Obciążniki jak odłamki
Dokładnie minutę po dwunastej w południe w najbardziej zatłoczonej części Wall Street doszło do eksplozji 50-kilogramowego ładunku ukrytego w wozie. Pod płachtą oprócz materiału wybuchowego było też dwieście kilogramów żelaznych obciążników, które podczas eksplozji zachowały się jak odłamki bomby. To głównie za ich sprawą skutki zamachu były tak tragiczne: śmierć poniosło 38 osób, a setki zostało poważnie rannych. Po eksplozji wybuchła panika, nie wszyscy jednak stracili zimną krew. Na przykład 17-letni posłaniec sprawnie zorganizował transport rannych samochodami, które nie zostały zniszczone w wybuchu.
Fatalne sprzątnięcie dowodów
Śledczy i policjanci początkowo nie przypuszczali, że mogło chodzić o zamach terrorystyczny. Przyjęli założenie, że był to wypadek podczas przewożenia materiału wybuchowego, dlatego przesłuchali jedynie handlowców i dystrybutorów. Tymczasem bankierzy chcieli powrócić do swoich zajęć, dlatego w nocy po wybuchu ulica została dokładnie uprzątnięta. W ten sposób usunięto ewentualne dowody, które mogły okazać się cenne podczas śledztwa. Kiedy policja zwróciła uwagę na działalność ultralewicowych i bolszewickich aktywistów, było już za późno. Pomimo śledztwa, wszczętego na szeroką skalę w latach 40. ubiegłego wieku, winnych nie udało się ustalić. Sprawę uznano za przedawnioną.