Trwa ładowanie...
22-02-2007 15:40

Piotr Adamczyk: "Mam mnóstwo wątpliwości"

Piotr Adamczyk: "Mam mnóstwo wątpliwości"
d16exlo
d16exlo

Gentleman to w słownikowej definicji mężczyzna kulturalny, dobrze wychowany, taktowny, umiejący zachować się w każdej sytuacji, honorowy, rycerski. Waszym zdaniem tytuł Gentlemana Roku 2006 należy się Piotrowi Adamczykowi – aktorowi, którego kreacje mieliśmy okazję podziwiać m.in. w filmach biograficznych „Chopin – pragnienie miłości” i w dwóch głośnych obrazach poświęconych Janowi Pawłowi II. O tym, że Piotr zachować się potrafi – wiemy z pewnością. O tym, że nie potrafi – nie, gdyż nawet plotkarskie gazety o nim na ten temat milczą. Milczy również on sam, unikając pytań osobistych i dotykających tematów „niegentlemańskich”, udowadniając tym samym, że tytuł słusznie mu się należy. A co mówi?

Czego Pan unika podczas wywiadu?
Wywiady to dla mnie sztuka uniku – sparing, w którym staram się tak mówić, żeby nie udzielać odpowiedzi na pytania, na które nie chcę odpowiadać. Czasami jednak wystawiam się na ciosy... (śmiech)

A propos sparingu... Podobno trenował Pan boks?
Trenował, to za dużo powiedziane. Ćwiczyłem dwa lata i można powiedzieć, że papież mi przeszkodził (śmiech). Ale bardzo to lubię i możliwe, że wrócę do boksu, bo to najlepszy trening, pozwalający na utrzymanie dobrej kondycji.

A do czego Pan już nie wróci? Jak zmienia się Pana świat?
Obserwuję, jak się rozszerza. Gdy byłem małym chłopcem, ograniczał się do podwórka i bramki. Na boisku byłem bramkarzem. Wtedy każdy nieobroniony gol był tragedią, wykluczeniem z tego świata – aż do następnego, obronionego. Później świat się zaczął rozszerzać. Nie zapomnę swoich pierwszych wyjazdów za granicę, kiedy spędzaliśmy z rodziną wakacje w Grecji, na małej, niemal bezludnej plaży nad Morzem Trackim. Rozkładaliśmy namiot, żywiliśmy się wekami przygotowywanymi przez mamę na długi czas przed wyjazdem, konserwami turystycznymi, żeby za granicą nie wydawać zbyt wielu pieniędzy. To był raj! Teraz już go nie ma, nie ma tej dziewiczej pustki. Kiedy byliśmy na „naszej” plaży po raz trzeci, zaczęły powstawać wielkie hotele. Już nigdy tam nie pojadę, aby nie przeżywać rozczarowania. Ech, to tak, jak tęsknota za rozmowami nastolatków przy gitarze.... A jednak wciąż mam ochotę pojechać gdzieś z plecakiem w góry...

d16exlo

Z biegiem czasu przyzwyczajamy się jednak do luksusu...
Taaak. Ciężko wracać do przeszłości. Tym bardziej, że zamiast upodobania do innego rodzaju wyjazdów, pojawiają się raczej ograniczenia w postaci braku czasu, zobowiązań. Trudno mi coś zaplanować. Zresztą, nie mam pojęcia, co będę robić jutro – pytam o to moją asystentkę. Wciąż jednak mam nadzieję, marzenia... Chciałbym wszystkiego dotknąć. Chociaż wiem, że można inaczej – są ludzie, którzy całe życie spędzili na ul. Brzeskiej w Warszawie, nie przejeżdżając z Pragi na drugą stronę Wisły.

Poza brakiem czasu coś się pewnie jeszcze zmieniło?
Widzę, jak zmieniają się relacje międzyludzkie, jak inaczej płynie czas, może przez to, że informacja jest coraz szybsza i dociera do nas coraz skuteczniej – np. przez telefony komórkowe, które pewnie niebawem zostaną zastąpione przez wideofony. Grając w sztuce Czechowa, dotykam innego czasu. Zastanawiam się czasami, dlaczego te miłości w literaturze były tak intensywne, doświadczane uczucia tak głębokie. Pewnie dlatego, że poznawanie kogoś zajmowało znacznie więcej czasu. Nawet jeżeli to nie była najciekawsza osoba, to wyobraźnia podczas oczekiwania na spotkanie robiła swoje… A poza tym szanse wyboru były niewielkie... Zastanawiam się też, na ile to kolorowe pisma zmieniają naszą świadomość… Widzimy w nich idealne, piękne kobiety, bez zmarszczek, bez żadnych defektów. Zresztą nas, mężczyzn, też się upiększa. Taką przynajmniej mam nadzieję w odniesieniu do tej sesji (śmiech).

Czyli żyjemy w sklepie z cukierkami?
(unik). Nie przepadam za słodyczami. Kiedy byłem mały, czekolada po prostu leżała w szufladzie, dopóki mama jej nie zjadła.

A kto teraz zjada Pana czekoladki?
....
Wróćmy do zmian. Najbardziej cieszy mnie sympatia ludzi. Bycie fotografowanym – nie bardzo. Pamiętam taką sytuację, kiedy w Nowym Jorku jechałem limuzyną do Reutersa, gdzie udzielałem wywiadu dla 15 stacji na żywo, mając za plecami Times Square... Siedząca obok mnie asystentka przedstawiała mi plan dnia. Byłem przerażony, okropnie stremowany. Samochód prowadził czarnoskóry szofer w białych rękawiczkach. Kiedy zapytał mnie, czy napiję się koniaku, automatycznie zjechał barek. Miałem wrażenie, że to nie ja. Gdybym jako chłopak, który stał na bramce stworzonej z kamienia i rosnącego obok drzewa pomyślał, że za 20 lat to się zdarzy, pewnie miałbym poczucie, że tak właśnie wygląda „złapanie Pana Boga za nogi” i szczyt sukcesu. Tymczasem, siedząc w tej limuzynie, zamieniłbym się z każdym! To była bardzo trudna sytuacja. To, co wydaje się sukcesem, często jest tylko grą.

d16exlo

Ale jak widać, jest Pan dobrym graczem.
Tak? No nie wiem. Mam mnóstwo wątpliwości. Chociaż wspinanie się i latanie sprawia mi przyjemność, źle się czuję w sytuacjach, w których stawia się mnie wyżej niż lubię stać. Nie chcę być wywyższany. Kiedy podczas premiery filmu w Meksyku wstaje cała sala, około 5 tysięcy osób, to wiem, że to nie dla mnie – to hołd dla papieża. Ja jestem tylko człowiekiem, który go zagrał. Zresztą, może gdyby to było dla mnie, to czułbym się jeszcze bardziej skrępowany? Pamiętam jubileusz Janusza Gajosa w Teatrze Narodowym. Kiedy czytano dla niego laudację, nie mógł usiedzieć w fotelu, był wyraźnie skrępowany. Cieszę się, że w podobnych sytuacjach moje odczucia są takie same, jak ludzi, których podziwiam.

Nie lubi Pan medialnego szumu?
Chyba nie potrafię się w nim komfortowo czuć. Spotkałem kiedyś na wręczaniu nagród Dodę. Zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie i zaimponowała swoją medialnością. Ona jest stworzona do tego świata.

A gdyby szum ucichł?
Myślę, że brakowałoby mi sygnałów sympatii ludzi. Teraz mam wrażenie, że wszyscy w Polsce są świetnie wychowani, mili, uśmiechnięci. Czuję się ogólnie akceptowany. A gdy grałem czarne charaktery? Podeszła kiedyś do mnie pewna pani i powiedziała: „Panie Piotrze, niech pan już przestanie grać tego bydlaka, ja pana tak lubię”.(śmiech).

d16exlo

Mówi Pan, że nie jest Pan medialny, nie lubi być na świeczniku. A gdyby wykonywał Pan zawód aktora i nie byłby Pan rozpoznawalny, to co wtedy? Czy sama frajda z grania jest wystarczającą satysfakcją?
Przez wiele lat byłem aktorem nierozpoznawalnym i cieszyła mnie moja praca... Z drugiej strony w tym zawodzie sukces idzie w parze z popularnością. Byłem na jednym roku z Agnieszką Krukówną, która grała od dziecka, więc już była znana. W pewnym sensie wszyscy jej zazdrościli. Po szkole zwykle unikałem odpowiedzi na pytania, co robię... Denerwowało mnie też, gdy szedłem na rozmowę z reżyserem, mając na koncie 50 ról w Teatrze Telewizji, a on pytał: „aktor?”. Miałem ochotę zapytać: „reżyser?”. Brak rozpoznawalności trochę jednak przeszkadzał. Zresztą po rolach kinowych też nie byłem powszechnie znany. Miałem taką zabawną sytuację w administracji, dokąd poszedłem załatwić jakąś sprawę. W pokoju wisiał wielki plakat z „Chopina”. Czułem się nawet trochę niezręcznie, że tak się „narzucam”, ale urzędniczka załatwiła mnie chłodno i profesjonalnie. Kiedy po dwóch godzinach wróciłem do niej po jakiś dokument, stwierdziła, że widzi mnie po raz pierwszy w życiu, to nie z nią rozmawiałem, a ona jest tego pewna, bo ma
świetną pamięć do twarzy! Aż miałem ochotę stanąć koło „mojego” plakatu! (cha, cha)

Czyli poczucie sukcesu daje Panu...
Sympatia, jaką jestem otaczany – choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że duża jej część spływa na mnie dzięki postaci, którą grałem.

Chopin, papież, gentleman roku... Kogo Pan widzi w lustrze?
Widzę, że mam mniej włosów, przybyło mi trochę zmarszczek i trzeba by się zabrać za treningi... (śmiech) – jak każdy człowiek, który zauważa przemijanie. Nie mam kryzysu tożsamości. Wszystko jest ze mną w porządku. Nie „wcielam się w rolę”, tylko po prostu wykonuję swój zawód. Grając Ludwika XIV w przedstawieniu „Władza” na deskach Teatru Narodowego, staram się wyobrazić sobie jego świat, ale nie jestem Ludwikiem XIV. Wiem, że jestem na scenie, zwracam uwagę na to, jaka jest widownia...

d16exlo

Papież jako Ludwik XIV to może być ciekawe...
Taaak. W tej roli prowokuję wulgarnym (nie skrajnie) słownictwem. Jest też taka scena, podczas której wkładam partnerce rękę pod sukienkę. Czasami słyszę pomruk oburzenia. Jestem przekonany, że nie byłoby go, gdybym nie zagrał papieża. Ooo... (zaglądając w kartkę z pytaniami) widzę, że jest też pytanie, jak zmieniła mnie rola papieża... Już nie potrafię już na nie odpowiadać!

Nie zostało zadane...
To może tylko tyle – ludzie postrzegają mnie jako lepszego niż jestem. A przecież trudno mi udowadniać, że jest inaczej (śmiech). Zostałem tak wychowany, że staram się zachowywać samokontrolę. Nie zwiększyła się po roli papieża. Nadal nie robię rzeczy, których bym i tak nie robił.

Czyli jest Pan „grzeczny”?
Nie tak do końca! Ci, którzy mnie znają, wiedzą o tym i to mi wystarcza.

d16exlo

Potrzeba bycia „niegrzecznym chłopcem” jest więc spełniona? Jak to się dzieje, że w kolorowych gazetach nie ma na Pana temat żadnych plotek?
Nie opowiadam o tym w wywiadach (śmiech). To kwestia wizerunku. Kto wie, może to się zresztą zmieni? Na plakacie promującym najnowszą komedię, w której gram – „Testosteron” – występuję ze spuszczonymi spodniami w towarzystwie sześciu moich kolegów.

I nie chodzą za Panem paparazzi?
Zauważyłem pewnego pana, który czyhał przez trzy dni pod moim domem z aparatem z ogromną lufą. W końcu zrobił mi zdjęcia ze znajomą. Przepuszczałem ją w drzwiach i niosłem siatki. Sensacja!

... byłaby, gdyby to ona przepuszczała Pana, dźwigając siaty! A tak znowu wyszedł pan na gentlemana.
Hm. Może jestem nudny? A może pozytywny bohater ze mnie? W sumie dużo można spreparować – na przykład kiedyś zrobiono mi zdjęcie, kiedy stałem z dziennikarką pod agencją nieruchomości. Historia do tego była taka (zatytułowana „Wczoraj Papież – dziś podrywacz”), że buduję dom w Chicago. Kto wie, jak by się to skończyło, gdyby nad nami wisiał szyld innej agencji (śmiech).

d16exlo

A jest Pan podrywaczem?
No, nie... I sam wywołałem ten temat! Czy podrywam kobiety? Zwykle sceny zazdrości dotyczyły tego, jak na nie patrzę. Moja twarz wiele wyraża – kiedy kobieta mi się podoba, to o tym wie... A gdyby moja partnerka tak patrzyła na mężczyzn? Ale jak ja właściwie patrzę? Nie, nie rozmawiajmy o tym. Uważam, że flirt, taki miły kontakt z kobietą, z odrobiną pieprzu, jest naturalny i nikomu nie szkodzi.

Ale o Pana partnerkach nic nie słychać?
I nic nie powiem. To sprawa moja i partnerki. Oboje podejmujemy decyzje dotyczące tego, czy i gdzie nas widać. Przez to, że jesteśmy „łapani” na zdjęciach z różnymi znajomymi, rodzi się przekonanie o tym, jak szybko zmienia się kobiety w show biznesie. Częściej niż samochody. Mam samochód od 1997 roku i kilka kobiet już nim woziłem. Koniec kropka.

To może dla odmiany jakieś standardowe, nudne pytanie?
Tak, na nudne pytania umiem odpowiadać.

Co to znaczy dla Pana być gentlemanem?
Gentleman to prawdziwy mężczyzna – rycerski, żyjący wobec zasad, trochę James Bond, który zna się na winach i cygarach.

A Pan zna się na winach?
Potrafię na ten temat blefować. W ogóle uważam, że sztuka mówienia o winie to sztuka blefu. Najlepiej powiedzieć: „wino jest bezbłędne” (śmiech).

A co z miłością gentlemana do gadżetów?
Gentleman jest tradycyjny. Nie powinien sztywno trzymać się mody, ale używać rzeczy, które są wygodne, estetyczne i funkcjonalne. Kimś zupełnie innym jest gentleman wyprodukowany przez media. Ten jest ukochanym klientem wszystkich firm, bo wyrzuca starą rzecz od razu, kiedy pojawi się nowy model. Mój telefon działa, samochód też. Nie ma bondowskich gadżetów i nie jest przesadnie wypieszczony. Nie wypędzam też z niego kogoś, kto nakruszy na tapicerkę (śmiech).

Czyli nie wydaje Pan pieniędzy na gadżety?
Jeszcze nie, ale jestem gadżeciarzem potencjalnym. Kto wie, może za jakieś 10 lat taki się stanę? Zresztą trudno mi mówić o sobie.

Jaka jest główna cecha gentlemana?
Odpowiedzialność. Szeroko pojęta.

Czy są jakieś wady, z którymi walczy Gentleman Roku?
Muszę nauczyć się planowania i organizacji. Mam ogromną potrzebę „poukładania się”. Walczę z setkami maili i listów, na które nie odpowiedziałem. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Jest mi również przykro, kiedy spotykam bliską osobę, z którą nie miałem kontaktu prze kilka lat. Mam do siebie żal, że nie potrafię mieć tyle czasu, energii i zapału, aby kultywować wszystkie cenne znajomości. Brak mi miejsca na nowe kontakty w komórce, mimo że jest pojemna...

Wielu rzeczy Pan nie chce powiedzieć, a czy są takie, których Pan nie potrafi ukryć?

Nie umiem kryć informacji, które przynoszą mi radość. O nich paplam, nawet jeśli powtarza mi się, że nie powinienem. Najbardziej jednak lubię opowiadać o swojej pracy – to temat, w którym czuję się pewnie.

A są takie – poza tematami osobistymi – w których się Pan pewnie nie czuje?
Prasa często zgłasza się do mnie z prośbą o komentarze na tematy, o których mam średnie pojęcie lub nie mam go wcale. Nie zapomnę pytania: „Co pan sądzi na temat stu dni rządu”. Nie miałem pojęcia, o jaką studnię chodzi! (śmiech). Mimo że bycie osobą w jakiś sposób publiczną nakłada pewne obowiązki – np. uczestniczenia w akcjach charytatywnych – nie uważam, abym bym powołany do komentowania wydarzeń politycznych, np. tych stu dni. Gdybym pokusił się o takie wypowiedzi, mógłbym nagadać głupstw. Nie jestem politykiem, co zatem mogę wiedzieć na temat tej przysłowiowej już studni? Zresztą nie mam telewizora (przez co zyskuję mnóstwo czasu) i, mimo że nie jestem odcięty od informacji, to mogę nie wiedzieć, kto jest od dwóch tygodni bardzo sławny i co robi.

Wybiera Pan tematy, a co z towarzystwem?
Biorąc udział w różnych przedsięwzięciach pytam, w jakim odbędą się towarzystwie, aby mieć pewność, że to profesjonalne inicjatywy i będę się dobrze czuł z zaangażowanymi w nie osobami.

Skąd się wzięło Pana nietypowe hobby – sadzenie drzew? Wiem, że to strasznie emerycko brzmi i to nie jest dobry PR – twoje hobby: sadzenie drzew. (śmiech). Ale lubię to. Jako 4 czy 5-letni chłopak dostałem od babci kawałeczek pola. Wsadziłem jakieś nasionka, pogrzebałem grabkami, zbudowałem zamek z ziemi, aż nagle... wyrosło z tego drzewo. Poczułem cud tworzenia! Lubiłem jeździć do babci także po to, aby patrzeć na swoje drzewo, obserwować, jak zmienia się wraz z porami roku. Jestem dzieckiem miasta (urodziłem się i mieszkam w Warszawie, mimo że często posądza się mnie o krakowskie pochodzenie), ale odczuwam jakiś pęd do natury. Drzewa stały się z czasem moją pasją. Sadzę je na działkach swoich znajomych, raz miałem okazję nawet uroczyście zasadzić platan. Było to w Kozłówce, gdzie kręciliśmy zdjęcia do Chopina, na skwerku przed wjazdem do pałacu Zamoyskich. Towarzyszyła mi Danuta Stenka. Dlaczego sadzenie drzew? Może wynika z potrzeby pozostawienia czegoś po sobie? Zresztą to świetna inwestycja – z
małego nasionka powstaje wielkie drzewo!

Drzew już kilka jest, a dom? Wybudował Pan?
Mam mieszkanie – własne z racji formy własności i zgodne z moją osobowością. Jakie jest? W prostym stylu, z nutą tradycji, w ciepłych jasnych kolorach.

A co z trzecim elementem układanki?
Syn... Trudno mi na razie wypowiadać się na ten temat… ale wiem, że praca zawodowa nie jest najważniejsza. Założenie rodziny i posiadanie dzieci to najwspanialsze, co może wydarzyć się w życiu mężczyzny. Oczywiście dobrze, jeśli jest do tego spełniony zawodowo. Co bym przekazał swojemu potomkowi? Pewnie chciałbym mu uczciwie opisać świat i uchronić przed niebezpieczeństwami. Często obserwuję, że córki są skrajnie różne od matek, synowie od ojców. Pewnie dlatego, że otrzymują wiedzę o zagrożeniach, które dotknęły ich rodziców, ale nie otrzymali tarczy przeciwko przypadkom, które spotkały ich dziadków. Ja sam zostałem wychowany trochę zbyt „wrażliwie”. Chyba za bardzo przejmuję się otoczeniem, a wolałbym trochę mniej. A z drugiej strony, gdyby mój potencjalny syn czuł się przesadnie „na luzie” i trzymał nogi na stole, to mógłbym tego nie wytrzymać. Cóż, nie mam syna, nie założyłem rodziny. Całe szczęście, w naszych czasach presja nie jest taka silna i można być singlem. A kiedy zaczynają pojawiać się
nonsensowne plotki w stylu: „czegoś mu brakuje”, „ma inną orientację” przyjmuję je „na klatę”... Zazwyczaj mówię: „Czekam na tę wymarzoną”...

Dalej nie lubi Pan wywiadów?
Nie.

Dlaczego?
Bo muszę mówić o sobie... Uważam, że aktor powinien przemawiać przez swoją pracę, przez role, które kreuje. Każdą postać wypełnia bowiem swoją osobowością i doświadczeniem, a im więcej różnych ról gra, tym bogatszy staje się jego warsztat. Może miarą talentu aktorskiego jest właśnie rozdźwięk między wizerunkiem a rolą? Aktor, który opowiada dużo o sobie, przestaje być ciekawy. Więc chciałbym zachować swoją tajemniczość. Wobec tego nie mam więcej pytań i dziękuję za rozmowę.

Współpraca Hanna Żurawska
fotografie: Paweł Traczyk

d16exlo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d16exlo