Adolf Galland - legendarny niemiecki pilot zatrzymany przez Polaków
O asach polskiego lotnictwa z legendarnego Dywizjonu 303 napisano naprawdę wiele. Ich bohaterska bitwa o Anglię przeszła do kanonu najważniejszych wydarzeń w historii II wojny światowej. Jednak mało kto wie, że polscy piloci musieli zmierzyć się w przestworzach z nie lada przeciwnikiem, osławionym niemieckim lotnikiem Adolfem Gallandem. I co ciekawe, praktycznie tylko oni potrafili go pokonać.
22.07.2015 | aktual.: 24.07.2015 09:58
Pułkownik Adolf Galland był jedną z najbarwniejszych postaci w szeregach Luftwaffe. Ten miłośnik whisky i cygar w Berlinie uchodził za prawdziwą gwiazdę. Gazety drukowały jego portrety, a w kabaretach panie śpiewały, że chciałyby spotkać się z nim na małe tete-a-tete, czy raczej, żeby było w zgodzie z duchem niemieckim, na małe Kopf an Kopf. Wielu z nich udało spełnić się te pragnienia, ponieważ popularny "Dolfo" nie stronił od towarzystwa pań, a w podbojach miłosnych mógł poszczycić się nie lada sukcesami. Ponoć na jego "liście chwały" znajdowały się hrabianki, artystki czy żony prominentnych dygnitarzy partyjnych.
Jednak prawdziwe zwycięstwa odnosił w powietrzu. Jak podaje David Baker, biograf pilota, od 1937 roku (kiedy to jako członek Legionu Kondor Galland walczył w hiszpańskiej wojnie domowej) aż do samego końca II wojny światowej wziął udział w 612 lotach bojowych, podczas których zestrzelił 104 samoloty wroga. Sam był zestrzelony 3 razy, a w największych opałach znalazł się za sprawą Polaków, konkretnie podporucznika Bolesława Drobińskiego.
Czarna sobota Gallanda
21 czerwca 1941 roku był z pewnością jednym z najczarniejszych dni w historii jego zmagań powietrznych. To właśnie tego dnia, brytyjski RAF przeprowadził nalot na francuskie miasto St. Omer, w ramach operacji Circus 17 (naloty na strategiczne punkty w północnej Francji znajdujące się w rękach niemieckich).
Dowodzący obroną powietrzą Adolf Galland osobiście wyleciał odeprzeć atak brytyjskich bombowców. Nie przewidział, że za angielskimi jednostkami szturmowymi podążają ochraniające je jednostki Spitfire'ów polskiego Dywizjonu 303. Choć Niemcom udało się przechwycić brytyjskie bombowce, zostali zmuszeni do wzięcia udziału w powietrznej walce z polskimi myśliwcami. Podporucznikowi Bolesławowi Drobińskiemu udało się wymanewrować i zestrzelić niemieckiego asa przestworzy. Tylko cud sprawił, że Galland zdołał uszkodzonym samolotem dolecieć do lotniska w Calais-Marck i... nową maszyną jeszcze raz wzbić się do walki. Za drugim podejściem także nie dopisało mu szczęście. Kolejny raz przegrał w powietrzu, ale ranny zdołał się ewakuować z maszyny, a dzięki napotkaniu niemieckiego patrolu udało mu się dotrzeć do bazy.
Nieudany powrót
Walki z dnia 21 czerwca okupił dwutygodniową rekonwalescencją. W tym czasie jego mechanik dokonał pewnych zmian w konstrukcji samolotu, wzmacniając opancerzenie kokpitu. Pilot, bez którego wiedzy dokonano tych ulepszeń, był ponoć wściekły. 2 lipca okazało się, że inżynier uratował mu życie...
To właśnie tego dnia Adolf Galland ponownie zasiadł za sterami samolotu i... ponownie trafił na Polaków. Tym razem pogromcami Niemca mieli się okazać piloci z Dywizjonu 308, a konkretnie podporucznik Brunon Kudrewicz, wówczas najmłodszy stażem wśród "Krakowiaków". Polski żołnierz, według relacji, miał zestrzelić Niemca w śmiałym manewrze pikującym, a tylko dodatkowe opancerzenie sprawiło, że niemiecki as przestworzy zdołał dotrzeć do bazy.
Konflikt z "pierwszym pilotem Rzeszy"
Mimo poważnych ran Galland wrócił do latania i w niecałe pół roku zdołał odnieść blisko 30 zwycięstw powietrznych. Jego sukcesy nie mogły pozostać bez echa w Berlinie, więc kiedy w wypadku lotniczym zginął dowódca niemieckiej flotylli myśliwców, legendarny Werner Moelders, to właśnie niespełna 30-letni "Dolfo" zajął jego miejsce. Nowe stanowisko, choć prestiżowe, doprowadziło do licznych konfliktów z Goeringiem - uzależniony od morfiny marszałek, coraz bardziej oderwany od rzeczywistości, przy coraz gorszej sytuacji gospodarczo-militarnej III Rzeszy, uważał, że niemieckie lotnictwo ma się świetnie, a wina za brak sukcesów leży wyłącznie po stronie nieudolnych dowódców. W styczniu 1945 roku Galland przestał być generalnym inspektorem lotnictwa myśliwskiego, stając na czele sformowanej przez siebie elitarnej dywizji JV 44, którą to dowodził niemal do samego końca wojny.
Po drugiej stronie wąskiego Kanału
Po raz ostatni wzbił się w powietrze dla III Rzeszy 26 kwietnia. Wzbił się i znowu został zestrzelony (w tym czasie przewaga aliantów w powietrzu była już totalna), trafił do szpitala. Poddał się 5 maja i jako jeniec został przesłany na Wyspy Brytyjskie. Anglicy szybko docenili jego talenty i zaproponowali mu... szkolenie brytyjskich pilotów. Z jednym z nich nawet zdołał się zaprzyjaźnić - był to legendarny brytyjski pilot Douglas Bader, który jeszcze przed wojną zdołał udowodnić, że dla chcącego nie ma rzeczy niemożliwych. Bader pozostał pilotem, mimo że jeszcze w latach 30. w wypadku lotniczym stracił obie nogi. Obaj panowie mieli okazję widzieć się wcześniej dwukrotnie. Pierwszy raz w sierpniu 1941 roku, kiedy to Galland zestrzelił Anglika, a drugi, kiedy odwiedził go w szpitalu. Po tych odwiedzinach, będący u szczytu sławy niemiecki pilot, wyprosił u Goeringa możliwość dokonania przez Brytyjczyków zrzutu na terytorium Rzeszy! Angielski bombowiec przeleciał pod eskortą niemieckich myśliwców,
przerzucając... protezy dla pozostającego w szpitalu wojskowym Badera. Panowie spotkali się ponownie po zakończeniu działań wojennych i ponoć nie żywili do siebie urazy.
Ustatkowany lowelas
Kilka lat po wojnie niemiecki as przestworzy trafił do Argentyny, gdzie pomagał organizować tamtejsze lotnictwo. Po obaleniu Juana Perona musiał jednak opuścić kraj i udał się do RFN. Jeszcze w Buenos Aires poznał niemiecką hrabinę Sylvinię von Donhoff, z którą powrócił do ojczyzny, gdzie zajął się pracą w lotnictwie cywilnym. Choć szykowano dla niego ważne stanowisko w niemieckim lotnictwie wojskowym (chodziło o projekt nowoczesnego helikoptera), na skutek protestów Amerykańskiego Dowództwa Sił Powietrznych w Europie jego kandydatura została utrącona. Nigdy nie został oficjalnie zdenazyfikowany i wielokrotnie zarzucono mu sympatie neonazistowskie. U schyłku życia zajął się pisaniem memuarów i udzielaniem konsultacji historycznych w licznych filmach o II wojnie światowej. Zmarł w 1996 roku.
PF