105 lat po ekspedycji Amundsena
Zimniejszej i odleglejszej krainy trudno szukać. Biały ląd przyciągał zdobywców i wiele lat musiało upłynąć, by ta wielka przygoda ludzkości stała się faktem. W 1911 roku norweski polarnik Roald Amundsen zatknął flagę na 90 stopniu S. To historia, która mimo upływu lat pobudza wyobraźnię i pęd ku przygodzie.
05.04.2016 | aktual.: 05.04.2016 14:03
Do XVIII w. ląd ten widniał na mapach jako prawdopodobny. W latach 1772–1775 wyprawa Jamesa Cooka dotarła jako pierwsza najdalej na południe i przekroczyła trzykrotnie południowe koło podbiegunowe, ale do stałego lądu nie dotarła. 28 stycznia 1820 r. rosyjska wyprawa pod dowództwem Fabiana Bellingshausea dostrzegła po raz pierwszy stały ląd Antarktydy.
Ale dopiero wyprawa kierowana przez norweskiego polarnika Roalda Amundsena ze statku Fram jako pierwsza pokonała trasę z Zatoki Wielorybiej, przez Lodowiec Szelfowy Rossa, w górę Lodowca Axela Heiberga, i poprzez Płaskowyż Polarny dotarła aż do bieguna.
Amundsen okazał się być znakomitym logistykiem i organizatorem. Nauczony błędami poprzedników, swoją wyprawę polarną zaplanował w najdrobniejszych szczegółach. Dzięki analitycznemu umysłowi, dokładności i staranności osiągnął to, co innych śmiałków kosztowało zdrowie lub nawet życie.
Amundsen zdawał sobie sprawę, że w tak skrajnych warunkach każdy dodatkowy kilogram bagażu i każdy gram pokarmu może przeważyć szalę w walce o zwycięstwo. Swoim spektakularnym czynem dowiódł, że sukces wymaga wyobraźni, wiedzy i kwalifikacji. Posiadał obszerną wiedzę, przeprowadzał analizy oraz wyciągał wnioski z błędów własnych, jak i innych badaczy. Zrobił zatem wszystko to, czego nie uczynił prowadzący równoległą wyprawę Anglik Robert Falcon Scott, który znalazł śmierć na antarktycznym pustkowiu. A kiedy Amundsen 14 grudnia 1911 r. wraz ze swoimi towarzyszami wbijał norweską flagę w nowo odkryty ląd, przeszedł do historii jako pierwszy człowiek na biegunie południowym. Ale historia lubi być przewrotna. Marzeniem Amundsena co prawda było zdobycie bieguna, lecz śnił o wyprawie na północ. Dopiero gdy dotarł na Antarktydę jako pierwszy człowiek, uznał, „że zapewne nikt nie był bardziej oddalony od celu swego życia niż ja w owej chwili”. Przygotowania do ekspedycji właśnie na biegun północny rozpoczął w 1909
r., w tym czasie jednak świat obiegła wieść, że biegun zdobył już Amerykanin Robert Peary. Zmusiło to Amundsena do diametralnej zmiany planów. Fakt ten ujawnił dopiero w momencie, gdy kierowany przez niego statek Fram dobił do brzegów Madery. Wiedział, że ruszyła równoległa wyprawa z R. Scotta z Wielkiej Brytanii.
Zatoka Wielorybia
Amundsen w pamiętniku zapisał, że o powodzeniu wyprawy polarnej decyduje „sposób, w jaki przewiduje się każdą trudność i usuwa ją poprzez odpowiednie środki”. Metoda, jaką chciał zdobyć biegun, tak diametralnie różniła się od zachowania Scotta, że z trudem można uwierzyć, iż łączył ich wspólny cel. Tym bardziej, że obydwaj korzystali z tych samych notatek Ernesta Shackletona, którego na początku 1909 r. od bieguna południowego dzieliło zaledwie 157 kilometrów. Musiał zawrócić z powodu braku żywności. Norweski „Fram” zacumował w Zatoce Wielorybiej, która stanowiła głęboką wyrwę w potężnej ścianie Lodowca Szelfowego Rossa. Badający go wcześniej Shackleton błędnie uznał, że to lodowiec pływający – w rzeczywistości opierał się on na płyciźnie i stanowił bezpieczne, stabilne miejsce do założenia bazy. Amundsen wysnuł ten wniosek jeszcze nim przybył do Antarktyki. „Swoją znajomość Bariery Lodowej Rossa czerpałem wyłącznie z opisów. Przestudiowałem jednak tak dokładnie całą odnoszącą się do niej literaturę, że na
pierwszy widok owej potężnej masy lodu odniosłem wrażenie, iż znam ją od lat” – zapisał Norweg. Dodatkowym atutem Zatoki Wielorybiej była jej obfitość w zwierzynę.
Framheim
Przybywszy na mroźny kontynent na początku 1911 r. norweska załoga zaraz zabrała się do budowy głównej bazy. Dokładnie ponumerowane i opisane drewniane części połączyły się w całość i na antarktycznym lodzie stanęła siedziba wyprawy - Framheim. W środku znajdował się piecyk, miejsca do spania oraz inne potrzebne do życia przedmioty. Zadbano nawet o prawidłową wentylację budynku. Dookoła niego umieszczono niezliczone skrzynie z żywnością i specjalistycznym sprzętem. Było tam też miejsce dla psich zaprzęgów.
Zaprzęg
„Główna różnica między wyposażeniem wyprawy mojej i kapitana Scotta polegała na tym, że ja zabrałem psy, on zaś kucyki. Słyszałem już dawniej, że Scott w oparciu o doświadczenia własne i Shackletona doszedł do przekonania, iż na lądolodzie mandżurskie kucyki są lepsze od psów. Wśród ludzi znających się na psach eskimoskich nie byłem na pewno jedynym, który zdumiał się, usłyszawszy tę opinię” – zapisał Amundsen. Powodzenie swojej wyprawy Scott oparł też na saniach motorowych. Te jednak zawiodły, gdyż ich silniki nieprzystosowane do polarnych warunków niemal od razu zamarzały. W efekcie angielscy badacze, sami musieli ciągnąć sanie. Siłą pociągową Norwegów były psy. W przeciwieństwie do Scotta, Amundsen z zapisków Shackletona prawidłowo wywnioskował, że „warunki terenowe na lądolodzie musiały być wprost idealne dla użycia psów. Psy eskimoskie sprawdziły się w każdych warunkach. Ich zaleta polegała na tym, że „takie niewielkie stworzenie łatwiej przechodzi przez liczne mosty śnieżne, nie do ominięcia na
pociętych szczelinami lodowcach. Jeśli pies wpadnie nawet w szczelinę, to nie ma jeszcze nieszczęścia: po prostu łapie się go za kark i wyciąga!”. A kiedy któryś z psów osłabł, jego mięso stawało się pokarmem dla reszty czworonogów, a także dla ekipy. Nawet w tej kwestii Amundsen dokonał szczegółowych obliczeń i ustalił, „którego psa, którego dnia powinno się zastrzelić, gdy przestanie być przydatny jako zwierzę, a zacznie jako prowiant. Wyliczenia sprawdziły się niemal co do dnia i psa”.
Biegun
Wraz z nastaniem lata, 20 października 1911 r., z Framheimu w stronę bieguna wyruszyła pięcioosobowa grupa na czterech saniach ciągniętych przez 52 psy. Bez większych problemów Norwegowie pokonywali kolejne zaplanowane na każdy dzień odcinki. Psy wyśmienicie poradziły sobie nawet w Górach Transantarktycznych. Po niemal dwóch miesiącach podróży nadeszła uroczysta chwila – obywatele niewielkiej Norwegii, która dopiero co uzyskała samodzielność, zdobyli biegun południowy! Dokładnie 14 grudnia 1911 r. na mroźnym, antarktycznym wietrze zatrzepotała norweska flaga. Ponad miesiąc później, 17 stycznia 1912 r., Scott i jego towarzysze również dotarli na biegun. Na miejscu znaleźli norweską flagę oraz namiot, w którym Amundsen zamieścił list do króla Norwegii Haakona VII. Anglicy mieli go dostarczyć adresatowi na wypadek śmierci norweskiego polarnika w trakcie powrotu. Grupa Roberta Scotta nigdy nie wróciła do domu, w drodze powrotnej Anglicy zmarli z zimna i głodu. Norwescy polarnicy powrócili do „Framheimu” 25
stycznia 1912 r.
Tę niezwykłą podróż Roalda Amundsena po zdobycie Bieguna Południowego opisał Profesor Piotr Köhler, w 2013 roku. W artykule pt. Stulecie zdobycia południowego bieguna Ziemi, zamieszczonym w Kwartalniku Historii Nauki i Techniki 58(2).