DziewczynyAgnieszka Szulim - z seksowną na żywo

Agnieszka Szulim - z seksowną na żywo

Agnieszka Szulim - z seksowną na żywo

21.05.2012 | aktual.: 27.12.2016 15:18

None

Zdjęcia: Daniel Dash
Rozmawiał:Krzysztof Papliński

Kiedyś wstawała do pracy po trzeciej rano, dziś byczy się aż do piątej. Agnieszka Szulim ma jednak imponującą zdolność regeneracji. Na sesję i wywiad z "Maximem" stawiła się w doskonałej formie.

Maxim: Jesteś zapracowana, zajmujesz się wieloma projektami. Który dostarczył ci najwięcej frajdy? * *Agnieszka Szulim: Nie ukrywam, że więcej satysfakcji mam z Dwójkowego "Pytania na śniadanie" niż z prowadzonej dawniej "Kawy czy herbaty" w Jedynce, chociaż tamten program też dobrze wspominam, pracowałam ze świetnymi ludźmi. Ale "Pytanie" ma większe możliwości, jest bardziej lifestyleowe, poza tym mamy realną konkurencję w postaci "Dzień dobry TVN" i to jest fajne, mamy motywację. Bardzo miło wspominam też wszystkie festiwale, które miałam okazję prowadzić, relacje z festiwalu Opener dwa lata temu. Mały projekt, krótkie wejścia antenowe, ale za to genialny klimat, mnóstwo doskonałej muzyki, świetni goście. No i "Bitwa na głosy", program, dzięki któremu zobaczyłam, jak się robi wielkie produkcje; bardzo się cieszę, że mogłam brać w nim udział.

Maxim: Co cię kręci w pracy na takich imprezach? Agnieszka Szulim: Żywiec! Ja naprawdę rzadko pracuję przy programach, które trzeba nagrywać, lubię pracować na żywo, to zupełnie inna adrenalina. Festiwale, programy muzyczne to, nie ukrywajmy, przy okazji dobra zabawa, zupełnie inny klimat, ludzie.

1 / 4

Agnieszka Szulim lubi robić to "na żywca"

Obraz
© Maxim / Daniel Dash

Agnieszka Szulim: Szczere. Nigdy nie ukrywałam, że brakuje mi odpowiedniego instynktu. Lubię dzieci, ale nie czuję, żeby moje szczęście zależało od tego, czy będę miała własne, tyle. Nie wszyscy muszą mieć dzieci, chociaż z drugiej strony powinni, bo przez takich jak ja nie będzie miał kto pracować na nasze emerytury. Tyle że to wyjątkowo słaba motywacja. Czuję, że jeszcze parę wywiadów na ten temat i będę naczelną egoistką RP. I to jest fajne, bo w Polsce lubi się, kiedy osoby na świeczniku są kontrowersyjne tylko do pewnego stopnia. Na przykład w ubiorze, coraz popularniejszych deklaracjach lub niedwuznaczności w kwestii takiej jak orientacja, ale już nie w opiniach na takie tematy, jak rodzina czy dzieci. Dla mnie to nie jest drażliwy temat. Jest coraz więcej kobiet, które się nie boją i mówią podobnie. Nie jest to może łatwe, bo żyjemy w społeczeństwie, w którym wypada składać wyłącznie deklaracje prorodzinne, ale nie udawajmy, że nie ma ludzi, którzy myślą tak jak ja, nie tylko kobiet. Czy naprawdę
jesteśmy egoistami? Może. Pytanie, czy jest w tym coś złego? A może przy okazji jesteśmy odpowiedzialni i boimy się robić tym dzieciom krzywdę? Jaką mam gwarancję, że będę dobrą matką, skoro nawet nie wiem, czy chcę nią być?

2 / 4

Agnieszka Szulim lubi robić to "na żywca"

Obraz
© Maxim / Daniel Dash

Maxim: Nie uważasz, że z dekady na dekadę zmienia nam się lista wartości przypisanych do szczęścia w życiu?

Agnieszka Szulim: Dawniej to było małżeństwo i dzieci, dziś już nie dla wszystkich. Mam wrażenie, że w XXI w. na nowo określamy nasze podejście do życia i związków. Dziś łatwiej jest coś zakończyć i szukać szczęścia od nowa, niż męczyć się i naprawiać. Znak czasów, żyjemy w dobie konsumpcjonizmu, przyzwyczajamy się, że człowiek może mieć w życiu więcej niż jeden udany związek...

Maxim: Naraz?

Agnieszka Szulim: Nie, absolutnie nie (śmiech). Chodziło mi o to, że rozwód nikogo już nie szokuje, nie jest wielką porażką. To, że ludzie się rozstają, nie znaczy, że przegrali życie.

Maxim: Czy wśród znajomych jesteś wyjątkiem, jeśli chodzi o podejście do zakładania rodziny?

Agnieszka Szulim: To zabawne, bo do niedawna miałam bardzo bezdzietne towarzystwo. Większość moich przyjaciółek nie miała dzieci i raczej nie zamierzała ich mieć. Dwa ostatnie lata odwróciły ten stan do góry nogami: najbardziej oporne dziewczyny urodziły. Nagle zmieniła się sytuacja, one same, ich podejście do życia. Dlatego nie wykluczam, że i ja w pewnej chwili wszystko przewartościuję.

Agnieszka Szulim: Bardzo mocno. Dziecko warunkuje wszystko, co się dzieje dookoła, staje się epicentrum świata. I rodzicom jest z tym fajnie, ale kiedy na to patrzę, wiem, że nie jestem jeszcze gotowa na takie podporządkowanie życia innej istocie.

3 / 4

Agnieszka Szulim lubi robić to "na żywca"

Obraz
© Maxim / Daniel Dash

Maxim: Porozmawiajmy o twoich najbliższych planach zawodowych. Czy poza "Pytaniem" będziesz pojawiać się w innych programach?

Agnieszka Szulim: Nie mam pojęcia. Moja praca to przede wszystkim "Pytanie na śniadanie", z tego co wiem latem będziemy na antenie i to mnie bardzo cieszy. Być może wkrótce skupię się na czymś poza telewizją, ale to jeszcze mgliste plany. Resztę traktuję jak miłe bonusy, bardzo się cieszę, kiedy wpadają. "Bitwa na głosy" niestety się skończyła i to chwilowo jest mój największy dramat, bo było jak na fajnej kolonii, z której naprawdę szkoda wracać (śmiech).

Maxim: Widzę, że masz do tego raczej fatalistyczne podejście.

Agnieszka Szulim: Zauważyłam, że o dziwo, w tej branży łatwiej jest osobom, które nie spodziewają się gwiazdki z nieba. Lepiej cieszyć się z tego, co jest, niż oczekiwać fajerwerków.

Agnieszka Szulim: Zdarzyło mi się kilka razy "ugotować" na antenie, bo ktoś mnie rozśmieszył. To akurat są sympatyczne momenty. Pamiętam małą aferę, kiedy w "Kawie czy herbacie" kucharz zażartował, że wlewa do garnka wodę święconą z Lichenia. Były zarzuty, że jako prowadzący niewystarczająco mocno zaprotestowaliśmy. Innym razem wdałam się w sprzeczkę z aktorką, która bardzo gorliwie zapraszała widzów "Pytania na śniadanie" na film, w którym grała, do konkurencyjnej, komercyjnej stacji. Ale to jest właśnie swoisty urok programów na żywo - nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.

4 / 4

Agnieszka Szulim lubi robić to "na żywca"

Obraz
© Maxim / Daniel Dash

Maxim: Czy do twoich programów śniadaniowych przychodzą goście sprawiający trudności?

Agnieszka Szulim: Każdego zaproszonego traktujemy z szacunkiem i stajemy z Tomkiem (Kammelem - red.) na rzęsach, aby krótka z konieczności rozmowa była ciekawa. Zdarza się jednak, że ktoś przychodzi w nie najlepszym nastroju i próbuje to sobie na nas odbić, na szczęście rzadko. Zdecydowanie większym problemem są goście, którzy nie lubią mówić, bo to jest prawdziwe wyzwanie dla prowadzących. Wolę takich, którzy mówią za dużo, nawet jeśli trzeba ich lekko pacyfikować.

Maxim: A czy ktoś spowodował, że zagryzałaś zęby, żeby mu nie wygarnąć?

Agnieszka Szulim: Pewnie, chociaż najczęściej kiepsko mi to wychodzi, bo wychodzę z założenia, że mam prawo mieć swoje poglądy, a widzowie mają prawo je znać. Obiektywizm jest niezbędny, jak się pracuje w "Wiadomościach", w telewizji śniadaniowej powinniśmy raczej pamiętać o zachowaniu pewnej równowagi. Wszyscy wiemy, jakie poglądy ma Jan Pospieszalski, dlatego łatwiej go czytać. Kiedy przychodzi do naszego programu, mogę mieć pewność, że będzie gorąco, bo jesteśmy z dwóch różnych planet, a ja jestem osobą, której trudno utrzymać emocje na wodzy. Ale dzięki temu widzowie mogą poznać dwa, bardzo odmienne punkty widzenia. Bywa, że sytuacja staje się absurdalna. Pamiętam program, w którym mieliśmy rozmowę na temat legalizacji marihuany. W pewnym momencie dyskusja wymknęła się spod kontroli, doszło do tego, że kłóciłam się z prowadzącym, a w tym czasie goście krzyczeli na siebie nawzajem. Zresztą po zejściu z anteny krzyczeli nadal, baliśmy się, że dojdzie do rękoczynów.

Agnieszka Szulim: Wierzę w wolną wolę (śmiech).

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)