47‑tonowy bunkier w Gdyni runął z klifu do morza!
Koszt: około 50 tysięcy złotych, kilkudziesięciu dziennikarzy, kilkunastu pracowników firmy Explosive. Mnóstwo ciężkiego sprzętu i wielka niepewność dotycząca tego, czy na pewno całość pójdzie zgodnie z planem. Wszystko po to, aby z gdyńskiego klifu usunąć pochodzący z 1947 roku bunkier, ważący - bagatela - 47 ton!
(fot. Łukasz Jurczak)
Długość redłowskiego kolosa to 5,2 m, a szerokość 3,8 m. Trzeba było go usunąć, gdyż - jak tłumaczą pomorscy urzędnicy - w ciągu najbliższych lat sam mógłby spaść przez postępującą degradację klifu.
Bunkier jest pozostałością po 11. Baterii Artylerii Stałej w Gdyni Redłowie, którą wybudowano na Kępie Redłowskiej w okresie powojennym. Projekt stanowisk bojowych powstał w 1946 roku, a całość składała się z 4 dział 130 mm typu B-13 wz.35, które sprowadzono ze Związku Radzieckiego. Pierwsze, kontrolne strzały padły 26 czerwca 1948 roku. Bateria funkcjonowała w składzie 31 DAN-u (Dywizjonu Artylerii Nadbrzeżnej) do 22 września 1950 r., kiedy to stała się 11 BAS (Baterią Artylerii Stałej). Prace nad jej budową zakończono w 1958 r. W 1963 roku jej załoga, podobnie jak załogi innych tego typu jednostek, została zredukowana.
"Ostatecznie została rozformowana w 1974 roku. Niepotrzebne już schrony i działa przestały być konserwowane i pilnowane" - napisali autorzy wydanej przez gdyński magistrat broszury. W ostatnich latach miejscowi pasjonaci zajęli się częścią obiektów pozostałych po baterii: są one powoli odnawiane i zagospodarowywane.
Jeszcze przed rozpoczęciem akcji udało nam się porozmawiać z Piotrem Bikiem z firmy Explosive, który opisał dokładnie planowany przebieg całego wydarzenia:
Przed samym zrzuceniem schronu, wynajęta przez gdyński UM ekipa saperów z firmy Explosive zamontowała na miejscu siłowniki hydrauliczne oraz usunęła kilka drzew. W tylnej ścianie o wymiarach ok. 4 na 5 metrów zostały wywiercone otwory, w których umieszczono kotwy. Planowano, iż to właśnie dzięki nim dwa siłowniki, z których każdy jest zdolny poruszyć przedmiot o wadze 50 ton, podniosą schron, a ekipa włoży pod obiekt okrąglaki. Umieszczony na okrąglakach obiekt będzie następnie pchany przez siłowniki w stronę krawędzi klifu, potem przechyli się i stoczy po prawie pionowym zboczu na plażę.
(fot. Łukasz Jurczak)
O godzinie 13:00 rozpoczęto prace mające na celu zepchnięcie bunkra w stronę Morza Bałtyckiego. Po kilku mozolnych próbach, żmudnym przesuwaniu siłowników, w końcu udało się zepchnąć betonowe monstrum wprost do morza.
Ze względów bezpieczeństwa nie można było tego zobaczyć na żywo: plażę ogrodzono, wejścia z obu stron pilnowała straż miejska. W pobliże bunkra dopuszczono jedynie grupę dziennikarzy, a cała akcja najlepiej była widoczna od strony wody. Razem z przedstawicielami mediów na osunięcie bunkra oczekiwała też Joanna Grajter, przedstawiciela gdyńskiego magistratu. Oto, co mówiła nam jeszcze przed rozpoczęciem "akcji":
Samo osunięcie wyglądało niezwykle spektakularnie:
Calość podsumowała dla nas Pani rzecznik:
(fot. Łukasz Jurczak)
_**Artur Ceyrowski**_