Trwa ładowanie...
15-09-2009 13:14

Wsadza bez wahania

Wsadza bez wahaniaŹródło: Gentleman
d44gtb1
d44gtb1

To prawda, koszykówka jest moją pasją, moją miłością. A poczułem to od pierwszego treningu. Dwa dni biłem się z myślami, czy przejść z piłki nożnej na koszykówkę. I w momencie, kiedy już podjąłem decyzję, miała miejsce dość zabawna sytuacja, ponieważ nasza sala treningowa podzielona była na pół. Przedzielała ją jedynie kotara. Po jednej stronie byli koszykarze, a po drugiej piłkarze.

Z Marcinem Gortatem o gwiazdorstwie, kontrolowaniu mediów oraz życiowych wyborach rozmawia Dominika Górska – Szymańska oraz Renata Chaczko.

Zaczynałeś od grania w piłkę nożną, później uprawiałeś lekkoatletykę. Twoja mama grała w siatkówkę, ojciec i brat trenują boks. Jak to się stało, że ostatecznie wybrałeś koszykówkę?

Pierwsza była lekkoatletyka, a potem piłka nożna. A kiedy to się zaczęło? Tak naprawdę w wieku siedemnastu lat, kiedy czułem, że coś nie idzie w tym kierunku, co trzeba. Poza tym zacząłem bardzo interesować się koszykówką i miałem dość wysłuchiwania, że ze względu na wzrost powinienem grać w kosza, a nie piłkę nożną. I zmieniłem dyscyplinę.

d44gtb1

Ale to, co robisz, to również twoja pasja. Kiedy poczułeś, że koszykówka to jest właśnie to?

To prawda, koszykówka jest moją pasją, moją miłością. A poczułem to od pierwszego treningu. Dwa dni biłem się z myślami, czy przejść z piłki nożnej na koszykówkę. I w momencie, kiedy już podjąłem decyzję, miała miejsce dość zabawna sytuacja, ponieważ nasza sala treningowa podzielona była na pół. Przedzielała ją jedynie kotara. Po jednej stronie byli koszykarze, a po drugiej piłkarze. Mój zespół piłkarski zaczynał trening, podszedł do mnie trener i mówi: „no co ty, Marcin, wskakuj do bramki”. Byłem właśnie bramkarzem, więc mówię, że chciałbym przejść na koszykówkę. Trener, zaakceptował moją decyzję i pyta, gdzie będę grał. Odpowiadam, że tutaj, za kotarą… I po tym jednym, skończonym treningu wszystko się zaczęło.

A tak szczerze, z ręką na sercu, wykazywałeś już na samym początku taki talent do kosza?

To raczej nie do mnie pytanie, ale myślę, że w pewnym sensie na pewno tak, bo miałem podstawowe atuty: dynamikę, ruchliwość, wzrost, skoczność, zwinność i jako bramkarz miałem również bardzo dobry chwyt. A resztę podłapywałem astronomicznie szybko. Od pierwszego treningu to była taka miłość, że już na drugi dzień pastowałem buty i przyjechałem na trening półtorej godziny wcześniej.

Jak cię zmieniły te ostatnie cztery lata od momentu, gdy dostałeś się do NBA?

Zmieniły mnie o sto osiemdziesiąt stopni. Przede wszystkim inne jest moje nastawienie do sportu. Stałem się profesjonalnym zawodnikiem, zacząłem zwracać uwagę na rzeczy, które robię. Wiedziałem, że chcąc osiągnąć sukces muszę poświecić wiele i o pewnych rzeczach zapomnieć. Co musiałeś poświęcić?

d44gtb1

Wyjeżdżając do Stanów poświęciłem wiele kontaktów z przyjaciółmi. Poświęciłem też czas wolny na poznawanie dziewczyn…

Zostawiłeś tutaj kogoś?

Tak, dziewczynę w Łodzi. Rozstaliśmy się, bo z góry wiedzieliśmy, że taki związek nie ma szans. To by nie przetrwało odległości. Ale można powiedzieć, że to była moja pierwsza miłość. Teraz koncentruję się tylko na koszykówce, bo wiem, jak działają media. Jeśli znajdę kobietę, która będzie mi bliska, a najbliższe mecze mi nie wyjdą, to oczywiście zaczną się komentarze, że to jest wina osoby, z którą się spotykam. Na dzień dzisiejszy nie jest mi to potrzebne.

Macie zarządzone przez klub jakieś obwarowania, zakazy?

Oczywiście, że mamy. Nie ma mowy o piciu alkoholu, a o narkotykach już nie wspomnę. Dużo jest imprez, w ciągu sezonu dostajemy wiele zaproszeń, a na drugi dzień jest mecz, więc grzecznie musimy podziękować. Naprawdę wielu rzeczy trzeba się wyrzec…

d44gtb1

Warto było?

Warto. Na dzień dzisiejszy staram się zabezpieczyć swoją przyszłość i przyszłość swojej rodziny. I to jest dla mnie bardzo ważne.

Jakie różnice między Polską a Stanami najbardziej cię uderzyły?

Przede wszystkim życie. W Stanach każdy ma duży dom, duży samochód, żyje sobie dobrze. Nie rozumiem, jak w Polsce może dochodzić do sytuacji, kiedy ludzie pracują za tysiąc dwieście złotych?! Przecież taka kwota zwykłemu człowiekowi nie pozwala na normalne, godne życie. Taka osoba musi szukać różnego rodzaju rozwiązań, aby się utrzymać. Zaczyna kręcić na lewo albo zakłada własną firmę, żeby coś osiągnąć, żeby żyć godnie. To główny powód, dlaczego ludzie w Polsce narzekają, dlaczego wyjeżdżają za granicę. Nie rozumiem, w czym tkwi nasz problem… Moim życzeniem jest zmienić nastawienie ludzi. To pokolenia muszą się zmienić. Podam przykład. W piłce nożnej jest bardzo dużo korupcji. Jeżeli weszłoby nowe pokolenie, które naprawdę kocha piłkę, to wszystko uległoby zmianie. Jeżeli już w młodości robię obozy z dziećmi, to mam nadzieję, że za parę lat te dzieci nie popełnią błędów, które ja popełniłem na swojej drodze. I oni w odpowiedni sposób będą przygotowani na to, aby za dziesięć lat tworzyć lepszą Polskę, lepszą
koszykówkę.

Zgadza się, teraz tu jesteś i jest cały szum wokół ciebie, wokół obozów. Jednak niedługo wracasz do Stanów, to kto tu zostanie? Kto pociągnie dalej twój pomysł?

Są osoby, które pociągną to dalej, aczkolwiek myślę, że tutaj bardziej potrzebny jest medialny rozgłos. Nikt by nie wiedział o tym, co robię, gdyby nie telewizja, media. Trzeba dać mediom pewien haczyk…

d44gtb1

Czujesz się już celebrytem?

Nie, jeszcze nie. Owszem, w Stanach jestem traktowany jako celebrity - people. Myślę, że jestem na drodze, aby takim być, aczkolwiek nie wiem, czy tego chcę. Nie chcę i nie potrzebuję, aby ingerowano w moje życie prywatne. Ale jestem osobą medialną. A na Pudelku pisali już o mnie, czy jeszcze nie?

Jeszcze nie widziałam, a śledzę codziennie.

To zakładamy się, kiedy coś napiszą?

Ale musisz powiedzieć lub zrobić coś, co zmotywuje tabloidy do napisania o tobie. Może zdejmij koszulkę?

Już zdejmowałem koszulkę. Ale poważnie, cokolwiek zrobię to dosłownie jest to kwestia kilku sekund, by media zaczęły o tym mówić i pisać.

d44gtb1

Rozumiem, że to ty chcesz mieć władzę nad mediami, to ty chcesz decydować, co im mówisz i co chcesz, żeby przekazały dalej? To taka pełna świadomość i siebie, i mediów?

Oczywiście, że tak. Dlatego zatrudniam odpowiednich ludzi, żeby te rzeczy kontrolować.

To jest gwiazdorstwo pełną gębą.

Dlaczego gwiazdorstwo? To ostrożność.

Nie, nie, to jest właśnie gwiazdorstwo.Ta umiejętność przekazania mediom tego, co chcesz.

Czyli to umiejętność, a nie gwiazdorstwo. Nie wszyscy taką umiejętność posiadają. Jest to pewna mądrość i nauki wielu osób, które mi dobrze życzą.

Ale masz dopiero dwadzieścia pięć lat, więc skąd ta mądrość, świadomość mediów, tego PR, świadomość własnego wizerunku?

Urodziłem się mądry. (śmiech)

I skromny.

No to sobie posłodziłem…może wytnijcie to potem. (śmiech). Oczywiście żartuję, nie będę ukrywał, że nie zawsze byłem tak mądry. Chodzi o to, że w Polsce nie ma takiej świadomości, nie ma dobrych PR-owców. Nagle przyjeżdża młody chłopak ze USA i próbuje rządzić polskimi mediami.

d44gtb1

No, trzeba w pewien sposób.

Ale to nie jest tak do końca, bo dotychczas nigdy nie podwinęła ci się noga.

Noga podwinęła mi się, ale były to potknięcia, które nie miały większego wpływu na moją karierę i myślę, że nie będą miały. Trzeba uważać i myślę, że właśnie ze względu na potknięcia z przeszłości jestem nauczony, jak postępować z mediami.

Ale przecież nie masz wpływu na kłamstwa wypisywane na twój temat. A jeśli ktoś źle o tobie napisze, bo faktycznie coś źle zrobiłeś, nie możesz mieć do nikogo pretensji. Marcin, ty chyba cały czas musisz się kontrolować?

Dlatego nie robię nic złego. A przynajmniej staram się pilnować.

Ale zdarzają się sytuacje, nad którymi nie mamy kontroli.

Jakimi na przykład?

Na przykład ostatnia sytuacja, kiedy Jude Low uderzył kobietę.

Trzeba było jej nie uderzać albo tak zrobić, aby nikt tego zdarzenia nie widział. (śmiech)
Uważam, że ja nigdy bym tak nie postąpił. Zaliczam się raczej do ludzi zrównoważonych emocjonalnie, rzadko bywam wybuchowy, aczkolwiek na wypadek gdyby kiedyś miała miejsce ekstremalna sytuacja wokół mnie są tacy ludzie jak Michał – mój manager, żeby do takich sytuacji nie dochodziło.

Żeby złapać cię za rękę w odpowiednim momencie?

Nie, żeby wyprowadzić kobietę. (śmiech)

Czyli przez cały czas musisz myśleć o tym, żeby tego nie zrobić, a tamtego nie powiedzieć?

Zostałem osobą medialną, reprezentuję również klub, markę, a zwłaszcza NBA, Davida Sterna i wszystkich po kolei. Zatem nie reprezentuję tylko swojej osoby, a to zobowiązuje.

A teraz pytanie, które zapewne zadaje ci każdy dziennikarz sportowy. Jak oceniasz nasze szanse w Mistrzostwach Europy?

Bardzo dobrze.

Kogo się boicie?

Nikogo! Ja się boję tylko sędziów, że będą mi gwizdać kroki i faule.

Dlaczego akurat wybrałeś trzynastkę jako swój numer?

Bo jako jedyny nie został wzięty z szatni. Wszyscy sobie przydzielili numery wcześniej, dlatego została już tylko trzynastka. I tak już zostało – w kadrze trzynastka, w Kolonii trzynastka, w Orlando trzynastka.

Czyli nie jesteś przesądny?

Nie.

A w co wierzysz? Jakie cechy twojego charakteru pozwoliły ci osiągnąć sukces?

Ciężki trening. Wiara w to, co robię, wiara w siebie i sama przyjemność spojrzenia w twarz ludziom, którzy życzą mi źle, i którzy dawali sobie ręce uciąć, że nigdy nie będę sportowcem i niczego nie osiągnę. I zrobię wszystko, będę siedział na siłowni lub na treningu aż do bólu, do mementu aż padnę ze zmęczenia, aby tylko udowodnić takim osobom, że nie mają racji.

To stąd twój pseudonim „Polish Hammer”?

„Polish Hammer” to pseudonim, który chyba wymyślił jakiś młody chłopak na forum. Całe życie byłem „Polish Machine” i tak zostało.

Dwieście czternaście centymetrów to dość niebagatelny wzrost, więc sądzę, że takiego mężczyznę, jak ty, nikt i nic nie jest w stanie zdominować…ale czy był taki moment w twoim życiu, gdy czułeś się taki naprawdę malutki?

Owszem, taka sytuacja miała miejsce na boisku parę lat temu, kiedy graliśmy w Kolonii. Zagrałem przeciwko takiemu zawodnikowi, jak Lazaros Papadopoulos. To grecki środkowy, który swego czasu grał w Dynamie Moskwa i, szczerze powiem, po prostu mnie zniszczył. Zniszczył mnie totalnie. Miałem sześć czy siedem rewelacyjnych meczy w Eurolidze, w Lidze Niemieckiej, ludzie o mnie mówili, pisali, chcieli mnie do NBA, przepowiadano mi wspaniałą przyszłość, a tu nagle bach! Mecz z Dynamem Moskwa, przyjeżdża Lazaros i mnie niszczy. Nie istniałem. Po prostu N I E I S T N I A Ł E M. Pojechałem do domu, siedziałem do trzeciej nad ranem i myślałem nad błędami, jakie wtedy popełniłem. Wypominałem sobie wiele rzeczy, że tutaj niepotrzebnie poszedłem, tutaj zostałem za długo, tu zostałem za krótko. Mnóstwo rzeczy sobie wypominałem.

Długo podnosisz się po takiej porażce?

Następnego dnia byłem na sali pierwszy i trenowałem aż do bólu, aż miałem naprawdę dosyć. Oczywiście, nie było już sytuacji powtórkowej, bo w meczu rewanżowym on już nie grał, ale obiecałem sobie, że jeszcze się spotkamy i następnym razem to ja będę dominował.

Masz taką potrzebę rewanżu?

Szczerze powiedziawszy jest numerem jeden na mojej liście do odegrania się.

Jakie to było uczucie, gdy po raz pierwszy, w koszulce Orlando Magic, wchodzisz na boisko, a kibice szaleją…?

Myślałem, że śnię, że to jest niemożliwe. Właściwie to dalej nie do końca mogę w to wszystko uwierzyć. Dostałem się do NBA, nie dowierzałem, nie byłem pewien, czy faktycznie się dostałem. Myślałem, że dojdzie to do mnie, jak zagram pierwszy mecz. Zagrałem pierwszy mecz i dalej to do mnie nie dochodzi, że jestem w NBA. Któregoś dnia powiedziałem sobie, że może jeśli uda mi się podpisać jakiś wielki kontrakt, to może wtedy uwierzę. Podpisałem taki kontrakt i dalej nie doszło. No to może, jak dostanę pierwszy czek z tymi zerami. Dostałem i dalej śnię.

Zakładasz, że zostajesz jeszcze dziesięć lat w NBA. Teraz jeszcze pięć lat będziesz grał w Orlando. Czytając różne artykuły na twój temat znalazłam komentarze, że pozostanie w Orlando to taki krok wstecz…

Nie prawda. Nie ma kroku wstecz w NBA. Zawsze jest rozwój. Czułem zadowolenie, bo Orlando pokazało, że zależy im na mnie, walczyli o mnie. Dallas również pokazało, że bardzo mnie chce, z czego byłem szczerze zadowolony. Ale Orlando wykazało lojalność, co mnie ucieszyło jeszcze bardziej.

Jaki masz pomysł na te kolejne pięć po zakończeniu gry w Orlando?

Nie wiem, zobaczymy. Walczę o to, by być najlepszym, a najlepszym płacą najwięcej. Skłamałbym mówiąc, że kolejne pięć lat chcę grać w NBA za złotówkę rocznie. Nie oszukujmy się też, że jestem jedynym Polakiem grającym w NBA, więc klub, który mnie pozyska, pozyskuje jeszcze kibiców z Polski. Na mecze będzie przychodzić więcej Polaków, Polonii, zwłaszcza na mecze w Nowym Jorku czy Chicago, zatem będzie większa sprzedaż biletów, większa sprzedaż koszulek, czy gadżetów. Wcześniej pokazywano poszczególne mecze w polskiej telewizji. Myślę, że zainteresowanie koszykówką wzrośnie, a polskie stacje telewizyjne będą zainteresowane poszerzeniem dostępności oglądania meczy NBA, chociażby meczy mojej drużyny Orlando Magic.

Wróćmy może jeszcze na chwilę do kobiet. Powiedz, czy taki wysoki wzrost pomaga w kontaktach z kobietami, czy wręcz przeciwnie?

Bardzo pomaga, a w szczególności, że jestem osobą medialną, Przez to, że jestem wysoki, łatwo mnie zobaczyć, tak wiec trudno mnie przegapić. (śmiech). To wszystko pomaga.

Ale pytałam o wzrost!

Wiem, ale mówię, jak jest.

Nie martwi cię to, że wiele kobiet może postrzegać cię przez pryzmat twoich pieniędzy na koncie?

Martwi, dlatego kobieta musi mieć więcej pieniędzy niż ja.

I tylko taka kobieta może zdobyć serce Marcina Gortata?

Myślę, że może wystartować z dobrej pozycji.

A co z twoją pasją kolekcjonowania broni?

Nie, ja nie kolekcjonuję broni. Posiadam ją, ale nie kolekcjonuję. Potrzebuję jej dla własnej obrony.

Boisz cię czegoś?

Myślę, że jest się czego bać. Boję się postawić auto przed domem, bo mam auto za sześćset tysięcy złotych. Postawię auto, a za godzinę nie będę miał lusterek. (śmiech)

A czy to prawda, że masz karabin maszynowy?

Tak.

Jakie są twoje plany zawodowe i prywatne w najbliższym czasie?

Zawodowe to, oczywiście, osiągnąć medal z reprezentacją Polski, przebić się do pierwszej piątki w Orlando Magic, walczyć o jak najwięcej minut i zdobyć mistrzostwo NBA. Prywatne, to wcielić w życie wiele moich pomysłów, czyli stworzyć fundację i rozwinąć markę MG13 i może poznać fajną osobę…

Gdybyś nie był koszykarzem to byłbyś…?

Pewnie mechanikiem samochodowym.

Teraz będziesz miał za to samochody.

No… Będę miał i będę one najlepsze. Możecie to napisać.

To czego na zakończenie możemy ci życzyć? Czego jeszcze można życzyć Marcinowi Gortatowi?

Przede wszystkim zdrowia. Zdrowia i cierpliwości.

Do czego cierpliwości?

Do wszystkiego, do koszykówki, do życia, do dziennikarzy. Cierpliwości ogółem. I co jeszcze? Spełnienia marzeń.

d44gtb1
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d44gtb1