Agresywne pensjonarki
Znacznie lepiej wiodło się prostytutkom zatrudnionym w "szanujących się" domach publicznych, szczególnie stołecznych. Ekskluzywne damy przesiadujące w "Adrii" czy "Gastronomii" zarabiały więcej niż urzędniczki państwowe i niejednokrotnie były od nich lepiej wykształcone. Z ich usług korzystali znani aktorzy, lekarze i inni szanowani obywatele.
Pod koniec lat 30. w Warszawie zarejestrowanych było blisko 4 tys. nierządnic, choć to liczba zapewne mocno zaniżona, ponieważ nie uwzględniała ogromnej "szarej strefy". W stolicy działało wówczas blisko 400 domów schadzek. Za prawdziwe burdelowe zagłębie uchodziło zwłaszcza Śródmieście. Spotkanie prostytutki w regionie ulicy Marszałkowskiej, Chmielnej, Brackiej albo Widok nie było niczym niezwykłym, a usłużni kelnerzy, szoferzy i barmani chętnie wskazywali drogę potrzebującym.
Prasa rozpisywała się o ekscesach, do których dochodziło w stołecznych "przybytkach rozkoszy". "Niemiła przygoda spotkała wczoraj wieczorem w znanym domu 'schadzek' Jadwigi Bitnerowej przy ulicy Widok nr. 11 kupca Jankla Herszla Zyskinda (Wronia 11). Ponieważ Z. w ostatniej chwili rozmyślił się i nie chciał zostać w osławionym domu rzuciły się na niego, oprócz Bittnerowej, jeszcze trzy jej pensjonarki: bojąc go pięściami i pogrzebaczem. Napadnięty zdołał wyrwać się, po czym stwierdził brak 1 dolara. O powyższej przygodzie Zyskind zameldował w X komisariacie" - donosił "Ilustrowany Kuryer Codzienny" w 1925 roku.