To była jedna z najbardziej niezwykłych akcji Armii Krajowej!
Powstała w nazistowskich Niemczech, ale chcieli ją mieć wszyscy: Brytyjczycy, Amerykanie, a także Sowieci, którym udało się to dopiero po wojnie. Dla aliantów konstrukcja pocisku rakietowego V2 nie stanowiła tajemnicy już w sierpniu 1944 roku. Stało się to za sprawą brawurowej akcji Armii Krajowej, która najpierw przechwyciła pocisk, a następnie we współpracy z Brytyjczykami przetransportowała go z okupowanej Polski do Wielkiej Brytanii.
23.04.2013 | aktual.: 23.05.2013 16:56
"To kluczowa broń tej wojny. Gdybyśmy mieli ją w 1939, teraz panowałby już pokój" - miał wykrzyknąć rozentuzjazmowany Adolf Hitler po obejrzeniu kolorowego filmu dokumentującego możliwości świeżo ukończonego projektu. Pocisk rakietowy V2 naprawdę robił wrażenie - był to pierwszy w historii ludzkości pocisk pionowego startu, w ciągu 80 sekund przekraczał barierę dźwięku, a jego zasięg wynosił prawie 400 kilometrów. Wkrótce po pierwszych eksperymentach ruszyła masowa produkcja V2. Ofiarami stały się m. in. Paryż, Londyn, Antwerpia i Bruksela. Nastał czas "odwetu" (nazwa V2 pochodzi od słowa "Vergeltung" oznaczającego odwet) - naziści postanowili "wybombardować" sobie drogę do zwycięstwa.
Polski wywiad na tropie
Zaniepokojeni alianci początkowo nie mogli zlokalizować miejsca produkcji morderczych rakiet. Ściśle tajne zakłady zbrojeniowe produkujące V2 w pobliżu miejscowości Peenemunde niedaleko Świnoujścia udało się namierzyć dopiero w lutym 1943 roku dzięki informacjom uzyskanym od wywiadu Armii Krajowej. Po zdemaskowaniu i zniszczeniu ośrodka przez aliantów jednostkę przeniesiono w głąb Rzeszy, gdzie kontynuowano produkcję. Potencjał wywiadowców z AK nie pozostał niezauważony.
"Mission Impossible"
Brytyjczycy, wychodząc z założenia, że dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych, zwrócili się do Armii Krajowej z niezwykłą prośbą,. "Niewykonalna" misja brzmiała następująco: ukraść i przetransportować do Wielkiej Brytanii egzemplarz V2. Po konstrukcji niemieckiego pocisku wiele sobie obiecywano, a analiza pozwoliłaby nie tylko stworzyć analogiczny projekt, ale również zwiększyć potencjał obronny bombardowanego Londynu.
Jak ukraść rakietę?
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać. Jednak misja miała pewne szanse powodzenia - choć zakłady produkcyjne przeniesiono do Rzeszy, na poligonach okupowanej Polski wciąż przeprowadzano ćwiczenia z użyciem V2. Szczęście uśmiechnęło się do AK 20 maja 1944 roku.
Tego dnia w rejonie Sarnak w pobliżu Białej Podlaskiej partyzantom z Armii Krajowej udało się zdobyć niemal nienaruszony pocisk V2 wystrzelony przez Niemców podczas ćwiczeń, który dziwnym trafem nie eksplodował po osiągnięciu celu. Można tu mówić o sporym szczęściu, ponieważ V2 był wyjątkowo "wybuchowym" pociskiem - aż 6 procent wszystkich wystrzelonych eksplodowało zaraz po starcie. Zatem Polakom udało się dostać w swoje ręce niemal "nieużywaną" konstrukcję. Mało tego - rakieta została tak zmyślnie zamaskowana na miejscu zdarzenia, że przeczesującym teren Niemcom nie udało się jej zlokalizować.
V2 pod lupą
Następnie pocisk trafił pod lupę polskich konstruktorów. System sterowania został rozszyfrowany przez wybitnego inżyniera Janusza Groszkowskiego, a profesor Politechniki Warszawskiej Marceli Struszyński przeanalizował napęd rakiety, dokonując sensacyjnego odkrycia, że jako utleniacza użyto nadtlenku wodoru o niespotykanym 80-procentowym stężeniu. Padła decyzja o transporcie kluczowych części do Wielkiej Brytanii.
Operacja "Most III"
Samolot, który miał przerzucić do Polski m. in. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, w drodze powrotnej miał zabrać na swoim pokładzie części V2. Cała operacja musiała odbyć się niepostrzeżenie. W nocy 25 lipca 1944 Dakota C47 z polsko-brytyjską załogą na pokładzie wylądowała na tajnym lądowisku niedaleko Tarnowa. Do samolotu załadowano części V2 (masa pocisku "w całości" dochodziła do 13 000 kilogramów) - i to był początek problemów...
Na grząskim gruncie
Teren lądowiska był podmokły, a Dakota, przeładowana niecodziennie ciężkim ładunkiem, po prostu zakopała się w błocie i nie była w stanie wystartować, a przecież liczyła się właściwie każda minuta. Podwozie samolotu próbowano wydostać z błota, kopiąc rowy, używając słomy i drewnianych desek, ale wysiłki spełzały na niczym. Wszystkim uczestnikom akcji musiało podskoczyć ciśnienie - gdy na horyzoncie pojawiły się światła niemieckich samochodów, postanowiono, że jedynym wyjściem jest podpalenie samolotu wraz z ładunkiem.
(fot. PD - Dakota C47)
Finał
Na szczęście do tego nie doszło. Podczas ostatniej próby wydostania samolotu z błota (rozładunku, wykopaniu transzei, położeniu desek i ponownym załadunku), rozbieg przeszedł pomyślnie i maszyna szczęśliwie wzniosła się w powietrze. Podczas akcji "wykopywania" samolotu z błota uszkodzono jednak mechanizm sterujący podwoziem, a także hamulce. Podwozie udało się schować dopiero nad Tatrami, a na lotnisku docelowym z powodu awarii hamulców Dakota wylądowała na pasie awaryjnym. Cała operacja, wliczając pobyt w Polsce i kłopoty ze startem, odbyła się w ciągu 10 godzin i 15 minut.
Przechwycenie rakiety V2 i operacja Most III należą z pewnością do jednych z najbardziej brawurowych akcji Armii Krajowej i niezwykłych cywilnych lotów transportowych II wojny światowej. Dostarczenie konstrukcji Brytyjczykom spełniło pokładane nadzieje ulepszenia obrony bombardowanego Londynu, a szczegóły techniczne projektu okazały się znaczącym wkładem w powojenny rozwój programów balistycznych.
KP/PFI, facet.wp.pl