Afera w polskiej armii. To była walka o miliony dolarów!
01.10.2013 | aktual.: 27.12.2016 15:24
To historia jak z sensacyjnego filmu. Znajdziemy w niej gwałtowne zwroty akcji, intrygi i tajemniczą śmierć
To historia jak z sensacyjnego filmu. Znajdziemy w niej gwałtowne zwroty akcji, intrygi i tajemniczą śmierć. Stawką gry są miliony dolarów, a jej bohaterowie to... postacie doskonale znane z naszej historii: Władysław Anders, Tadeusz Bór-Komorowski czy Stanisław Mikołajczyk. Dlaczego podzieliły ich pieniądze?
Był 9 października 1945 r. Podpułkownik Marian Dorotycz-Malewicz, który w ostatnich miesiącach wojny częściej posługiwał się konspiracyjnym nazwiskiem Ryszard Hańcza, kończył właśnie śniadanie w swoim rzymskim mieszkaniu przy Fonte di Fauno. Wtedy rozległo się pukanie.
Otworzył drzwi, a do przedpokoju wmaszerowało dwóch podoficerów II Korpusu Polskiego. Wyjaśnili, że mają rozkaz ponownego zatrzymania podpułkownika, który kilka dni wcześniej uciekł z aresztu, gdzie trafił pod zarzutem prowadzenia, wbrew rozkazom, korespondencji radiowej z Polską. Nagle w pomieszczeniu rozległ się strzał. Dorotycz-Malewicz upadł na podłogę z zakrwawioną głową. Jak zeznają później uczestnicy zdarzenia, podpułkownik wyciągnął pistolet i strzelił sobie w skroń. Kula przebiła czaszkę, jednak mężczyzna żył jeszcze 36 godzin. Zmarł, nie odzyskawszy przytomności. W oficjalną wersję o samobójstwie podpułkownika nie wszyscy uwierzyli. Ryszard Hańcza zarządzał bowiem milionami dolarów, które rząd amerykański przekazał na działalność Armii Krajowej.
Dolary od prezydenta
Pieniądze dla polskiego podziemia wywalczył Stanisław Mikołajczyk, który w czerwcu 1944 r. spotkał się z prezydentem Franklinem D. Rooseveltem. Premier rządu RP na uchodźctwie domagał się blisko 100 milionów dolarów, ale amerykański przywódca nie był tak hojny. Obiecał przekazać z własnego funduszu dyspozycyjnego 10 mln dol.
Już miesiąc po wizycie Mikołajczyka, polski rząd w Londynie otrzymał za pośrednictwem Banku Anglii przyrzeczoną przez Roosevelta kwotę. 1,5 mln dol. pozostało w angielskiej stolicy, a 8,5 mln dol. wysłano do włoskiego miasteczka Latiano, gdzie mieściła się tajna baza "Elba", koordynująca organizowanie zrzutów dla AK. Jej szefem był ppłk Marian Dorotycz- Malewicz, który z uwagi na zajmowaną funkcję posługiwał się innym nazwiskiem - Ryszard Hańcza.
Tylko niewielka część amerykańskiej dotacji dotarła do okupowanej Polski. Po upadku Powstania Warszawskiego, Brytyjczycy nadzorujący działalność "Elby" nie godzili się na kolejne zrzuty do Polski - ostatni przeprowadzono w nocy z 26 na 27 grudnia 1944 r.
Na początku 1945 r. Hańcza wciąż dysponował blisko 8 mln dol., a w kolejnych miesiącach o ten majątek miała stoczyć się walka między polskimi dowódcami.
Anders wkracza do akcji
Istniało ryzyko, że po rozwiązaniu "Elby" pieniądze będą chcieli przejąć Brytyjczycy. By do tego nie dopuścić, polscy oficerowie nadzorujący likwidację bazy powołali tajny Komitet Trzech (utworzyli go: gen. Stanisław Tatar, płk Stanisław Nowicki i ppłk Marian Utnik), który postanowił, że dolary zostaną ukryte w specjalnie utworzonej "przykrywce" - rzymskiej Szkole Radiotechnicznej, której szefem został ppłk. Hańcza.
Komitet prowadził grę nawet z polskim rządem na uchodźctwie. Hańcza otrzymał polecenie, by przekazać do Londynu tylko 5 mln dol. Pozostała część miała pozostać tajna, jako fundusz o kryptonimie "Drawa". W marcu 1945 r. prezydent RP na uchodźctwie Władysław Raczkiewicz nakazał gen. Władysławowi Andersowi, dowódcy II Korpusu Polskiego we Włoszech przejęcie pieniędzy z "Elby". Anders wezwał do siebie Hańczę i kazał mu oddać dolary pod opiekę służb wywiadowczych korpusu.
Wtedy do akcji wkroczył gen. Tatar, który w maju 1945 r. przekonał Tadeusza Bora-Komorowskiego, że II Korpus zostanie szybko wycofany z Włoch przez Brytyjczyków, a ci na pewno "położą łapę" na jego funduszach. Zdecydowano oddać pieniądze pod opiekę stacjonującej w Niemczech 1. Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka.
Schowek w klasztorze
Gen. Anders podobno wpadł we wściekłość, gdy otrzymał rozkaz Bora- Komorowskiego, nakazujący udostępnić ppłk. Hańczy ciężarówki, które miały przewieźć dolary do Niemiec. Zdaniem historyków, dowódca II Korpusu już wtedy planował budowę silnej pozycji na emigracji i potrzebował wsparcia finansowego. Dlatego trudno było mu pogodzić się ze stratą kontroli nad takim majątkiem.
Anders polecił swoim służbom wywiadowczym inwigilację Hańczy, który znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, bo jednocześnie musiał ukrywać prawdę o funduszu "Drawa" przed Borem-Komorowskim.
4 sierpnia 1945 r. z Rzymu wyruszył konwój ciężarówek z ładunkiem specjalnych pasów, używanych wcześniej przez cichociemnych zrzucanych nad Polską. Każdy z pasów wypchany był banknotami i złotymi monetami. W transporcie znalazły się także dolary z "Drawy", które nawet w Niemczech miały być ukryte przed naczelnym dowództwem.
W Rzymie pozostało około 1,2 mln dol. Hańcza wiedział, że II Korpus jest coraz bliżej ich zlokalizowania, dlatego postanowił ukryć pieniądze w klasztorze bonifratrów na wyspie Tiburtina.
We wrześniu 1945 r. służby Andersa poznały prawdę o rzymskiej Szkole Radiotechnicznej. Hańcza został wówczas aresztowany, ale postawiono mu błahy zarzut, co prawdopodobnie było "podziękowaniem" za ujawnienie miejsca przechowania pieniędzy. 5 października oficerowie wywiadu II Korpusu pojawili się w klasztorze na wyspie Tiburtina i zabrali dolary. Hańcza przebywał już wtedy na wolności - uciekł wykorzystując fakt, że praktycznie nie był pilnowany. 9 października nie żył.
Ofiara niezdrowych stosunków?
Zaintrygowany tajemniczymi okolicznościami śmierci ppłk Mariana Dorotycz- Malewicza, gen. Bór-Komorowski powołał komisję do zbadania tej sprawy. Jednak dochodzenie rozpoczęło się dopiero osiem miesięcy po zdarzeniu i niewiele udało się ustalić. Komisja uznała, że Hańcza popełnił samobójstwo, ponieważ stał się "ofiarą nieco niezdrowych stosunków na wyższych szczeblach".
Co stało się z dolarami? Pieniądze znajdujące się pod "opieką" dywizji gen. Maczka zdeponowano w Belgii oraz Francji i przez następne lata przeznaczano na działalność polskich władz emigracyjnych.
Przejęte przez II Korpus 1,2 mln dolarów posłużyły do sfinansowania rozmaitych przedsięwzięć gen. Andersa. Kupiono za nie fabryki i farmy we Francji, Włoszech, Afryce Południowej i Palestynie, w których pracę znaleźli ludzie lojalni wobec generała, często jego dawni podkomendni.
Fundusz "Drawa" trafił do Polski. "Komitet Trzech" mimo sprzeciwów rządu na uchodźctwie przekazał pieniądze komunistycznemu rządowi, m.in. na zakup autobusów. Członkowie komitetu wrócili do kraju w 1948 r., a już trzy lata później wytyczono im proces za rzekome szpiegostwo.
Rafał Natorski /PFi, facet.wp.pl
Korzystałem z artykułu "Andersa skok na kasę", który ukazał się w tygodniku "Wprost" z 22 września 2013