoś nie kwapią się pokazać, jaką ogromną pracę organizacyjną należało wykonać w Związku, aby zaspokoić wyśrubowane wymagania Światowej Organizacji Antydopingowej (WADA) Na początku każdego roku, czyli najpóźniej do końca stycznia, Związek musi sporządzić kompletną listę zawodników, którzy w najbliższym czasie będą startowali w oficjalnych, przewidzianych kalendarzem, zawodach krajowych i zagranicznych.

W tym roku na tej liście znalazło się ok. 100 zawodników i zawodniczek. Tu nie chodzi tylko o nazwiska. Każda wymieniona osoba musi podać, dzień po dniu i z półrocznym wyprzedzeniem, gdzie będzie w tym czasie przebywać. Na przykład w końcu ub. roku, tuż przed Wigilią, pojawili się w Polsce kontrolerzy WADA z przygotowaną listą zawodników, od których chcieli pobrać próbki. W ciągu paru godzin należało skontaktować się z tymi osobami i upewnić się, że są uchwytne. Zawodnicy muszą informować związek nawet o zdarzeniach losowych, takich jak pogrzeb, jeżeli z tego powodu na krótko muszą zmienić miejsce pobytu.

Na formularzu trzeba podać adres domowy zawodnika, adres jego miejsca pracy, adres klubu, w którym trenuje, miejsca i terminy zgrupowań, obozów i zawodów, w których zamierza startować. Do końca czerwca danego roku Związek sporządza analogiczną listę, obejmującą następne sześć miesięcy. Te dane są przesyłane do IWA (Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów) a ich kopie do WADA (Światowej Organizacji Antydopingowej). Ale to dopiero połowa roboty, ponieważ druga lista, znacznie obszerniejsza, obejmuje kilkuset zawodników i zawodniczek, którzy w tym roku będą startować tylko na zawodach krajowych i młodzieżowych.
Ludzie są tylko ludźmi i przez pomyłkę może się zdarzyć, że nazwisko jakiegoś zawodnika nie znajdzie się na liście. Albo zostanie podany jego nieaktualny już adres. Jeśli WADA wykryje błąd, takiemu zawodnikowi grozi wykluczenie z udziału w zawodach, nawet jeśli są to Mistrzostwa Świata. Nie dość na tym. Jeśli wskutek jakiegoś przeoczenia zdarzyło się, że kontrolerzy trzykrotnie, bez powodzenia, próbowali poddać danego zawodnika kontroli i nie mogli go odnaleźć, zawodnik taki zostaje automatycznie uznany za winnego naruszenia przepisów antydopingowych. A na jego Związek może zostać nałożona kara w wysokości 5 tys. dolarów za podawanie nieprawidłowych informacji.

Obraz
© (fot. kif)

Zakazane odżywki

– W ubiegłym roku – opowiada dr Mirosław Choroś, szef wyszkolenia PZPC – przeżyliśmy w Związku incydent, który wyraźnie pokazuje, że nigdy za wiele czujności. Od wielu lat zaopatrujemy naszych zawodników na zgrupowaniach w odpowiednie odżywki i suplementy, ponieważ tego wymaga wpółczesny sport. Przed końcem każdego roku kalendarzowego robimy zestawienie, jakie będzie przewidywane zapotrzebowanie w przyszłym roku i na jakie odżywki.

Wychodzi tego dość dużo, zazwyczaj 20?–?30 dwudziestokilogramowych pudeł. Aby zakupić taką ilość towaru, ogłaszamy przetarg, ale najpierw przedstawiamy naszą listę zakupów do zatwierdzenia przez Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej. W ten sposób tworzą się trzy stopnie weryfikacji tych środków. Po pierwsze zajmują się tym lekarze naszej kadry. Po drugie, specjaliści z COMS. Po trzecie, kupując te środki, zawsze prosimy o przedstawienie atestów. Ale stale pojawiają się nowi producenci, konkurujący ze sobą cenowo.

Na przykład nie tak dawno widziałem w telewizji znanego aktora, reklamującego produkt o nazwie biosteron, przeznaczony dla panów po czterdziestce. Trzeba naprawdę dobrze orientować się na tym rynku, aby zapewnić naszym zawodnikom produkt o dobrej jakości, nie za drogi, a przede wszystkim – bezpieczny. Na naszej stronie (www.pzpc.pl) podajemy na bieżąco informacje na temat szkodliwych i niedozowolonych odżywek, jakie udało nam się wykryć na rynku.

Wiosną ubiegłego roku trener kadry Zygmunt Smalcerz dowiedział się przypadkiem o nowej odżywce, która nie tak dawno weszła na rynek Polski. Miała dawać dobre efekty, jeśli chodzi o przyrost siły. PZPC zakupił za kilkaset zł kilka opakowań tej odżywki, ale na wszelki wypadek jedno opakowanie zostało wysłane do Zakładu Badań Antydopingowych w Instytucie Sportu. Odpowiedź przyszła po dwóch miesiącach.

Krótkie pismo, podpisane przez kierownika Zakładu, dr Dorotę Kwiatkowską, informowało, że w oryginalnie zamkniętym opakowaniu (plastikowa butelka) znajduje się 90 kapsułek, zawierających niedozwoloną substancję figurującą na liście WADA z 2006 roku. W kapsułkach wykryto związek DHEA (dehydroepiandrosteron), który znajduje się na listach sntydopingowych.

Co na to minister Lipiec?

– Aż strach pomyśleć – mówi dr Choroś – co mogłoby się zdarzyć, gdyby nasi zawodnicy zaczęli stosować ten środek. Dyskwalifikacja całej drużyny we wrześniu, na Mistrzostwach Świata w Tajlandii, byłaby prawie pewna. Byłoby to równoznaczne z niedopuszczeniem do Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, do której przygotowujemy się z ogromnymi szansami na medale. Innymi słowy byłaby to katastrofa, zaprzepaszczenie wieloletniej, ciężkiej pracy naszych najlepszych zawodników. A ci spośród nich, którzy już raz byli zawieszeni, zgodnie z przepisami IWA mogliby otrzymać dożywotnią dyskwalifikację.

Na przykładzie tej historii prezes Zygmunt Wasiela chce poruszyć dwie sprawy bardziej ogólnej natury. Po pierwsze, badanie odżywki, o której mowa była wyżej, wykonane przez Zakład Badań Anty­dopingowych IS wcale nie było tanie: kosztowało ponad 1000 zł. PZPC akurat stać na opłacenie takich badań. Ale gdyby w grę wchodziła większa liczba produktów, decyzja nie byłaby już taka prosta.

A przecież są inne związki sportowe, znacznie biedniejsze, których nie byłoby stać na sfinansowanie kosztów nawet pojedyńczego badania. W interesie polskiego sportu byłoby, aby Ministerstwo Sportu z urzędu pokrywało takie wydatki. Druga sprawa: jak to w ogóle możliwe, że odżywki zawierające niedozwolone substancje wchodzą legalnie na rynek i jeszcze są reklamowane w mediach? Producenci twierdzą, że związek DHEA, stymulujący wydzielanie hormonu wzrostu, używany w rozsądny sposób nie jest szkodliwy dla zdrowia, natomiast w znaczący sposób poprawia wydolność organizmu.

Obraz
© (fot. kif)

Ale czy można wymagać rozsądku od kilkunastoletnich chłopców, którzy marzą o jak najszybszym przyroście masy mięśniowej? Oczywiście, to są sportowcy-amatorzy, którzy nie muszą obawiać się kontroli antydopingowej. Ale co z zawodowcami? Czy nie zasługują na lepszą ochronę? W PZPC udało się uniknąć nieszczęścia, ale kto zaręczy, że w innych związkach sportowych działacze byli tak samo czujni? Czy taka ochrona, uwzględniająca nakaz uzyskania dla każdej dostępnej na rynku odżywki odpowiedniego atestu, nie byłaby odpowiednim zadaniem dla Ministerstwa Sportu?

Waldemar Baszanowski nie wierzy w cuda Przy okazji wizyty w warszawskiej siedzibie PZPC, o krótki komentarz do opisanej tu historii poprosiłem Waldemara Baszanowskiego, aktualnego prezydenta EWF (Europejska Federacja Podnoszenia Ciężarów), który właśnie przyjechał na posiedzenie zarządu Związku. Waldemar Baszanowski nie podziela opinii, że w polskim podnoszeniu ciężarów nie ma już problemów z dopingiem.

– Doping jest i będzie – mówi najbardziej utytułowany zawodnik w historii polskiego podnoszenia ciężarów – o czym przekonaliśmy się podczas ubiegłorocznych mistrzostw Europy w Cetniewie. Aż dziesięciu zawodników miało negatywne (niepomyślne) wyniki kontroli. Zgoda, to nie byli Polacy. Ale jeśli zawodnicy naszej kadry narodowej są czyści, czy to samo można powiedzieć o wszystkich innych? Polska kadra liczy około stu zawodników i zawodniczek, natomiast zawodników z licencjami mamy ponad dwa tysiące. Żeby skontrolować taką liczbę zawodników choćby raz w roku, potrzebne byłyby ogromne pieniądze. Przecież zbadanie jednej próbki kosztuje ponad 1000 zł! Takich pieniędzy nie mamy.

Ten sam problem, tylko na jeszcze większą skalę, ma Rosja, gdzie trenuje 15 tys zawodników. A co mają powiedzieć Chiny, gdzie trenuje ciężary około dwóch milionów ludzi? Mistrzostwa Chin w podnoszeniu ciężarów trwają dwa tygodnie. Gdy pytałem tamtejszych działaczy, ilu naprawdę mają zawodników, odpowiadali, że mogą określić ich liczbę tylko z przybliżeniem do stu tysięcy. Nawet cała armia kontrolerów nie sprawdzi takiej masy zawodników, nie mówiąc o kosztach takiego przedsięwzięcia.

Jeśli chodzi o doping, to Waldemar Baszanowski uważa, że bardzo wiele zależy od odpowiedzialności trenerów i działaczy. On sam przez kilkanaście lat pracował jako trener w Indonezji (aż do Igrzysk w Seulu w 1988 roku) i na własne oczy obserwował, jakie efekty powoduje używanie substancji dopingujących. Nagle, w ciągu kilku tygodni zawodnicy zaczynali poprawiać wyniki o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent. Cudów nie ma, przynajmniej nie w podnoszeniu ciężarów. Niemożliwe, aby odpowiedzialny trener mógł nie zauważyć takiego skokowego wzrostu formy i odpowiednio nie zareagować. Ponieważ wykrycie dopingu u zawodnika pośrednio uderza także w trenera.

Po pierwsze, traci zawodnika, z którym niekiedy pracował przez wiele lat. Po drugie, we współczesnym sporcie, także w podnoszeniu ciężarów, gra idzie o duże pieniądze w postaci premii i nagród. Nagrody otrzymują nie tylko zawodnicy, ale również trenerzy. Jeśli chodzi o doping, zawodnik i trener jadą na jednym wózku. Chociaż największe straty ponoszą jednak zawodnicy. Zbierając materiały do tego artykułu, planowałem przeprowadzenie rozmowy również z trenerem Ryszardem Szewczykiem. Kto jak kto, ale trzy lata temu to właśnie on miał najlepszą orientację na temat ówczesnej formy polskich sztangistów.

Czy nic nie wzbudzało wtedy jego podejrzeń? Jednak trener nie zgodził się na wywiad. – W gazetach prawdziwe są tylko daty i nekrologi – powiedział w telefonicznej rozmowie z „KiF”. Prawdopodobnie uważa, że nie warto już wracać do afery sprzed trzech lat. Chyba nie ma racji: gdyby nie drążenie tematu i dochodzenie prawdy – polscy ciężarowcy w 2008 roku nie mieliby czego szukać w Pekinie.

Maciej Piotrowski

Obraz
© (fot. kif)
Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)