None
Do niedawna większość ludzi kojarzyła arszenik głównie z powieści Agathy Christie. Bezbarwny, pozbawiony smaku i zapachu. Nic zatem dziwnego, że był ulubionym "narzędziem pracy" wszystkich średniowiecznych skrytobójców.
Legenda głosi, że niektórzy królowie prewencyjnie zażywali niewielkie dawki trójtlenku arsenu, celem uodpornienia się na śmiercionośne działanie owego specyfiku.
Jednak arszenik - ta bodaj najbardziej znana trucizna świata - ma również inne, pozytywne oblicze. Już od jakiegoś czasu z powodzeniem stosowana jest w leczeniu niektórych typów raka. Jednak dopiero teraz chińskim naukowcom udało się wyjaśniać dlaczego tak się dzieje...
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
Rozwód z arszenikiem w tle
Biała, proszkowana substancja doskonale nadawała się do rozpuszczenia w winie, i przetworach owocowych, sprawdzała się również jako "przyprawa" do dziczyzny, czy "posypka" do domowej roboty frykasów.
Osoba uraczona przysmakiem z arszenikiem konała powoli. Rozpoczynało się od bólów brzucha, wymiotów, biegunki, z czasem męczarnie nasilały się, aż wreszcie nadchodziła śmierć.
Jak widać, nawet dla amatora, podrzucenie zabójczej porcji swojej ofierze nie stanowiło problemu.
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
Natomiast zawodowcy stosowali bardziej wysublimowane metody - jak chociażby nasączanie trucizną knotów świec (w ten sposób miał zginąć papież Klemens VII), czy stronic ksiąg (taka śmierć z kolei, wg Aleksandra Dumasa, miała przypaść w udziale francuskiemu królowi Karolowi IX ).
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
Dlatego też w średniowieczu zdarzało się, że zawodowi specjaliści od trucizn chętnie wykorzystywali właśnie arszenik do realizowania swoich zleceń. Zresztą, nawet do niedawna arszenik był powszechnie dostępny (używano go głównie do produkcji trutek dla szczurów).
Bywały także w historii, nawet tej niezbyt odległej, przypadki makabryczne, kiedy to znerwicowane żony arszenikiem kończyły nieudane związki. Właściwości arszeniku cenili również krewni, liczący na spadek.
Z czasem jednak - w miarę rozwoju medycyny, w tym sądowej - zatrucie arszenikiem w przypadku sekcji zwłok stało się bardzo łatwe do wykrycia. Śledczym pomaga tu charakterystyczna treść jelitowa (ciecz przypominająca odwar ryżowy), czy też zauważalne uszkodzenia wątroby lub nerek. Naturalnie, w konsekwencji tego stanu rzeczy arszenik stracił swą renomę wśród morderców.
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
Dobra trucizna
Do niedawna, zła sława arszeniku niejako przyćmiewała jego pozytywne właściwości. Ponieważ, owszem - okazuje się, że arszenik wykorzystywany jest również w dobrych celach.
Dwoistość arszeniku jako pierwsi odkryli Chińczycy, już ponad 2000 lat temu. To właśnie oni, oprócz "standardowego" wykorzystania tej substancji, leczyli nią łuszczycę oraz chorobę będącą negatywnym efektem przedawkowania miłości, a mianowicie: syfilis.
Na początku lat 90. ubiegłego stulecia, naukowcy odkryli, że arszenik z powodzeniem można stosować w leczeniu ostrej białaczki promielocytowej. Jest to ostry nowotwór krwi i szpiku kostnego, w efekcie którego szpik nie jest w stanie produkować zdrowych czerwonych krwinek.
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
Odkrycie okazało się przełomowe, zważywszy na fakt, że wcześniej - do roku 1970 - zdiagnozowanie u pacjenta tego typu nowotworu oznaczało wyrok śmierci - wcześniej nie udało się wyleczyć ani jednej osoby.
Od roku 1992 sprawy ruszyły ku lepszemu. Przez kilkanaście kolejnych lat lekarze stosowali arszenik w leczeniu nowotworów krwi i szpiku kostnego, niejako błądząc po omacku. Wiedzieli, że terapia jest skuteczna, jednak nie mieli pojęcia dlaczego.
Pomimo licznych starań, nie udało się dociec zasady działania, na jakiej trójtlenek arsenu obezwładniał komórki rakowe. Przełom nastąpił ostatnio, za sprawą grupy chińskich naukowców, pod wodzą profesora Zhanga Xiaowei ze State Key Laboratory of Medical Genomics w Szanghaju.
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
Prof. Xiaowei w wypowiedzi dla "Reutersa" przyznaje, że arszenik to potężne lekarstwo: "w przeciwieństwie do chemioterapii, efekty uboczne działania arszeniku w leczeniu ostrej białaczki promielocytowej są bardzo niewielkie. Terapii trójtlenkiem arszeniku nie towarzyszy utrata włosów, czy też stłumienie działania funkcji szpiku kostnego. Pragnęliśmy ustalić w jaki dokładnie sposób arszenik działa na komórki rakowe, ażeby móc wykorzystywać go w przyszłości, w leczeniu innych typów nowotworów."
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
Chińscy naukowcy przyznają także, że jednym z powodów podjęcia badań była chęć przełamania wstrzemięźliwości wielu krajów względem tej metody leczenia (co na marginesie, wydaję się dziwne, biorąc pod uwagę efekty jakie uzyskuje się w chińskich szpitalach):
"kliniczne rezultaty terapii arszenikiem są bardziej niż zadowalające. Ponad 90% pacjentów z ostrą białaczką promielocytową cieszy się życiem bez objawów raka przez okres co najmniej 5 lat", twierdzi prof. Xiaowei.
Rzeczywiście, ów wynik wydaje się być imponujący, szczególnie, że jeszcze stosunkowo niedawno ten typ nowotworu był całkowicie nieuleczalny.
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
W ostatnim eksperymencie chińskich naukowców, za sprawą najnowocześniejszych zdobyczy techniki medycznej, śledzono działanie arszeniku, po jego aplikacji do zakażonego organizmu. Ustalono, że trójtlenek arsenu wpływa na degradację białka (PML-RARaplha), które wpływa na wzrost i rozwój komórek nowotworu.
Arszenik niszcząc to białko, sprawia, że nowotwór nie może się rozwijać. W toku eksperymentu, naukowcy po raz pierwszy byli w stanie szczegółowo przeanalizować jak dokładnie zachodzi ów proces (całość drobiazgowo opisano i opublikowano w "Journal of Scence").
Śmiertelna trucizna czy... lek na raka?
Są to informacje niezwykle budujące. Niewykluczone bowiem, że z tą wiedzą, na przestrzeni kilku najbliższych lat, naukowcom uda się wreszcie stworzyć pierwsze naprawdę skuteczne lekarstwo na raka.
Co ciekawe, prawdopodobnie stanie się to za sprawą arszeniku, a więc paradoksalnie - ta niegdyś najsławniejsza trucizna, być może w przyszłości okaże się być najdłużej wyczekiwanym lekarstwem. I tak oto morderca stanie się cudotwórcą...