Torturowali dla Hitlera i Stalina - kaci wszech czasów
* Uwaga - to jest lektura dla osób o mocnych nerwach. Dwa totalitarne mocarstwa XX wieku czyli hitlerowskie Niemcy oraz stalinowski Związek Radziecki nie tylko utopiły świat we krwi i łzach, udowadniając, że nie ma takiego okrucieństwa i zbrodni, której nie dałoby się wcielić w życie, ale "wychowały" również całe zastępy oddanych funkcjonariuszy-katów - prawdziwe "bestie w ludzkiej skórze".*
30.01.2012 | aktual.: 06.09.2012 14:10
Sługusi Hitlera i Stalina prześcigali się wzajemnie w bestialskim dręczeniu i zabijaniu niewinnych ofiar, często uważając się przy tym za wysokiej klasy "profesjonalistów". Nie tylko były im obce wszelkie wyrzuty sumienia, ale wręcz szczycili się osiąganymi "wynikami", czyli fizycznym i moralnym zniszczeniem bezbronnych ludzi. Część z nich odpowiedziała za swoje zbrodnie, inni przepadli w efekcie politycznych rozgrywek, jeszcze inni - umarli spokojnie we własnym łóżku. Przedstawiamy listę odrażających bestii nazizmu i komunizmu. Przypatrzcie im się uważnie - o wielu z nich usłyszycie po raz pierwszy!
Zinowij Uszakow - ZSRR
Ulubiona tortura: gwałt
Uszakow był funkcjonariuszem NKWD wysoko cenionym przez swoich szefów. Powód? Brak zahamowań moralnych i "inwencja twórcza" w zakresie męczenia więźniów pozwalały mu "wybijać" z nich dowolne zeznania.
Bez wątpienia jego największym "dokonaniem" było złamanie podczas śledztwa Marszałka ZSSR Michaiła Tuchaczewskiego, który podpisał zeznania zgodne ze scenariuszem nakreślonym przez Stalina - przyznał się do zdrady i szpiegostwa na rzecz Niemiec. Jak tego dokonał? Bardzo prosto: przyprowadził 13-letnią córkę Marszałka i zagroził, że ją zgwałci na jego oczach. Mało który ojciec wolałby krzywdę własnego dziecka od przyznania się do nawet najbardziej wydumanych zbrodni (w przypadku innego aresztowanego Uszakow wcielił swoją groźbę w życie: zgwałcona córka ukraińskiego działacza niedługo po tym rzuciła się pod pociąg).
Według innej wersji Uszakow przywiązał na wpół rozebranego Tuchaczewskiego do specjalnego "kibla" i puścił do niego rurą żywe szczury. Uszakow sam później chwalił się, że jego metody są niezawodne. Za swoje zbrodnie nie odpowiedział - rozstrzelano go, ale nie za bestialstwo, a w wyniku prowadzonych przez Berię czystek w NKWD.
(fot. PD/Hirtreiter pierwszy z prawej)
Josef Hirtreiter - Niemcy
_ Specjalność: mordowanie niemowląt_
Oczywistością jest, że w niemieckich obozach koncentracyjnych pracowali w najlepszym wypadku zobojętniali służbiści, w najgorszym - prawdziwe bestie w ludzkiej skórze. Oto jedna z nich.
Hirtreiter swoją "pracę" wykonywał w obozie śmierci w Treblince: uczestniczył przy przyjmowaniu transportów i pędzeniu ludzi do komór gazowych, na każdym kroku znęcając się nad więźniami. Znany był również z pedantycznie skrupulatnego stosunku do przestrzegania obozowego regulaminu - za najdrobniejsze przewinienia własnoręcznie rozstrzeliwał lub wieszał więźniów. Największym przejawem jego okrucieństwa i zezwierzęcenia było jednak to, co robił niemowlętom, które przybywały w kolejnych transportach - chwytał je za nogi i wściekle walił nimi w ściany ciężarówek.
Po wojnie skazany na dożywocie. Zwolniony ze względu na zły stan zdrowia, zmarł w 1978 roku w domu spokojnej starości.
(fot. PD)
Bogdan Kobułow - ZSRR
_ Ulubione narzędzie tortur: własna pięść_
Jeden z ulubionych pomocników krwawego kata Ławrientija Berii, który pieszczotliwie nazywał swojego 150-kilogramowego pupilka "samowarem". Z racji na ogromną siłę był dla swojego szefa niezastąpionym asystentem przy przesłuchaniach - ponoć jednym uderzeniem pięści potrafił rozłupać czaszkę, choć nie gardził również gumowymi i metalowymi pałkami.
Męczony w ten sposób więzień albo podpisywał wszystko co podtykał mu pod nos "oficer śledczy", albo umierał od odniesionych obrażeń. Gdy podczas jednego z przesłuchań aresztant rzucił się na Berię, Kobułow okazał się nieoceniony: "Kiedy zobaczyłem szefa na podłodze, skoczyłem na gościa i skręciłem mu kark gołymi rękami".
Rozstrzelano go w 1953 roku wraz z całą bandą Berii i samym "szefem".
(fot. PD)
Wilhelm Boger - Niemcy
_ Cecha szczególna: dobry apetyt_
Sadysta z Oświęcimia cieszył się wyjątkowo ponurą sławą, a z racji, że znęcaniu się nad więźniami towarzyszyły zazwyczaj jego wrzaski, otrzymał od więźniów przydomek "Krzycząca Śmierć". Był pomysłodawcą instrumentu tortur zwanego "huśtawką Bogera".
Była to wymyślna konstrukcja, do której przywiązywano człowieka (często nagiego) - torturowany był wyprężony, a jego nadgarstki były przymocowane do kostek. Następnie "huśtano" go, przy każdej turze nie skąpiąc ciosów. Jak wspominają naoczni świadkowie, po pewnym czasie z "huśtawki" zdejmowano bezkształtną i zakrwawioną masę, która kiedyś była człowiekiem. Wnuczka kata wspominała po latach incydent, gdy w jednym z transportów znalazł się mały chłopiec trzymający jabłko. Boger chwycił dziecko i uderzał nim o mur, dopóki nie umarło. Następnie bezceremonialnie podniósł z ziemi jabłko i zaczął je ze smakiem zajadać.
Skazany po wojnie na dożywocie, zmarł w 1977 roku w więzieniu.
Aleksandr Ejduk - ZSRR
Ulubiona podnieta: krew
Ten czekista to prawdziwy wampir - krew rozstrzeliwanych działała na niego równie podniecająco jak seks. W związku z tym szczególnie upodobał sobie rozstrzeliwania - upajał go już sam hałas samochodowych silników, którymi zagłuszano wykonywane w centrum Moskwy egzekucje:
"Ejduk zastygł w pół słowa. Zmrużył oczy jakby ze słodkiej rozkoszy i, spojrzawszy na mnie, delikatnym i rozmarzonym głosem powiedział z zadowoleniem: A, nasi pracują" - wspominał po latach jeden z jego znajomych. Zresztą oddajmy głos samemu zwyrodnialcowi, który nie wahał się ubrać swojego zachwytu krwią w liryczne strofy:
_ Nie ma większej radości, nie ma piękniejszej muzyki Niż chrzęst łamanych istnień i kości. Dlatego właśnie, gdy zmęczenie pojawia się w naszych oczach I pasją burzą zaczyna w piersi wzbierać, Chciałbym napisać na waszym wyroku Zdecydowane słowa: "Pod ścianę! Rozstrzelać!_
(przekład: Sławomir Kędzierski i Ewa Skórska)
W 1938 roku Ejduk miał okazję uczestniczyć w rozstrzelaniu w nieco innym niż do tej pory charakterze - swojej własnej egzekucji. Pozbyto się go w toku czystek w NKWD.
(fot. PD)
Ilse Koch - Niemcy
_ Hobby: abażury z ludzkiej skóry_
Żona komendanta obozu w Buchenwaldzie nazywana również "Wiedźmą z Buchenwaldu" to dowód na to, że jeśli chodzi o zwyrodnialstwo, kobiety nie pozostają w tyle za mężczyznami, a niekiedy nawet przewyższają ich w wyrafinowaniu. Pasją nadzorczyni obozu, oprócz sprawiania bólu i dręczenia więźniów, były wyroby ze skóry. Ludzkiej.
"Materiał" dobierała podczas licznych i cieszących się wyjątkowo ponurą sławą inspekcji - gdy tylko zauważała wytatuowanego więźnia, zlecała wykrojenie pokrytego tatuażem fragmentu ciała. Z pozyskanych w ten sposób skrawków skóry sporządziła specjalny abażur na lampę. Inne upiorne "gadżety", które można było znaleźć w jej domu, to rękawiczki, torebki i oprawy książek - również z ludzkiej wytatuowanej skóry. Innym ulubionym zajęciem tego potwora było zmuszanie więźniów do gwałcenia współwięźniarek.
Po wojnie skazana na dożywocie, powiesiła się własnej celi w 1967 roku.
(fot. PD)
Wiera Griebieniukowa "Dora" - ZSRR
_ Hobby: odcinanie uszu_
Jeśli porównać "towarzyszkę Dorę" z jej nazistowskimi koleżankami, w oczy rzuca się przede wszystkim bardzo młody wiek, który towarzyszył okrucieństwom, jakich się dopuszczała - swoich zbrodni dokonywała jako zaledwie 20-latka. Jednak poziomu bestialstwa i wymyślności tortur mógłby pozazdrościć jej niejeden doświadczony kat.
Śmierć z jej ręki nie przychodziła łatwo i szybko - zanim ostatecznie rozstrzelała swoich więźniów przez długie miesiące znęcała się nad nimi: wyrywała włosy, odcinała kończyny i uszy, gruchotała kości policzkowe. Takie męczarnie sprawiały, że wielu aresztowanych przyjmowało śmierć z ulgą. Tym większą, że jej miejscowy (rzecz działa się w Odessie) kolega po fachu, jedyny czarnoskóry czekista, miał zwyczaj obdzierać swoje ofiary żywcem ze skóry.
Większość kobiet pracujących w sowieckich organach bezpieczeństwa służbę kończyło w szpitalu psychiatrycznym - przyjmuje się, że taki los spotkał także "towarzyszkę Dorę".
(fot. CC 3.0/ Klauschenb)
Klaus Barbie
_ Ulubiona tortura: gwałty za pomocą psów_
"Rzeźnik Lyonu" i szef tamtejszego Gestapo nie ustępował w bestialstwie swoim sowieckim kolegom, a wręcz był od nich jeszcze bardziej wyrafinowany. Jakie głębiny deprawacji i zwyrodnienia trzeba osiągnąć, by nie "zadowalać się" zwykłym katowaniem więźniów, ale gwałcić ich za pomocą psów?
Do innych ulubionych metod Barbie należały tortury za pomocą prądu. Aresztowanych dręczył bez wyjątku - nie stanowiło dla niego różnicy, czy znęca się nad mężczyzną, kobietą czy nawet dzieckiem. Jest bezpośrednio odpowiedzialny za śmierć 14 000 osób.
Zmarł w 1991 roku podczas odsiadywania dożywotniego wyroku za zbrodnie przeciwko ludzkości.
(fot. PD)
Borys Rodos - ZSRR
_ Ulubiona praktyka: zmuszanie do picia moczu_
Ten czekista to jedna z najgorszych bestii, nawet jak na tak mało humanitarną organizację, jaką było NKWD. Już zanim zaczął pracować w organach, miał na koncie próbę gwałtu na współpracowniczce. Później wsławił się niezwykle brutalnym biciem i torturowaniem więźniów, którym bez ogródek wyznawał: "Nie podpiszesz, znowu będziemy bić, zostawimy nietkniętą głowę i prawą rękę, z reszty zrobimy kawał rozwalonego krwawego mięsa".
Niektórych więźniów katował do tego stopnia, że wypływały im oczy (sam przed tak "ciężką pracą" musiał wcześniej robić sobie lewatywę). Inną praktyką było wlewanie aresztowanym do ust ich własnego moczu, któremu towarzyszyły równie bestialskie wrzaski z jego strony: "Pij albo zeznawaj, ty gówno w ludzkiej skórze!". Jego syn wspominał, że po powrocie z pracy ojciec potrafił pół godziny myć ręce aż po łokcie.
Rozstrzelany w 1956 roku po wyroku, w którym uwzględniono część jego zbrodni.
(fot. PD)
Wasilij Błochin - ZSRR
_ Ulubiony ruch: pociąganie za spust_
"Kat katów" czy też nadworny kat Stalina przez całe życie obejrzał chyba więcej potylic niż twarzy - szacuje się, że przez 36 lat "pracy", jaką było rozstrzeliwanie, własnoręcznie zamordował około 50 tysięcy ludzi - w tym kilku swoich byłych szefów, wielu byłych kolegów, partyjną i wojskową elitę, a także spory procent polskich oficerów w Katyniu.
Nie trapiły go żadne wyrzuty sumienia - wręcz przeciwnie, do czekistów, którzy niechętnie brali udział w egzekucjach, odnosił się z pogardą i wyższością, wychodząc z założenia, że posiada niezwykłe talenty, skoro nie każdy może być katem. Jeden z członków jego specgrupy po latach wspominał: "Wódkę, ma się rozumieć, piliśmy do utraty przytomności. Mówcie, co chcecie, ale robota była nielekka. Byliśmy tak zmęczeni, że ledwo trzymaliśmy się na nogach. Myliśmy się w wodzie kolońskiej i to do pasa - inaczej nie dało się pozbyć zapachu krwi i prochu. Nawet psy od nas uciekały, a jeśli szczekały to tylko z daleka". Błochin opracował nawet specjalną technikę wykonywania wyroku: mierzył między pierwsze kręgi szyjne, by obyć się bez drugiego strzału i zmniejszyć ilość krwi.
Zmarł jako emeryt w 1955 roku na wylew we własnym łóżku. Jest pochowany w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Dońskim w Moskwie.
KP/PFi