Rosyjski parasol
Pod koniec lat 60. broń atomowa była jednym z głównych "straszaków", którymi szantażowały się dwa wielkie mocarstwa: Stany Zjednoczone i Związek Radziecki. W 1968 r. przyjęto układ o jej nierozprzestrzenianiu, ale nie podpisały go m.in. Izrael, Indie i Pakistan, czyli kraje, które w następnych latach miały wejść w posiadanie głowic nuklearnych. W wielu innych państwach trwały prace nad bronią jądrową.
Takie ambicje miał również Edward Gierek, który pod koniec 1970 r. zasiadł na fotelu I sekretarza PZPR. Świadczą o tym m.in. wspomnienia ówczesnego rezydenta KGB w Polsce gen. Witalija Pawłowa, relacjonującego jedno z posiedzeń partyjnej wierchuszki. "Mimo rozsądnych argumentów niektórych uczestników rozmowy, że Polska nie potrzebuje takiej broni, gdyż znajduje się pod skutecznym rosyjskim parasolem atomowym, że produkcja jest przedsięwzięciem bardzo kosztownym, przekraczającym finansowe i energetyczne możliwości kraju, Gierek długo i uparcie nie rezygnował ze swojej idei. Wydał nawet polecenie naukowcom, aby przeanalizowali ten projekt z punktu widzenia technicznych możliwości" - opowiadał po latach Witalij Pawłow.
Dlaczego Gierkowi tak na tym zależało? Zdaniem niektórych historyków marzył o uczynieniu z Polski "Francji bloku wschodniego", ponieważ był pod wrażeniem niezależnej polityki militarnej prowadzonej przez Paryż. Gierek dążył też do rozwoju technologii jądrowej, ponieważ widział w niej szansę na uzyskanie energetycznej samowystarczalności. To właśnie w latach 70. narodził się projekt budowy w Polsce elektrowni atomowej. Pierwszy sekretarz trafił na człowieka, który dawał ogromne nadzieje na zmaterializowanie tych marzeń. Był nim gen. Sylwester Kaliski.