Afromental: Nigdy się nie oszczędzamy!
Członkowie zespołu Afromental wspominają swoje początki, gdy grali za „dwa bilety studenckie na PKP z Wrocławia, trzy bilety z Olsztyna i ewentualnie jakąś gościnę barową”. - Byliśmy swoimi własnymi kierowcami, menadżerami. Do tego nie zarabialiśmy praktycznie nic, staraliśmy się wychodzić „na zero” – mówią. Opowiadają też o tym, czy kiedyś łatwiej było zaistnieć, czy uczestnicy programów typu talent show mają dziś prostszą drogę i o prawdziwym życiu, które toczy się w busie podczas tras koncertowych. Z Tomaszem Torresem, perkusistą zespołu Afromental rozmawia Katarzyna Gruszczyńska.
15.09.2016 | aktual.: 16.09.2016 08:40
Johnny Cash mówił, że prawdziwe życie muzyka toczy się w trasach, w busie. Twierdził nawet, że nic się nie zmieniło na przestrzeni lat, gdy koncertował, oprócz tego, że kiedyś w przydrożnych fast foodach nie było tak dobrej panierki do kurczaka. Czy lubicie te wspólne podróże, życie w drodze, to przygoda czy raczej praca i obowiązek?
Lubimy ze sobą spędzać czas, zarówno w dniach wolnych, jak i wtedy kiedy przychodzi nam podróżować busem. Oczywiście w tym zespole jest nas kilku i każdy odbiera trasy - szczególnie te dłuższe - na swój sposób. Jeden lubi jeździć, drugi tego nie cierpi i najchętniej w ogóle by się nie przemieszczał. Ale ogólnie nigdy się w busie nie nudzimy. Mamy swoje zespołowe gry, które sami wymyślamy, często posiłkujemy się również dobrodziejstwami technologii w postaci konsoli. Jak wszyscy są „na chodzie”, to zdarza nam się słuchać razem muzyki na busowych głośnikach, oczywiście na pełnym regulatorze. Traktujemy te podróże zarówno jako przygodę, bo mnóstwo opowieści z busa na pewno zostanie z nami do końca życia, ale również jako pracę. Długie trasy są trudne, a często trzeba po długiej podróży wyskoczyć z busa niemalże prosto na scenę i jeszcze mieć siłę zagrać ponad godzinny koncert. Słowo obowiązek natomiast chyba można wykluczyć, bo tu nikt nikomu nic nie każe. Robimy to, bo to kochamy i jesteśmy gotowi na wiele poświeceń, żeby dostarczyć naszym fanom dobrą muzę.
Jakie fuchy wykonywaliście, żeby się utrzymać, zanim powstał Afromental?
Każdy z nas ma zupełnie inny background, ale niektórzy zarabiali już na muzyce, zanim powstało Afro. Natomiast nigdy nie zapomnimy tego okresu, kiedy wysyłaliśmy do znajomych maile z propozycją, że możemy przyjechać i zagrać koncert za zwroty i ewentualnie jakąś gościnę barową (śmiech). Byliśmy studentami, nikt o nas wtedy nie słyszał, chcieliśmy przede wszystkim grać i przekazywać naszą energię ludziom, bo wiedzieliśmy, że jest w tym coś wyjątkowego. Ostatnio nawet gdzieś znaleźliśmy nasz pierwszy tak zwany rider techniczny, czyli listę rzeczy, których zespół potrzebuje. Na liście znalazły się „dwa bilety studenckie na PKP z Wrocławia i trzy bilety z Olsztyna”. Dużo pokory nauczyliśmy się w tamtych czasach. Nosiliśmy, rozkładaliśmy i składaliśmy swoje graty, byliśmy swoimi własnymi kierowcami, menadżerami, właściwie pełniliśmy wszystkie funkcje. Do tego nie zarabialiśmy praktycznie nic, staraliśmy się wychodzić „na zero”. Ciężka praca doprowadziła nas do miejsca, w którym dziś jesteśmy.
Z waszej perspektywy łatwiej było zaczynać przygodę z muzyką kilka, kilkanaście lat temu, czy uczestnicy „The Voice of Poland” i innych programów typu talent show mają dziś prostszą drogę?
To ciekawe pytanie. Czasami o tym rozmawiamy i wydaje nam się, że dzisiaj są narzędzia, które pozwalają jakby przeskoczyć pewien etap. To jest ten etap, kiedy jeździsz po klubach latami i grasz koncerty za zwroty, tylko po to, żeby ludzie zaczęli kojarzyć twoje imię i nazwisko czy też nazwę zespołu. Dzisiaj dzięki wielu programom, ale także mocno rozwiniętemu internetowi, ten etap można w pewnym sensie pominąć. Ale gdyby nas spytać, czy wolelibyśmy teraz startować z tymi narzędziami, które są dostępne, to chyba każdy by odpowiedział, że jest dobrze tak jak jest.
Wasze koncerty są bardzo energetyczne. Niebawem wystąpicie podczas imprezy Verva Street Racing. Co planujecie?
Myślę, że na pewno damy z siebie 150 procent energii, bo nigdy się nie oszczędzamy! Oprócz tego moc atrakcji w postaci Tomsona i Wozza - świetnie operujących swoimi głosami, Barona - który podczas tego koncertu będzie podchodził do bicia Rekordu Guinnessa w najwyższym wyskoku z gitarą 7-strunową w rękach, Śniadego - który będzie grał z zamkniętymi oczami, Lajana - który przekręci swoją czapkę z tyłu na przód ponad 200 razy oraz Torresa i Dziamasa - którzy zagrają praktycznie najwięcej dźwięków z całej grupy, a i tak zespół posadzi ich z tyłu sceny (śmiech).