26 lat temu przestały istnieć Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa
06.04.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:18
6 kwietnia 1990 roku rząd Tadeusza Mazowieckiego przeprowadził w Sejmie kontraktowym pakiet ustaw znoszących MO i SB. W ich miejsce powołano Policję i Urząd Ochrony Państwa
Budziły postrach, gniew, nienawiść, pogardę, ale także śmiech (często przez łzy) i drwiny. Bano się ich, lecz równocześnie układano o nich i ludziach w nich służących niewybredne dowcipy. Komunistyczne organy porządku publicznego - Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa - przestały istnieć 26 lat temu.
6 kwietnia 1990 roku rząd Tadeusza Mazowieckiego przeprowadził w Sejmie kontraktowym pakiet ustaw znoszących MO i SB. W ich miejsce powołano Policję i Urząd Ochrony Państwa.
Milicja Obywatelska i bezpieka zostały powołane w 1944 roku, gdy na terytorium Polski weszła Armia Czerwona. Obie te formacje miały zapewnić trwałość (i wieczność) komunistycznej władzy nad naszym krajem. Miały uświadomić niepokornemu społeczeństwu, że będzie tak, jak to powiedział tow. Władysław Gomułka: "władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy".
Nominaci Moskwy z PPR i jej następczyni PZPR mieli, przy wsparciu MO i bezpieki, rządzić Polską do końca dziejów. Tak się jednak nie stało.
MO - zbieranina z Armii Ludowej i partii
Milicję Obywatelską powołano do życia 27 lipca 1944 roku dekretem marionetkowego Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.
Działacze PKWN nieprzypadkowo wymyślili tę nazwę. Wzorem sowieckim "milicja" miała zastąpić burżuazyjną, reakcyjną "policję" (ciekawostką jest, że w całym bloku wschodnim nazwę "policja" zachowano tylko w NRD - dodając jednak do niej przymiotnik "ludowa" - Volkspolizei).
A "obywatelska"? Tak to wytłumaczono 16 sierpnia 1944 roku na łamach wychodzącej w Lublinie "Rzeczpospolitej", organie prasowym PKWN: "My tworzymy Milicję Obywatelską. Nazwa nie jest przypadkowa. Milicja musi być naprawdę obywatelską milicją i wszystkie jej poczynania w kierunku zapewnienia bezpieczeństwa publicznego znajdą poparcie ze strony społeczeństwa".
Prosto, krótko, treściwie. I całkowicie, jak to u komunistów, kłamliwie.
Komunistyczna bojówka
U swego zarania Milicja Obywatelska składała się bowiem głównie z partyzantów Armii Ludowej, oddelegowanych w jej szeregi żołnierzy Wojska Polskiego i członków PPR. Podporządkowana została Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego (kolejna kalka z ZSRR).
MO była po prostu partyjną bojówką. Widoczne było to zwłaszcza w okresie stalinowskim, w latach 1944-1956, gdy milicji używano do walki z niepodległościowym podziemiem i legalną opozycją polityczną z Polskiego Stronnictwa Ludowego i Stronnictwa Pracy. MO zastraszała także zwykłych obywateli, którzy byli z rozmaitych przyczyn niewygodni dla "ludowej władzy", na przykład w czasie fałszowania wyników referendum w 1946 roku i fałszowania wyniku wyborów do Sejmu w roku 1947, czy protestów czerwcowych w Poznaniu w 1956 roku.
W tym czasie Milicja Obywatelska bardzo ściśle współpracowała z organami bezpieczeństwa (późniejszej Służby Bezpieczeństwa), którym była faktycznie podległa. Zmieniło się to po październiku 1956 roku.
Zbrodnie SB często szły na konto MO
Po przełomie, który wyniósł ponownie do władzy Gomułkę i z lekka zliberalizował ustrój komunistyczny (władza zrezygnowała z chęci budowy "kołchozów" na wsi i ograniczyła prześladowania Kościoła - z internowania wyszedł prymas Stefan Wyszyński), MO zdobyła pozycję dominującą nad bezpieką. Służba Bezpieczeństwa aż do swego niesławnego końca w 1990 roku działała odtąd pod przykrywką MO. W Komendach Milicji Obywatelskiej utworzono stanowiska zastępców komendantów MO do spraw SB.
Takie rozwiązanie pozwoliło "ukryć" bezpiekę, ale nie poprawiło obrazu MO w społeczeństwie. Wszystkie niegodziwości, zbrodnie, prowokacje SB spadały także na tę formację. Tak było z wydarzeniami marcowymi w 1968 roku, wydarzeniami grudniowymi 1970 roku i represjami po nich, strajkami w Ursusie i Radomiu w 1976 roku, stanem wojennym w 1981 roku...
Oczywiście w szeregach MO znajdowali się także ludzie pragnący uczynić z milicji normalną strukturę policyjną. Ich działania przyniosły powstanie, po sierpniu 1980 roku, niezależnego związku funkcjonariuszy MO. Organizacja ta nigdy nie została jednak uznana przez władze PRL, a jej działaczy represjonowano po 13 grudnia 1981 roku.
Sprawiedliwi wśród zbrodniarzy
Niektórzy z nich powrócili do służby po roku 1989. Nie dotyczyło to zresztą wyłącznie milicjantów. Także w Służbie Bezpieczeństwa zdarzali się przecież uczciwi ludzie, którzy za tę uczciwość płacili w PRL wysoką cenę.
Kimś takim był choćby Adam Hodysz. Ten oficer Służby Bezpieczeństwa od 1978 roku współpracował z opozycją demokratyczną. To dzięki Hodyszowi udało się m.in. zdemaskować Edwina Myszka, agenta bezpieki w ruchu związkowym.
Kapitan Hodysz wpadł i został aresztowany 24 października 1984 roku. Trafił do jednej celi z Grzegorzem Piotrowskim, jednym z morderców księdza Popiełuszki. Hodysz odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień. W 1985 roku Sąd Okręgowy w Słupsku skazał go na 3 lata więzienia, a Sąd Najwyższy podniósł tę karę do 6 lat.
W 1988 roku Adam Hodysz wyszedł na wolność. W 1990 roku został zrehabilitowany, a potem powołany na szefa UOP w Gdańsku. Odwołano go, na wniosek Lecha Wałęsy, w 1992 roku. Do służby w UOP powrócił za czasów rządów AWS. 27 września 2009 roku prezydent Lech Kaczyński odznaczył go Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Pierwsi bezpieczniacy byli szkoleni w Związku Sowieckim
Takich jak Hodysz było jednak w Służbie Bezpieczeństwa niewielu. I nic dziwnego, do formacji tej trafiali przecież ludzie najbardziej zaufani - o twardym sercu dla "wrogów władzy ludowej" i bardzo giętkim kręgosłupie moralnym.
Rodowód późniejszej SB sięga kwietnia 1944 roku. To wówczas 20-osobowa grupa Polaków rozpoczęła kurs w szkole NKWD w Kujbyszewie. Do połowy 1944 roku przez ten i podobne ośrodki przeszło około 220 przyszłych oficerów polskiego aparatu bezpieczeństwa. Stali się oni podstawą stworzonego 21 lipca w Moskwie Resortu Bezpieczeństwa Publicznego, działającego w ramach PKWN.
W resorcie tym, obok milicjantów, pracowało pod koniec roku 1944 około 4000 żołnierzy Wojsk Wewnętrznych, 1000 funkcjonariuszy służb więziennych i około 3000 "klasycznych bezpieczniaków". 1 stycznia 1945 roku, gdy PKWN przekształcił się zgodnie z wolą Stalina w Rząd Tymczasowy Rzeczypospolitej Polskiej, Resort Bezpieczeństwa Publicznego awansował do rangi ministerstwa - Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego.
Śledzili nawet wysokich funkcjonariuszy partii
Poza nazwą nic się jednak nie zmieniło w pracy "resortu" (ta nazwa funkcjonowała aż do roku 1990). Bezpieka, tak jak wcześniej (i później), zajmowała się walką z "reakcyjnym podziemiem" i "bandytyzmem politycznym", zwalczała "reakcyjne koła kościelne", prowadziła działania kontrwywiadowcze i wywiadowcze. W 1950 roku, wzorem sowieckim, powstało także Biuro Specjalne (późniejszy Departament X), którego zadaniem było badanie prawomyślności wyższych funkcjonariuszy PZPR.
Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych działalność bezpieki coraz głębiej ingerowała w różne strefy życia społecznego. Procesy publiczne, podczas których stawiano przed sądem m.in. członków Polskiego Państwa Podziemnego, oskarżanych przez bezpiekę o tak absurdalne czyny, jak współpraca z Gestapo, szpiegostwo, sabotaż. Niektóre z zarzutów sformułowane były następująco: "Ponieważ oskarżona jest osobą bardzo inteligentną i czyta Sherlocka Holmesa, wiedziała, że rozmawia ze szpiegiem".
Dzisiaj wygląda to na marny żart, ale wtedy takie oskarżenie mogło kosztować podsądnego życie.
Łamali nawet komunistyczne prawo
Służba Bezpieczeństwa, taka jaką ją "znamy i pamiętamy", powstała w 1956 roku. SB, jak już wspomniano, działała w jednej strukturze z MO. Pozwoliło to na ograniczenie jej stanu liczbowego, ale wcale nie zadań.
Podobnie jak wcześniej, bezpieka zajmowała się zwalczaniem "wrogów władzy ludowej", inwigilowaniem duchowieństwa, niezależnych środowisk intelektualnych - zwłaszcza pisarzy oraz mniejszości narodowych. W swoich działaniach esbecy nie cofali się nawet przed łamaniem komunistycznego prawa - organizując morderstwa polityczne (najsłynniejsze to zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki w 1984 roku), prowokacje i pospolite kradzieże, by zabezpieczyć fundusze "na działalność resortu".
Jeszcze po wyborach w czerwcu 1989 roku i powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego, SB kontynuowało przestępczą działalność, m.in. paląc dokumenty z czasów PRL. Esbecy i ich nadzorcy - generałowie Kiszczak i Jaruzelski - uważali te działania za powód do chluby. "Gdyby te akta ujawniono, niejedna aureola by spadła" - mówili.
Wcześniej rozwiązano ORMO i ZOMO
Służbę Bezpieczeństwa i Milicję Obywatelską rozwiązano 6 kwietnia 1990 roku. Wcześniej, bo już 23 listopada 1989 roku, przestała istnieć Ochotnicza Rezerwa Milicji Obywatelskiej. Ta "ochotnicza" formacja zapisała się czarnymi zgłoskami w historii PRL. Bandyci z ORMO, bo trudno ich inaczej nazwać, pałowali studentów w marcu 1968 roku, brali też udział w formowaniu tzw. "oddziałów samoobrony partyjnej" w grudniu 1981 roku.
Jeszcze wcześniej - 7 września 1989 roku - rozwiązano osławione ZOMO. Działalność Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej była, nawet jak na niskie standardy w PRL, przykładem wyjątkowego zdziczenia i bestialstwa.
Akcje ZOMO pamiętano dobrze m.in. w Toruniu, gdzie w 1961 roku formacja ta rozpędzała manifestację katolików (podobnie jak dwa lata później w Przemyślu), jak również w Radomiu - gdzie "zasłużyła się" w czerwcu 1976 roku. Cała zaś Polska poznała zomowców po 13 grudnia 1981 roku.
Gdy formację tę rozwiązano, nie płakali po niej nawet partyjni.
Witold Chrzanowski