Trwa ładowanie...
24-07-2013 13:35

Werwolf - partyzanci Hitlera

Werwolf - partyzanci HitleraŹródło: fotoPAP/ US HOLOCAUST MEMORIAL MUSEUM
dky42k9
dky42k9

W założeniach nazistowskich wodzów mieli być wilkołakami - zwykłymi obywatelami, którzy w nocy zmieniają się w budzące przerażenie bestie. Także w PRL-owskiej propagandzie pełnili rolę starszaka. Werwolf - niemieckie grupy terrorystyczno-sabotażowe obrosły demoniczną legendą. Czy partyzanci spod znaku "wilczego haka" na nią zasłużyli?

Jesienią 1944 roku losy wojny wydawały się przesądzone. Gdy Heinrich Himmler zorganizował tajną naradę dotycząc planu "W-II", niemieckie oddziały na froncie wschodnim cofały się przed nacierającą Armią Czerwoną, a kilka miesięcy wcześniej na plażach Normandii alianci dokonali ogromnego desantu i rozpoczęli zwycięski marsz w kierunku Berlina.

Autorem projektu "W-II" był Reinhard Gehlen, szef wywiadu w Sztabie Generalnym Wojsk Lądowych. Jego plan zakładał stworzenie zakonspirowanych grup, które w razie odwrotu regularnej armii niemieckiej miałyby prowadzić działania dywersyjne na terenach zajętych przez aliantów. Gahlen był wówczas pod wrażeniem skuteczności działania polskich i rosyjskich partyzantów, znakomicie radzących sobie z żołnierzami Wehrmachtu. Nic dziwnego, że strukturę Werwolfu wzorował m.in. na Armii Krajowej.

Oddziały Werwolfu miały działać na terenach zajętych przez "wroga" po wycofaniu Wehrmachtu (fot. fotoPAP/Berliner Verlag / Archiv)

dky42k9

Koncepcję przedstawił Himmlerowi Walter Schellenberg, kierujący Głównym Urzędem Bezpieczeństwa Rzeszy. Jednak szef SS nie był przekonany do tego pomysłu. - Gdybym pański plan przedstawił Hitlerowi, kazałby mnie natychmiast rozstrzelać! - miał stwierdzić szef SS. - Nie powiedziałem, że nasi wrogowie kiedykolwiek zajmą całe terytorium Niemiec. Może się jednak zdarzyć, że będziemy musieli na przejściowy okres oddać jakiś obszar - przekonywał Schellenberg. -Gdybyśmy mieli tam zbrojne organizacje sabotażowe, to oddałyby nam one nieocenioną pomoc. Podziemna armia niemiecka może stać się potężną siłą - dodawał. Himmler wyraził zgodę na utworzenie Werwolfu, ale szczegóły operacji zataił początkowo przed Hitlerem. Bał się posądzenia o defetyzm.

Cudowna broń Goebbelsa

Pod koniec 1944 roku w specjalnych ośrodkach zlokalizowanych w Wrocławiu, Cieszynie, Nysie, Kłodzku, Dreźnie, Hanowerze i Altbecku rozpoczęła szkolenie kilkusetosobowa grupa "wybrańców", którzy w przyszłości mieli stać się dowódcami oddziałów Werwolfu. Rekrutowano ich głównie z SS, Wehrmachtu, Hitlerjugend, a nawet Związku Dziewcząt Niemieckich. Szacuje się, że ostatecznie kurs przeszło około 1300 osób.

Równocześnie prowadzono cichy werbunek partyzantów, głównie na terenie Śląska i Pomorza, gdzie powstawały nawet zakonspirowane magazyny broni i żywności, a także punkty łączności.

Zgodnie z zasadami konspiracji struktura Werwolfu miała być jak najbardziej zdecentralizowana, a każdy oddział posiadał sporą swobodę działania. Jednak obowiązywała też hierarchia, zbliżona do schematu organizacyjnego NSDAP. Drużyny wiejskie, składające się z 8-10 osób podlegały komórce gminnej, która z kolei musiała podporządkować się władzom powiatowym. Nad nimi sprawował kontrolę gauleiter, dowodzący okręgiem. Wielkim entuzjastą Werwolfu stał się minister propagandy Joseph Goebbels, który wiosną 1945 roku w emocjonalnych przemówieniach radiowych wzywał Niemców do walki w ruchu oporu. Zapewniał, że partyzanci staną się cudowną bronią, która uratuje III Rzeszę. Goebbels - jak przystało na świetnego propagandzistę - informował rodaków i aliantów o istnieniu "potężnej armii podziemnej".

dky42k9

Spalony most

W rzeczywistości Werwolf nigdy nie odegrał roli, jaką przewidzieli dla niego autorzy projektu "W-II". Błyskawiczna ofensywa Armii Czerwonej spowodowała, że dowódcy partyzanckich oddziałów mieli ogromne trudności z komunikacją i koordynacją działań. Mimo wyraźnych rozkazów nie udało im się dokonać większych zniszczeń na Górnym Śląsku.

Terenem największej aktywności band Werwolfu okazał się Dolny Śląsk, szczególnie rejon Sudetów, gdzie warunki naturalne i miejscowa ludność (głównie pochodzenia niemieckiego) sprzyjały działaniom partyzanckim. Oddziały leśne terroryzowały i rabowały polskich cywilów, a także likwidowały funkcjonariuszy państwowych. W wielu miastach dokonywano aktów sabotażu, m.in. spalono bibliotekę uniwersytecką we Wrocławiu.

Część tamtejszych band Werwolfu składała się z byłych żołnierzy SS, ale wielu partyzantów prowadziło podwójne życie - w dzień udawali spokojnych i lojalnych obywateli, natomiast nocą podpalali polskie zabudowania i mordowali ich mieszkańców.

W szeregach Werwolfu walczyli młodociani członkowie Hitlerjugend (fot. fotoPAP/ Berliner Verlag / Archiv)

dky42k9

Pohitlerowskie podziemie działało także na Pomorzu Szczecińskim, gdzie mieszkało wielu Niemców, którzy wciąż liczyli na tymczasowość nowych granic i rychłe "odcięcie się" od Polski. W Szczecinie spektakularnym sukcesem oddziałów partyzanckich było spalenie jedynego mostu kolejowego przez Odrę. Częstym celem ataków stała się też stacja kolejowa w Gumieńcach. Oddział płetwonurków zniszczył część portu w Świnoujściu.

"My tu jeszcze wrócimy"

Bardzo skuteczną bronią Werwolfu okazali się niemieccy fachowcy, których - z braku polskich specjalistów - zatrudniano w zakładach przemysłowych. Sabotażyści przeszkadzali w uruchomieniu ważnych dla gospodarki obiektów, a czasem nawet doprowadzali do ich zniszczenia. W lecie 1945 r. Werwolf próbował m.in. wysadzić w powietrze jedyną w naszym kraju kopalnię wolframu w Lubaniu. Na szczęście nieskutecznie.

Werwolf nieźle radził sobie na polu propagandowym. Członkowie organizacji zamierzali za wszelką cenę powstrzymać falę wyjazdów Niemców z terenów tzw. Ziem Odzyskanych i zablokować polskie osadnictwo w tych rejonach. Na ścianach wielu domów pojawiały się złowieszcze symbole swastyki i napisy "My tu jeszcze wrócimy" czy "Wynocha z niemieckiej ziemi". Werwolf wydawał swoje gazetki, a także emitował audycje radiowe, w których zapewniano, że granica Polski i Niemiec ma charakter tymczasowy.

dky42k9

Werwolf wiecznie żywy?

Pohitlerowskie bandy nękały również wojska amerykańskie okupujące część dawnej III Rzeszy. Kierowano do nich program radiowy, rozpoczynający się przerażającym wyciem wilka i zdaniem: ,,Amerykanie, strzeżcie się!". Gazeta "Stars and Stripes'" informowała o licznych aktach terroru wymierzonych w alianckich żołnierzy. Na przykład niedaleko bawarskiego miasta Ulm znaleziono zastrzelonego szeregowca, który do piersi miał przyczepioną ulotkę Werwolfu, a w ustach odciętego penisa.

Najgłośniejsza akcja partyzantów miała miejsce w Akwizgranie. Oddział "wilkołaków" wpadł do domu mianowanego przez Amerykanów burmistrza Franza Oppenhoffa i zastrzelił urzędnika. Do sabotaży i dywersji dochodziło jeszcze kilka lat po wojnie. Ostatnie oddziały niemieckich partyzantów, działające na pograniczu Górnego i Dolnego Śląska polskie służby bezpieczeństwa zlikwidowały w drugiej połowie 1949 r. Idea Werwolfu jest jednak wciąż żywa. Kilkanaście dni temu pojawiała się informacja, że policja w Niemczech, Szwajcarii i Holandii przeprowadziła obławy na neonazistów podejrzanych o stworzenie skrajnie prawicowej organizacji. "Oddział Werwolf" planował zamachy terrorystyczne. Jego członkowie czerpali wzory z planu Reinharda Gehlena.

Rafał Natorski /PFi, facet.wp.pl

dky42k9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dky42k9