Wyparta wrażliwość
Przeciwnicy polowań przekonują, że jest to przede wszystkim rozrywka osób uprawiających anachroniczny kult męskości. - Bycie takim męskim mężczyzną, co to popije, popali, pozabija, popodrywa delikatnie mówiąc, faktycznie staje się anachroniczne, wręcz niestosowne. Macho z prowincji to tendencja schyłkowa. Ale te zachowania były potrzebne mężczyznom, żeby określać swoją tożsamość. Myśliwska tradycja pokazuje polowanie jako zajęcie dla prawdziwych facetów - przekonuje Zenon Kruczyński, były myśliwy, a dziś ekolog i autor głośnej książki "Farba znaczy krew".
- Kto jest w Polsce myśliwym? Z pozoru wykształceni ludzie. Ale często też ci, którzy o zwierzętach niewiele wiedzą, lecz chcą dodać sobie męskości. Na polowaniu można się też wyżyć, zemścić na bezbronnych zwierzętach za życiowe niepowodzenia - dodaje Rafał Gaweł.
Kruczyński urodził się w rodzinie myśliwskiej i - jak twierdzi - musiał już w dzieciństwie wyprzeć się wrodzonej wrażliwości. - Bez tego nie da się uczestniczyć w polowaniach, bo one są drastyczne. Widzę, że śrut rozwala głowę lisowi, muszę wziąć rannego zająca za nogi, żeby go dobić ciosem w kark, a jemu przez skórę wystaje ostra kość piszczelowa. Przecież to jest cierpienie napawające zgrozą. Trzeba nauczyć się tego nie widzieć, bo inaczej polowanie byłoby nie do zniesienia - przekonuje w rozmowie z "Polityką". Momentem przełomowym w jego życiu było postrzelenie psa goniącego sarnę. Poczuł, że nie chce odnaleźć stworzenia i go dobić. - Wiedziałem, że już nie chcę więcej strzelać i zabijać. Poczułem, że moje życie się zmieniło - mówi Kruczyński.