Jego ulubionym sposobem na odstresowanie stało się... polowanie na ludzi. Strzelał do bezbronnych więźniów z okien samochodu lub balkonu swojej eleganckiej willi
Jego ulubionym sposobem na odstresowanie stało się... polowanie na ludzi. Strzelał do bezbronnych więźniów z okien samochodu lub balkonu swojej eleganckiej willi stojącej na terenie obozu w podkrakowskim Płaszowie, którego był komendantem. Amon Goeth zapisał się w historii jako jeden z najokrutniejszych zbrodniarzy hitlerowskich. Szacuje się, że własnoręcznie zabił co najmniej pół tysiąca osób.
Monika Hartwig miała 13 lat, gdy poznała prawdę o ojcu. Do majowego popołudnia 1958 roku wiedziała tylko, że tata, którego nigdy nie poznała, był komendantem niemieckiego obozu w Płaszowie i zginął "gdzieś w Polsce", jednak matka niechętnie wracała do tamtych chwil.
Jej życie zmieniła rozmowa z Manfredem, właścicielem małego baru w Monachium, gdzie Monika często przychodziła na obiad. Tego dnia dziewczynka zobaczyła numer wytatuowany na przedramieniu mężczyzny i spytała o jego pochodzenie. Manfred niechętnie odpowiedział, że to pamiątka z obozu w Płaszowie. "Naprawdę? - Monika niemal podskakuje z radości. - Tam było dobrze. Wiem, bo tam był mój tata. Tata był komendantem obozu. Nazywał się Amon Goeth. Manfred blednie, opiera się o ścianę. - To była świnia, morderca... - mężczyzna wyrzuca z siebie najgorsze przekleństwa. Monika jest przerażona. Biegnie do domu, do mamy i po raz pierwszy zadaje pytanie, co takiego zrobił jej ojciec?" - opisuje dramatyczne spotkanie "Gazeta Krakowska".
Niedługo później Monika Hartwig dowiedziała się, że jej ojciec był brutalnym sadystą, który odpowiadał za śmierć kilkudziesięciu tysięcy ludzi, a 500 zamordował osobiście.
Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl
"Jestem własnym dowódcą"
O młodych latach zbrodniarza wiadomo niewiele. Podobno urodzony w Wiedniu Amon Goeth marzył o przyszłości literata, ale szybko zafascynował go nazizm. Już w wieku 22 lat wstąpił do NSDAP, a później zaczął robić karierę w SS. Ukończył wiele kursów wojskowych, jednak nigdy nie trafił na front. Podwładni uznali najwyraźniej, że lepiej sprawdzi się w działalności administracyjnej.
Z czasem Goeth otrzymywał coraz ambitniejsze zadania. W 1942 r. był jednym z organizatorów akcji likwidowania gett w Lublinie, Rzeszowie i Tarnowie, a na początku 1943 r. kierował już podobną operacją w Krakowie, gdzie zaczął ujawniać coraz bardziej sadystyczne skłonności. Na jego rozkaz rozstrzelano na krakowskich ulicach blisko 2 tysiące osób. Zdecydowaną większość krakowskich Żydów wywieziono do Auschwitz, natomiast grupa zdolna do pracy została skierowana do nowopowstającego obozu w Płaszowie. Amon Goeth osobiście nadzorował jej przemarsz, a z wielu relacji wynika, że jego ulubionym zajęciem było wyrywanie małych dzieci z objęć wędrujących matek i zabijanie maluchów na oczach rodziców.
W lutym 1943 r. Goeth otrzymał nominację na komendanta obozu w Płaszowie. "Jestem wreszcie swoim własnym dowódcą" - triumfował w liście do ojca. Na następne dwa lata stał się panem życia i śmierci tysięcy więźniów.
Komendant poluje
W jednej ze scen głośnego filmu Stevena Spielberga "Lista Schindlera" komendant Goeth (w tej roli fantastycznie spisał się Ralph Fiennes) wychodzi z karabinem na balkon swojej pięknej willi, z którego rozciąga się widok na obóz i strzela do więźniów. Wbrew pozorom ten wstrząsający obrazek nie zrodził się w wyobraźni hollywoodzkich twórców. Tak wyglądała codzienność w Płaszowie.
Amon Goeth trenował umiejętności strzeleckie, mordując ludzi bez najmniejszej przyczyny. Nie tylko z balkonu posiadłości (zwanej "Czerwonym domem"), ale także z grzbietu konia czy okna samochodu. Wyruszając na "polowanie", często zakładał ulubiony kapelusz tyrolski, który dla osób przebywających na terenie obozu stał się symbolem nadciągającej śmierci.
Były więzień Władysław Kopystecki wspominał: "Jak przyszedł (Amon Goeth) na teren obozu z psem, w białej koszuli, w butach, i z tyłu zastał ją, jak jadła ziemniaka. Strzelił jej w głowę, wywróciła się przy kotle. Wtedy zawołał dwóch Żydów, co robili w stajni, i kazał ją rzucić do drugiego kotła z gotującą wodą. Żydzi rzucili ją, ona jeszcze żyła, ruszała nogami i chlapała tą gotującą wodą. Kazał ją więc przykryć i odszedł sobie dalej".
Komendant nie miał litości także dla dzieci. W archiwach zachowała się relacja jednego z więźniów, opowiadającego jak 6-letni chłopczyk po wyjściu z ciężarówki zaczął uciekać. Goeth przywołał go łagodnym głosem, a malec podszedł do niego, wyjmując z kieszeni zabawkę. Komendant z uśmiechem odebrał mu ją, a następnie z zimną krwią zastrzelił dziecko. Goeth potrafił też zatłuc więźnia pejczem lub zmiażdżyć mu głowę, waląc w nią cegłą. Czasem spuszczał na Żydów Ralfa (na zdj.) i Alfa - owczarki niemieckie wytresowane do zabijania. Wyszukiwał też przez lunetę karabinu snajperskiego kobiety z dziećmi na rękach i sprawdzał, czy jednym pociskiem można zabić dwie osoby.
Chciwy sadysta
Amon Goeth miał nie tylko skłonność do okrucieństwa, lubił także dobrą zabawę. "Wiem, że w domu odbywały się orgie z udziałem esesmanów. Mama jednak nigdy w nich nie uczestniczyła. Wyjeżdżała wtedy do swojego mieszkania w Krakowie. Była gorliwą katoliczką i choć miewała wcześniej różnych mężczyzn, to od czasu, kiedy spotkała ojca, nikim innym się już naprawdę nie interesowała. Ona po prostu go uwielbiała. Do końca była w nim szaleńczo zakochana" - opowiadała Monika Hartwig.
Goeth nie był jednak wzorem wiernego mężczyzny. Regularnie wykorzystywał seksualnie więźniarki, które często później zabijał. Jednak jego największą pasją okazało się pomnażanie majątku. Komendant kochał złoto i pieniądze. Zawierał swoiste umowy na życie za przekazanie złota i brylantów, a później mordował kontrahentów.
Chciwość Goetha wykorzystał niemiecki przemysłowiec Oskar Schindler, który płacił komendantowi obozu za więźniów zatrudnianych w swoich fabrykach. Dzięki temu blisko 1200 osób przeżyło wojnę.
Skala złodziejskich operacji Amona Goetha okazała się jednak tak duża, że we wrześniu 1944 r. komendant został aresztowany przez gestapo i oskarżony o okradanie III Rzeszy. Jednak udało mu się wyjść z opałów obronną ręką. Powołano go do wojska i skierowano do pułku artylerii przeciwlotniczej w Monachium, ale nie miał okazji wykazać się męstwem na placu boju, ponieważ wojna dobiegła końca.
Na początku maja 1945 r. Amon Goeth został aresztowany przez Amerykanów, którzy jednak nie rozpoznali w nim osławionego komendanta z Płaszowa. Stało się to dopiero w lutym 1946 r. Trzy miesiące później wydano go, wraz z innym zbrodniarzem - Rudolfem Hoessem, władzom polskim.
Egzekucja: do trzech razy sztuka
27 sierpnia 1946 r. Amon Goeth stanął przed Najwyższym Trybunałem Narodowym, który urzędował przy ul. Senackiej w Krakowie. Proces odbił się szerokim echem w całej Polsce. Chętnych do zeznawania było tak dużo, że każdy z nich miał tylko godzinę na złożenie wstrząsającej relacji. Wiele osób przysłuchujących się opowieściom więźniów obozu mdlało z przerażenia. Podejmowano próby samosądu na zbrodniarzu.
Na byłym komendancie proces nie robił wrażenia. Do końca utrzymywał, że jest niewinny i wykonywał tylko rozkazy przełożonych.
5 września 1946 r. zapadł wyrok - kara śmierci przez powieszenie. Egzekucja odbyła się osiem dni później w krakowskim więzieniu przy ul. Montelupich. Ostatnimi słowami Amona Goetha miał być okrzyk: Heil Hitler! Wieszano go trzy razy, ponieważ dwa razy puszczała lina zaciskająca się na szyi. Archiwalne nagranie z egzekucji można znaleźć w internecie. Jednak ostatnio film wzbudził wątpliwości historyków. W programie "National Geogarphic" postawiono tezę, że powieszonym nie był Goeth, lecz Ludwig Fischer, inny zbrodniarz wojenny.
Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl