CiekawostkiW co wierzy Bogusław Linda

W co wierzy Bogusław Linda

Bogusław Linda jest przedstawicielem ginącego gatunku. Ba! Jest encyklopedycznym przykładem mitu o prawdziwym mężczyźnie. Patrzy prosto w oczy, ceni przyjaźń i dane słowo.

W co wierzy Bogusław Linda
Źródło zdjęć: © fot. Lidia Popiel

10.10.2012 | aktual.: 21.09.2015 08:43

Strzela, nie waha się przed użyciem ostrych słów, szybko jeździ, pędzi przez życie od sukcesu do sukcesu. Wielokrotnie wyobrażałem sobie jak będzie wyglądać nasze pierwsze spotkanie. Może jak w starym kinie, w czarno-białym półmroku, pochylimy się nad kieliszkami wódki, zapalimy papierosy... Ale on już nie pali, w dodatku jesteśmy na terenie zakładu pracy, więc pić przed 13.00 nie wypada. Miejsce to przez niego ukochane - Warszawska Szkoła Filmowa. Zatem siadamy naprzeciw siebie, mistrz i uczeń. Cytując klasyka: "jego ciepły miły głos, przewierca mnie na wylot - nie mówię - ja myślę". Posłuchajcie.

* Piotr Welc: Przede wszystkim dziękuję za czas i cudowne miejsce. Jesteśmy w Warszawskiej Szkole Filmowej, której jest Pan współzałożycielem.*

* Bogusław Linda:* I jestem z tego dumny.

* P.W.: Chyba nie ma nic bardziej sensownego w życiu niż uczyć innych pięknych rzeczy. * * B.L.:* Podobno to coś najszlachetniejszego, co udało mi się zrobić. Oprócz dzieci oczywiście.

P.W.: Jak to jest zostać profesorem w młodym wieku i kształcić swoich kolegów? Uczył Pan Cezarego Harasimowicza, który jest tylko kilka lat od Pana młodszy.

* B.L.:* W młodym wieku nie ma się oporów, by być pedagogiem. Tym bardziej, że wcześniej byłem samodzielnym asystentem pani Marii Kościałkowskiej w krakowskiej szkole teatralnej i przeszedłem ten etap bezboleśnie. Dopiero po latach, kiedy skończyłem pracę, zastanawiam się, co ja tam właściwie robiłem.

P.W.: Wraz z upływem czasu rośnie lęk o władzę, którą ma nauczyciel?

* B.L.:* Rośnie odpowiedzialność, bo okazuje się, że kształcenie nie polega tylko na przedstawieniu swoich idei, poglądów i sposobów prowadzenia pracy. Bierze się odpowiedzialność za kształtowanie młodej osoby, za to, co zostanie w jej głowie do końca życia.

Obraz

(fot. Lidia Popiel)

P.W.: Mam wrażenie, że niektórzy pedagodzy, reżyserzy, scenarzyści powinni jeszcze raz stanąć przed komisją, tak jak Franc Mauer, zanim zdobędą prawo do kształcenia innych.

* B.L.:* Myślę, że taki egzamin w zawodach twórczych powinno zdawać się przed samym sobą mniej więcej co pięć lat. Odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jeszcze pamięta się, po co się to robi, bo może człowiek tylko mądrzy się i myśli, że wie wszystko.

P.W.: Aktorstwo to zawód, nie powołanie?

* B.L.:* Według mnie - zawód.

P.W.: Można nauczyć się robić dobre filmy, dobre zdjęcia, nie będąc utalentowanym?

* B.L.:* Nie, ale wszystko to nadal mieści się w kategoriach zawodu. Powołanie istnieje wtedy, kiedy raz w życiu człowiek zrobi coś nieprzeciętnego, niezapomnianego. Aktorowi, reżyserowi zdarza się być artystą, ale nie jest nim przez całe życie. Artystą się bywa. W wyniku zbiegu okoliczności, ogromnej pokory, pracy, wiedzy, talentu, boskiego spojrzenia - raptem dzieje się coś fajnego, dla czego warto żyć. Reszta jest pracą.

P.W.: Praca to rzemiosło? Jest czymś takim, jak trening dla zawodnika? Artysta szykuje się do ważnego momentu w swojej karierze tak, jak sportowiec trenuje przed olimpiadą?

* B.L.:* To trochę inna kategoria. Artysta cały czas jest studentem. Jeśli ktoś mówi, że jest profesorem w swoim zawodzie, to znaczy, że przeszedł już smugę cienia. Skończył się.

P.W.: A jednak mamy przykłady artystów, którzy wybuchli na moment, płonęli, spalali się. Został popiół, ale stworzyli dzieła ponadczasowe.

* B.L.:* Dlatego w tych zawodach istotne jest nie tylko szczęście, ale też umiejętność rozłożenia pewnych rzeczy w czasie i ... przede wszystkim pokora. Wobec tego, co może się zdarzyć i siebie samego. Trzeba pamiętać, że jest się człowiekiem, który nic nie wie.

P.W.: Z drugiej strony artyści powinni być niepokorni, być buntownikami i lać w pysk rządzących, prowokować...

* B.L.:* Ale jeśli dochodzi się do czegoś, coś osiąga, to zwykle wykwita w człowieku duma. Często przez ludzi, którzy poklepują po plecach i mówią: "Byłeś świetny.". W tym momencie pokora jest szalenie istotna, żeby móc odpowiedzieć: "Okej chłopaki, ale mogę więcej". To nadal pokora, choć słowa "mogę więcej" padły.

P.W.: A propos pokory, szacunku do autorytetów - był mistrz w Pana życiu?

* B.L.:* Na swój sposób jestem cynikiem. Patrzę podejrzliwie na ludzi i ich motywacje. Szkoła teatralna była podstawą, ale sposobu grania w filmie uczyłem się sam. Autorytetem stało się dla mnie pewne pokolenie amerykańskich aktorów, które bardziej "było" w filmie niż grało.

P.W.: Dziś uczy Pan swoich studentów, jak przekuć porażkę w sukces?

* B.L.:* Uczę ich przede wszystkim tego, że aktorstwo to zawód okrutny i trzeba być codziennie przygotowanym na porażkę. Sukces zdarza się bardzo rzadko. Reszta jest jedną wielką porażką.

P.W.: To podejście ideowe?

* B.L.:* Realne. Kiedy pan spojrzy na listy absolwentów szkół aktorskich w Polsce, zobaczy pan tam 100 - 150 nazwisk rocznie. Ile z nich pan zapamięta, ile twarzy rozpozna? Jeśli będzie to jedna osoba na pięć lat, to fajnie. Czy nazwiemy to sukcesem, czy porażką w stosunku do reszty?

P.W.: Wspomniał Pan o wzorowaniu się na pewnym pokoleniu aktorów. Jest szansa, że teraz w Polsce rośnie pokolenie młodych ludzi, którym powinniśmy się już bliżej przyjrzeć?

* B.L.:* Na pewno są tacy, ale jednocześnie świat wokół nas i nasze kryteria dotyczące zawodu aktora czy reżysera, tak się zmieniają, że nie sposób tego ocenić. To, co myśmy kiedyś uważali za bycie aktorem, nazywali zrobieniem filmu, w tej chwili, w dobie totalnie innej komunikacji, kiedy można zrobić film aparatem telefonicznym i wygrać festiwal, jest czymś zupełnie innym. Ludzie trochę pogubili się. Technologia idzie wciąż naprzód, życie zaczyna biec o wiele szybciej niż sto lat temu. Kiedyś człowiek miał krzesło, na którym wcześniej siedział jego pradziadek. Teraz zmieniamy krzesła co dwa lata. To samo dzieje się ze sztuką. Sposób jej przekazywania, opowiadania o niej, jej forma zmienia się z miesiąca na miesiąc. Wśród moich studentów są naprawdę zdolni ludzie, zawodowcy. Ale jak wykorzystają swoje umiejętności, co z tego wyniknie? Sam jestem ciekaw.

P.W.: Porozmawiajmy o rzeczach przyjemnych i wielkich: o ideałach. Wierzy Pan jeszcze w prawdziwą przyjaźń, męstwo?

* B.L.:* Wierzę, choćby dlatego, że moi przyjaciele, to ludzie, z którymi przeszedłem kilka ważnych rzeczy w życiu, czasami będąc na granicy śmierci. Szanuję ich za to, że sprawdziliśmy się w ciężkich warunkach, w których poznaje się prawdziwy charakter. Tak naprawdę człowiek nic o sobie nie wie. Nie wie, kiedy pęknie i czy będzie to wtedy, kiedy siedzi trzy tygodnie w ulewnym deszczu i nie ma nic do jedzenia, czy wtedy kiedy napada go banda hultajów. Takich sytuacji są tysiące. Biorą się z nich przyjaźnie, które są podporą w życiu, są stabilne. Nie muszę dzwonić do kogoś, żeby wiedzieć, że jest ze mną.

P.W.: Kiedyś w naszym kraju trzy słowa definiowały mężczyznę: Bóg, Honor, Ojczyzna. Czy ta trójca coś dla Pana znaczy w dzisiejszych czasach?

* B.L.:* To nie jest to, co bym chciał i nie w ten sposób. Kiedy o tym myślę, od razu staje mi przed oczami PiS, Kościół. Chyba jestem za stary, żeby brać mnie na takie cuda.

Obraz

(fot. Lidia Popiel)

P.W.: A kiedy odwołamy się do pierwowzoru?

* B.L.:* Ojczyzna też się zmieniła. Z rzeczy istotnych być może został honor. To jest wartość najbardziej prywatna. Za honor odpowiadam sam, za resztę już nie.

P.W.: Co według Pana znaczy być patriotą. Rozmawiam o tym z ludźmi i słyszę, że są na wewnętrznym wygnaniu. A Pan wrócił do kraju po ogłoszeniu stanu wojennego. Pobudki osobiste, czy co więcej?

* B.L.:* Osobiste sprawy to też patriotyzm. To, że miałem tu swoją publiczność, kobietę i dzieci, znaczyło tyle, że tu jest moje miejsce. Mój powrót był też konsekwencją pewnych decyzji życiowych związanych z honorem. Musiałem wybrać, czy nadstawiać karku i grać trzeciorzędne role za pieniądze, czy być człowiekiem potrzebnym i ważnym w kraju, ale grać w filmach, które pójdą potem na półki. Wybrałem to drugie.

Obraz

(fot. Lidia Popiel)

P.W.: Dziś hasło Bóg, Honor, Ojczyzna dezaktualizuje się?

* B.L.:* Na szczęście żyjemy w kraju, który jest wolny. Nasze rozumienie patriotyzmu zmienia się o tyle, że nie musi istnieć Bóg czy Ojczyzna w pojęciu podstawowym. Ojczyznę ma się w środku, to rodzina, miejsce, do którego chce się wracać, gdzie człowiek dobrze się czuje, gdzie się nie wstydzi.

P.W.: A co Pan czuje, kiedy ktoś pyta, czy poświęciłby Pan życie dla idei?

* B.L.:* Dla idei? Nie! Poświęciłbym życie dla rodziny.

P.W.: Cieszę się, że Pan to powiedział. Myślałem, że jestem osamotniony w twierdzeniu, że lepiej bić się sensownie niż romantycznie.

* B.L.:* Zależy jeszcze, co nazywamy ideą. Jeśli żyłbym w średniowieczu, był najemnikiem i moją ideą byłoby zagrabić fortunę i być bogatym, poświęciłbym dla niej życie. Większość wojen na tym polegała. Żeby coś zabrać jakiemuś państwu i mieć lepiej. Ideą nie jest przegrywać w powstaniu listopadowym albo styczniowym, ale umiejętnie wygrać, zniszczyć przeciwnika, wykończyć go, wziąć jego kasę, kobiety i żyć szczęśliwie.

P.W.: Wspomniał Pan o tych powstaniach i przyszedł mi na myśl cytat z Wyspiańskiego, że "listopad...

* B.L.:*... to niebezpieczna dla Polaków pora".

P.W.: No właśnie. My i powstania, walka o ideały. Czasami niepoparta rozsądkiem, liczebnością, sensem, a tylko sercem i honorem.

* B.L.:* Myślę, że to było dużo prostsze. Czasami jeszcze słyszy się takie głosy od ludzi, którzy przeżyli powstanie warszawskie. "Myśmy byli tak wkurwieni na tych Niemców, że nas przez tyle lat rozjebywali po kątach, że człowiek i tak by poszedł na śmierć, żeby poczuć przez pięć minut, że jest wolny" - mówią. Myślę, że tak samo było w powstaniu styczniowym. Kiedy miała być kolejna branka i wywóz na Sybir, facet mówił: "pójdę do lasu, powalczę chociaż" Reszta to ideologia dorobiona przez polityków. Moim zdaniem chodziło o to, żeby przez chwilę pożyć, mieć szansę na odrobinę normalności. O takie rzeczy warto się bić.

P.W.: Widzę, że są sytuacje, które wywołują u Pana emocje.

* B.L.:* Celowo staram się mówić prostym językiem i wulgaryzować, żeby pokazać, jak nieskomplikowane są ludzkie uczucia. Bez zbędnej ideologii.

P.W.: Nadal wierzy Pan w wolność wyborów?

* B.L.:* Nie do końca.

P.W.: Stał się Pan koniunkturalistą?

* B.L.:* Nie, ale kiedy człowiek jest w pewnym wieku i ma rodzinę, nie ma wyboru. Musi zaopiekować się nią, wykonywać rzeczy, których może wcześniej by nie zrobił.

P.W.: Filozofowie mówią, że zrozumieć konieczność, to być wolnym. Dużo ma Pan tych konieczności w życiu?

* B.L.:* Mam liczyć na palcach ilość osób w rodzinie? To są moje konieczności (śmiech).

* P.W.: A konieczność dogadzania sobie? Są rzeczy, z których nie umiałby Pan zrezygnować?* * B.L.:* Zrezygnować można ze ws

zystkiego.

P.W.: Tylko że wtedy jest nas mniej.

* B.L.:* Jeśli istnieje taka potrzeba, można sobie powiedzieć - nie będę jadał schabowego i pił wódki. Ale jeśli nie istnieje, po co to mówić.

* P.W.:* A propos schabowego - często Pan gości na łamach naszego magazynu fineLife.pl w roli mistrza kuchni. Gotowanie to rodzaj przyjemności, czy ucieczka od nieprzyjemności życia?

* B.L.:* Przede wszystkim wyluzowanie się. To moment, kiedy nie muszę myśleć o codziennych kłopotach, o tym, na co mi nie starcza, o co powinienem zawalczyć. Po prostu staję przy garach, myślę, co zrobić, kombinuję, smakuję, czasami napiję się wina. Jest przyjemnie.

P.W.: Gotuje Pan pod siebie, czy myśli przy tym o innych?

* B.L.:* Prawdziwa kuchnia podobnie jak sztuka zawsze powstaje dla siebie. Chcę przekazać innym moje smaki. Mam swoje kubeczki smakowe - tak samo w gotowaniu, jak i sztuce, ale cieszę się bardzo, jeśli komuś je zaszczepię. A kuchnię zaszczepia się jak wychowanie. Dziecko zawsze wraca do kuchni mamy czy babci, choć samych smaków uczy się przez całe życie.

* P.W.: U was w domu to Pan gotuje. Dzieci wiedzą, co jest pańską specjalnością?* * B.L.:* Wiedzą, że umiem robić dziczyznę. Dziś to rzadkość, bo mało kto to potrafi. Moje dzieci jadły dziczyznę od lat i zawsze im smakowało.

P.W.: To od dziczyzny przejdę do tematów mało ekologicznych - polowań i sportowych samochodów.

* B.L.:*Polowania, dzięki nim utrzymujemy populację zwierzyny. W miejscach, gdzie zakończono polowania, giną poszczególne gatunki. Spójrzmy na Afrykę. A jeśli chodzi o szybkie samochody... Faceci są dziećmi... i niech tak zostanie.

P.W.: Na koniec. Mam szczęście pracować z Lidką. Pan z nią mieszka, staje czasem przed jej obiektywem. Czy takie zderzenie dwóch silnych osobowości prowadzi do iskier?

* B.L.:*Oczywiście. Zwłaszcza przy zdjęciach. Widzę po czasie, że ona robi je z miłością i jest dla mnie szalenie wyrozumiała.

P.W.: W takim razie proste pytanie - jest Pan szczęśliwy?

* B.L.:*Zawsze chce się czegoś więcej do szczęścia. Tacy już jesteśmy, ale gdyby spojrzeć na moje życie z boku, a często staram się to robić, myślę, że tak. Jestem szczęśliwy.

Obraz

(fot. Lidia Popiel)

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (65)