Seks i władza
Dawno, dawno temu, paru facetów z długimi włosami, i parę kobiet bez staników, przebiegało się boso po świecie krzycząc: "Make love, not war". Wg nich lekiem na całe zło tego świata, miało być radosne i spontaniczne uprawianie seksu. Oraz zarzucenie władzy jakiejkolwiek. Potem idea ta urosła w wielki ruch społeczny, szeroką ława przemaszerował przez kule ziemską, spektakularnie wpłynęła na kulturę, oraz równie spektakularnie padła. Zwyczajnie umarła w kwiecie wieku.
23.06.2008 | aktual.: 23.06.2008 13:57
W gruncie rzeczy nie dziwne. Panowie z długimi brodami, i panie w powiewnych sukienkach zapomnieli - nie rozdziela się sexu od władzy. To znaczy, może i wolno, i piękna to idea, i powinno się, efekt jednak takiego odseparowania może być tylko jeden – to się nigdy nie uda. Ludzkość od setek lat uwielbiała te dwie dyscypliny, tylko i wyłącznie obok siebie, tylko i wyłącznie w komplecie. Przyzwyczaiła się, wręcz wmówiła sobie, że władza i seks to pakiet nierozerwalny. Może i nieładny, może i politycznie niepoprawny, może wypada mówić o tym jak bardzo się jest przeciw, w efekcie jednak takie podejście jest brnięciem pod bardzo silny prąd. I tak naprawdę, w głębi duszy, mało komu chce pod ten prąd brnąć.
Bo i po co?
Biologia i historia ludzkości mówi co innego. Jak to było kiedyś? Kiedy dopiero zaczynaliśmy? No cóż, ludzki gatunek swoją tożsamość zdobywał wraz ze swoim powstawaniem, i chociaż było to setki lat temu, trudno odmówić tym doświadczeniom wpływu na nasze obecne zachowania. Fakt, nie ganiamy już z kością wplecioną w kok, w sukienkach z traw było by nam zdecydowanie za zimno, a ciągnięcie kobiet za włosy do jaskini, bawi już tylko niektórych. Niemniej analogie dalibyśmy radę odnaleźć nawet teraz. Zastanowić trzeba się czy możemy odcinać się od czasów, gdy kobiety zajmowały się głównie zbieractwem i rodzeniem, a mężczyźni polowaniem i bijatykami. Przecież to wtedy, w takich okolicznościach, zaczynała się wielka polityka, tak powstawały jej pierwsze zręby. Co prawda, na początku polegające głównie na tłuczeniu sąsiednich plemiom, a w przerwach na produkowaniu jak największej liczby członków własnego plemienia, na nich właśnie oparły się nasze pierwsze doświadczenia. Nie możemy się od nich odcinać.
Sex i władza. Pakiet nierozerwalny od setek lat, jak widać.
A jak wygląda to teraz? Po kolejnych rewolucjach technologicznych, po setkach lat kształcenia, rozwoju i ewolucji? Kiedy nie chodzimy już przygarbieni, ani nie pohukujemy monosylabami, obgryzając kości od mamuta?
Zobacz również
* Kaliber, czy długość lufy? Kaliber, czy długość lufy?*
*Niemcy najgorsi w łóżkuNiemcy najgorsi w łóżku*
Oj chyba podobnie.
Francis Fukuyama pisze : „człowiek w stanie natury jest izolowanym i samolubnym osobnikiem, angażującym się z innymi osobnikami w transakcje rynkowe lub społeczne głównie z powodu chęci zaspokojenia swych indywidualnych potrzeb i zachcianek”. Antropolodzy idą dalej - Laura Betzig, od lat zajmująca się analizą seksualnych obyczajów, uważa że walka mężczyzn o władzę ma u swego pierwotnego podłoża zwykły motyw prokreacyjny. I ma na to setki badań oraz dowód. Nie ma co oponować, nie ma co dyskutować. Nikt nie odkrywa ameryki twierdząc, że seksualne zaspokojenie, zaraz obok władzy, jest jedna z podstawowych zachcianek ludzkości. Jedną z najbardziej pożądanych, i najsilniejszych.
Trudno się nie zgodzić, prawda?
Dlatego nie specjalnie powinny nas szokować ostatnie afery seksualne. Mądrzejsi o doświadczenia historii, obznajomieni z teoriami psychologii ewolucyjnej nie od dziś wiemy, że siła i poważanie w świecie mężczyzn przekłada się wprost proporcjonalnie do kontrowersyjności i nasilenia ich występów w aferach seksualnych. Jak się przyjrzeć, i zastanowić, wielu z tych najsilniejszych samców, tych, co to doszarpali się miejsca na samym szczycie, okazali najbardziej wojowniczy i uruchomili pierwotne instynkty rywalizacji, niestety jednocześnie w bonusie dostało od przodków inne, dzikie, seksualne żądze. Bardzo, bardzo pierwotne. Takie z którymi jak widać, nie dają rady walczyć.
Bo władzy, moi drodzy od setek lat nie da rady oddzielić od seksu. Nie czarujmy się. Jak widać zdarza się to wszystkim. I wszędzie.
Ze stron najnowszych wydań gazet co chwile krzyczą do nas artykuły o seks skandalach. Ameryka funduje nam aferę tytoniową w Białym Domu, potem poprawia opowieściami z młodymi chłopcami i kongresmanami w rolach głównych, oraz przykładem senatora za którego sukces odpowiedzialne są publikowane w Internecie opisy jego erotycznych dokonań. Powiecie, że to za oceanem, że zepsuci Amerykanie. Ależ proszę bardzo u nas w Europie tez bywa wesoło: Francja ekscytuje się niezbadaną ilością dzieci Mitteranda, a dystyngowani Brytyjczycy nie pozostają gorsi, kiedy ich minister wiąże się z prostytutką. Włosi wpuszczają do parlamentu gwiazdę porno. Rosja, Izrael, Kościół. Wszędzie, gdzie pojawia się władza, erotyczne skandale. Dlatego, choć nie pochwalamy, negujemy i piętnujemy, nie dziwmy się że i u nas ostatnio w temacie gorąco.
Jesteśmy w Unii drodzy państwo, jesteśmy partnerem, silnym konkurentem, członkiem o „pozycji”. Podobnie jak inne kraje mamy prawo do zamachania przed ekranami telewizorów, i innych mediów, majtkami posłów, ministrów i posłanek. Naszym panom, podobnie jak innym, może się też wydawać że maja równe prawo do „nie wychodzenia z jaskini” i pakietu w którym dostają władze i sex razem. Oraz stwierdzenia że idea hasła Make love, not war była błędna i tak naprawdę chodzi o Make love, and war. Szczególnie tym panom może się tak wydawać. Nie sądzicie?
HW
Zobacz również
* Kaliber, czy długość lufy? Kaliber, czy długość lufy?*
*Niemcy najgorsi w łóżkuNiemcy najgorsi w łóżku*