Wyciek wąglika w rosyjskim laboratorium. O tym nie mówiło się głośno
09.07.2015 | aktual.: 07.04.2017 13:56
Po katastrofie władze walczyły z zakażeniem, nakazując... wyrywanie trawy
Wraz z magazynem "Świat Na Dłoni" kontynuujemy cykl poświęcony największym katastrofom, do których nie musiałoby dojść, gdyby nie głupi błąd człowieka lub próby zatuszowania rozmiarów tragedii przez rządy państw. Z poprzedniego odcinka dowiedzieliśmy się, co było przyczyną ogromnych rozmiarów tragedii na najwyższej tamie świata - francuskiej zaporze Vajont. Dziś z kolei odkryjemy przed wami historię wycieku wąglika w rosyjskim laboratorium. Dowiecie się, co miał z nią wspólnego Borys Jelcyn (wówczas jeszcze nie prezydent) i jak rosyjski rząd próbował zatuszować tę tragedię.
Gdzie: SWIERDŁOWSK, ROSJA
Kiedy: 1979 r.
Liczba ofiar: 66
Przyczyna: WYCIEK WĄGLIKA
Tajne wojskowe laboratoria nie zawsze ukryte są na niedostępnych i opuszczonych terenach. W Rosji jedno z nich działało jako firma farmaceutyczna w milionowym rosyjskim mieście Swierdłowsk, dziś Jekaterynburg. W instytucie zajmującym się bronią biologiczną doszło do wypadku, który tylko dzięki łutowi szczęścia nie zamienił się w katastrofę wielkich rozmiarów i nie pociągnął za sobą tysięcy ofiar. Wszystko zostało oczywiście utajnione przez radzieckie władze.
Badania zakazane międzynarodowo
W Swierdłowsku w ramach tajnych badań od końca II wojny światowej pracowali specjaliści od broni biologicznej. Pod okiem KGB produkowali między innymi bakterie Bacillus anthracis, lepiej znane jako wąglik. Przechowywano je tam w głowicach bojowych, chociaż już wtedy użycie broni biologicznej było zakazane umowami międzynarodowymi. Nikt oczywiście nie myślał o tym, że zagrożone mogło być życie i zdrowie mieszkańców milionowego miasta.
**[
ZOBACZ TEŻ: TE ZDJĘCIA PRZERAŻAJĄ DO DZIŚ ]( http://facet.wp.pl/te-zdjecia-przerazaja-do-dzis-6002210675750017g )**
Zawinił czynnik ludzki
Był wieczór 2 kwietnia, kiedy jeden z techników wymontował filtr, który miał zostać wymieniony. Chodziło o ważny element bezpieczeństwa - osłonę zapewniającą, że bakterie podczas suszenia nie wydostaną się na zewnątrz. Pracownik skończył jednak zmianę i nie zdążył założyć filtra z powrotem. Kolejna zmiana pracowała, nie podejrzewając w ogóle, że coś jest nie w porządku. Tymczasem bakterie wydostały się na zewnątrz i tylko szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że wiatr wiał od strony miasta i nie rozniósł wąglika na całe osiedle. Zakażenie dotknęło "tylko" pracowników instytutu, pobliskich zakładów i niedalekiej restauracji.
Gorączkowe utajnianie
Zachorowało niecałe 100 osób, a reakcją władz było... obarczenie winą nielegalnych handlarzy mięsem. Agenci KGB zmusili lekarzy zajmujących się przypadkami wąglika do zachowywania milczenia i wypełniania fałszywych aktów zgonów. Nieszczęśliwe było też rozporządzenie ówczesnego I sekretarza Swierdłowskiego Komitetu Obwodowego, Borysa Jelcyna, w którym nakazał między innymi powyrywanie świeżej trawy i polanie ulic wodą. Zamiast powstrzymać to bakterie, doprowadziło tylko do rozszerzenia epidemii. W sumie życie straciło wówczas 66 osób. Władze ukrywały katastrofę przez kolejne 20 lat.
[
]( http://swiat-na-dloni.pl/ ) [
]( http://swiat-na-dloni.pl/ )