Męskie sprawyPolacy rozwodzą się na potęgę. Gonimy Zachód

Polacy rozwodzą się na potęgę. Gonimy Zachód

Jeszcze stosunkowo niedawno rozwód był czymś, o czym większość Polaków nie chciała słyszeć. Wzięcie sobie żony czy męża przyjmowane było z całym dobrodziejstwem inwentarza, na dobre i na złe. Najnowsze dane statystyczne nie pozostawiają jednak wątpliwości, że w ostatnich latach zaszła rewolucja w myśleniu Polaków na temat małżeństwa i jego "nierozerwalności". W niechlubnych statystykach dotyczących liczby rozwodów zaczęliśmy gonić Zachód.

Polacy rozwodzą się na potęgę. Gonimy Zachód
Źródło zdjęć: © Fotolia

25.02.2015 | aktual.: 25.02.2015 14:39

Rozwody uznawane są coraz częściej za prawdziwe przekleństwo dzisiejszych czasów. Statystyki w wielu krajach są zatrważające. Decyzja o rozwodzie przychodzi wielu parom równie łatwo jak wcześniejsza decyzja o ślubie. Dlaczego tak się dzieje? Często zdarza się, że decyzja o ślubie jest podejmowana pochopnie, a potem, decydując się na rozwód, partnerzy tłumaczą się niezgodnością charakterów. Już pierwsze poważne problemy w związku często skłaniają małżonków do podjęcia radykalnej decyzji o rozstaniu. Tendencja ta stała się też niestety powszechna w Polsce.

W minionych latach wiele się zmieniło w mentalności Polaków. Powiedzieć, że kiedyś traktowaliśmy rozwód jako ostateczność, to nic nie powiedzieć. Dlaczego tak się działo? Przyczyny były różne. Obawialiśmy się reakcji otoczenia, kierowaliśmy się dobrem dzieci albo wychodziliśmy z założenia, że pojawiające się problemy uda się w końcu przezwyciężyć. Dziś jest już zupełnie inaczej. Decyzja o zakończeniu pożycia małżeńskiego coraz częściej podejmowana jest bez oglądania się na otoczenie. Najwyraźniej wiele osób także nad Wisłą zaczęło wychodzić z założenia, że życie jest zbyt krótkie, by tracić kolejne lata na próby dogadania się z partnerką/partnerem. Niezadowolone pary, zamiast próbować rozwiązać spory bądź naprawić to, co się zepsuło, coraz częściej udają się do sądu, by rozwiązać związek małżeński. Ponadto w przeciwieństwie do krajów Zachodu, w Polsce nie istnieje instytucja pojednania - tam specjalny urzędnik stara się rozwiązać konflikt i pogodzić zwaśnionych małżonków.

Jest źle, a będzie jeszcze gorzej?

Trend, jaki można zaobserwować, nie napawa optymizmem. Od 1999 r. liczba rozwodów w Polsce stale rośnie. O ile 16 lat temu w Polsce małżeństwa były rozwiązywane przez sądy 42 tysiące razy, to w 2013 r. było już ich 66 tysięcy - zauważa serwis mojapolis.pl. Warto też zwrócić uwagę na rekordowy rok 2006, kiedy miało miejsce aż 72 tysiące rozwodów.

Co ciekawe, Polacy najwyraźniej różnią się jednak między sobą w kwestii podejścia do tej kwestii. Liczba spraw rozwodowych, którymi zajmują się sądy, zależna jest bowiem od regionu. Znacznie więcej pracy mają sądy na północy i zachodzie Polski. Wystarczy też rzut oka na publikowane przez Główny Urząd Statystyczny dane, by przekonać się, że bardziej skłonni do definitywnego zakończenia małżeństwa są mieszańcy miast niż wsi.

Obraz

(fot. mojapolis.pl)

Przyglądając się danym publikowanym przez GUS można stwierdzić, że najbardziej trwałe są związki małżeńskie zawierane w województwach: podkarpackim, świętokrzyskim i lubelskim. Źle nie jest też w Małopolsce, części Podlasia i części Mazowsza. Zgoła inaczej sytuacja kształtuje się w północnej oraz zachodniej części Polski, choć zdarzają się wyjątki. Negatywny trend rozwodowy omija np. Kaszuby czy część Wielkopolski.

O poważnej zmianie, jaka nastąpiła w sposobie naszego myślenia o instytucji małżeństwa, może świadczyć również stosunek liczby rozwodów do zawieranych małżeństw. Już od kilku lat liczba orzekanych rozwodów niebezpiecznie zaczęła się zbliżać do liczby nowych małżeństw. W 2013 r. małżeństw było już tylko trzykrotnie więcej niż ślubów, podczas gdy jeszcze w 2008 r. na każdy rozwód przypadały cztery małżeństwa. Zdarzają się nawet miejsca (Szczecin, Gorzów Wielkopolski czy Legnica), gdzie współczynnik rozwodów w stosunku do zawieranych małżeństw wynosi 50 procent. Polacy także coraz rzadziej mówią sobie "tak" przed ołtarzem i w urzędach stanu cywilnego, choć jeszcze kilkanaście lat temu wspólne życie na tzw. "kocią łapę" było dla wielu czymś nie do pomyślenia. Od siedmiu lat systematycznie zmniejsza się jednak liczba par chętnych do zawarcia małżeństwa.

Oczywiście, gdy mowa jest o rozwodach, warto zapytać o przyczyny. Poza wspomnianym już niedopasowaniem (zdecydowanie najczęstsza podawana przyczyna), wśród innych popularnych czynników znajduje się alkoholizm jednego z partnerów, problemy finansowe oraz zdrada (druga najczęstsza przyczyna rozwodów). Warto także zauważyć, że częściej rozchodzą się małżeństwa bezdzietne.

Nowe badania pokazują, że każde zawierane dziś małżeństwo jest zagrożone coraz większym ryzykiem rozpadu. Według badań prowadzonych przez Martę Styrc, na które niedawno powołał się "Newsweek", na 181 tysięcy ślubów zawartych w 2013 r., przypadło 66 tysięcy rozwodów. Współczynnik rozwodów wyniósł zatem 36,4 procent. To znacznie więcej niż 10 lat wcześniej, kiedy wskaźnik ten wynosił 25 procent. Zdarza się coraz więcej małżeństw, które nie są w stanie wytrwać jednego roku po ślubie. W 2010 r. na 61 tysięcy rozwodów, aż 13 tysięcy stanowiły te orzekane wobec par, które znajdowały się mniej niż 5 lat po ślubie. Nie można także nie zauważyć, że częściej rozwodzą się małżeństwa zawierane przez młode osoby, które nie mają ukończonych 24 lat.

Warto wspomnieć, że rośnie nie tylko liczba rozwodów orzekanych przez sądy. W 2014 r. złożonych zostało 3,5 tysiąca wniosków o tzw. rozwód kościelny. Liczba tego typu rozwodów wzrosła w ciągu ostatnich 20 lat aż trzykrotnie.

W niechlubnych zestawieniach dotyczących liczby rozwodów wciąż daleko nam jednak do czołówki. Liderem jest w tym rankingu Belgia, gdzie na 100 nowo zawartych małżeństw przypada aż 70 rozwodów.

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (281)