Ludzie"Anoda" był legendą.Ubecy twierdzili, że skoczył z czwartego piętra

"Anoda" był legendą.Ubecy twierdzili, że skoczył z czwartego piętra

Gdy odszedł z tego świata, miał zaledwie 25 lat. Nie dane mu było, tak jak marzył, pracować i żyć dla Polski. Ten żołnierz Szarych Szeregów i Armii Krajowej oraz utalentowany student architektury zakończył swoje życie na chodniku przed siedzibą komunistycznej bezpieki przy ulicy Koszykowej w Warszawie. W trakcie brutalnego przesłuchania funkcjonariusze UB wyrzucili go z okna IV piętra budynku, pozorując samobójstwo.

"Anoda" był legendą.Ubecy twierdzili, że skoczył z czwartego piętra
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons - Uznanie Autorstwa CC BY

09.01.2017 | aktual.: 09.01.2017 14:07

7 stycznia 1949 roku zginął Jan Rodowicz „Anoda”, legendarny uczestnik akcji pod Arsenałem, w trakcie której z rąk Gestapo odbito Jana Bytnara „Rudego”.
Był: inteligentny, wszechstronnie uzdolniony, odważny i o nienagannych manierach. Jeśli do tego dodać walory zewnętrze (szczupły, wysoki przystojny blondyn), trudno się dziwić, że kobiety za nim szalały. Kolegów ujmował żywiołowością i humorem.
„Dobrze, że ta wojna się kończy. Nareszcie zabierzemy się do uczciwej roboty, bo czasem łatwiej walczyć niż normalnie pracować i żyć” - mówił w 1945 roku towarzyszom broni.

Bohater podziemnego harcerstwa

Pochodził z dobrej, patriotycznej rodziny. Był synem Kazimierza Rodowicza, profesora Politechniki Warszawskiej, i Zofii Bortnowskiej, siostry generała Władysława Bortnowskiego.
Przez całe życie związany był z harcerstwem. Do 23 Warszawskiej Drużyny Harcerskiej im. Bolesława Chrobrego przystąpił jeszcze w szkole podstawowej. To tu poznał swoich przyszłych towarzyszy walki: Tadeusza Zawadzkiego, Aleksego Dawidowskiego i Jana Bytnara.

Obraz
© Wikimedia Commons CC0

Po wybuchu wojny znalazł się z nimi w konspiracyjnym ZHP – Szarych Szeregach. Dał tu się poznać jako odważny uczestnik szeregu akcji bojowych. Poza akcją pod Arsenałem, Rodowicz uczestniczył m.in. w: opanowaniu wagonu przewożącego więźniów z obozu koncentracyjnego na Majdanku do Auschwitz, zajęciu magazynów fabryki broni na Pradze, ataku na posterunek Grenzschutzu w Sieczychach, ataku na posterunek żandarmerii niemieckiej na szosie powsińskiej, wysadzeniu przepustu kolejowego pod Rogoźnem oraz ostrzelaniu i obrzuceniu granatami niemieckich pojazdów wojskowych na szosie Warszawa-Góra Kalwaria. „Anoda” wziął także udział w powstaniu warszawskim. Za bohaterstwo otrzymał Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari V klasy.

W trakcie walk został ciężko ranny – w lewe ramię i łopatkę. W nocy z 17 na 18 września 1944 roku ewakuowano go na Pragę. Wkrótce potem trafił do szpitala w Otwocku.

Po kilkumiesięcznym leczeniu i rekonwalescencji udał się do rodziny w Milanówku. Był początek roku 1945. Jan Rodowicz zaangażował się w działalność antykomunistyczną. Prowadził akcje propagandowe oraz wywiadowcze – rozpoznając urzędy bezpieczeństwa publicznego oraz więzienia, w których więzieni byli żołnierze podziemia.

Chciał normalnie żyć

We wrześniu 1945 r. po apelu płk. Mazurkiewicza ujawnił się przed Komisją Likwidacyjną AK Okręgu Centralnego, z którą później przez pewien czas współpracował. W tym okresie zajmował się spisywaniem list poległych i zaginionych żołnierzy Batalionu "Zośka" i współtworzył "Archiwum Baonu Zośka". Rozpoczął również studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Warszawskiej, a w 1947 roku przeniósł się na Wydział Architektury.

Na studiach, podobnie jak wcześniej w podziemiu, był duszą towarzystwa. Rekompensował sobie czas okupacyjnej ascezy. Na jego ostatnie imieniny, w 1948 roku, przyszło ponad siedemdziesięciu gości.

„Układali plany, snuli marzenia, nareszcie tańczyli [w trakcie wojny „Anoda” ślubował, że zatańczy dopiero po jej zakończeniu]. Myślałam, że jednak jestem bardzo szczęśliwą matką – los ocalił dla mnie chociaż jedno dziecko, a przecież spotykałam matki, którym poginęli wszyscy – wspominała Zofia Rodowicz, matka „Anody”.

Trafił do katowni w samą Wigilię

Krótko jej jednak dane było cieszyć się z ocalałego dziecka. Jeszcze tego samego roku Jan Rodowicz został zatrzymany przez funkcjonariuszy UB. Aresztowano go w samą Wigilię, 24 grudnia. Pani Zofia zdążyła jeszcze tylko wsunąć mu do kieszeni opłatek. Już nigdy nie zobaczyła syna żywego.

Obraz
© Wikimedia Commons CC0

„Anoda” został poddany brutalnemu śledztwu. Przez prawie dwa tygodnie katowano go w warszawskiej siedzibie UB przy ulicy Koszykowej. Zginął tu 7 stycznia 1949 roku. Oficjalnie – popełnił samobójstwo, skacząc z okna. Nieoficjalnie – został niego wypchnięty przez funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki.
Zwłoki "Anody" ubecy przywieźli do Szpitala Przemienienia Pańskiego w Warszawie. Powiedzieli lekarzom, że wyskoczył z okna.Trumna była zabita gwoździami, zakazano jej otwierania. Ale oczywiście pracownicy Zakładu Medycyny Sądowej nie posłuchali. Mało tego. W nocy profesor Wiktor Grzywo-Dąbrowski przeprowadził sekcję zwłok. Znaleziono ciężkie wielokrotne złamania, inaczej mówiąc - pogruchotane były wszystkie niemal kości. Towarzyszyło temu rozerwanie i zmiażdżenie prawie wszystkich trzewi jamy brzusznej i klatki piersiowej oraz rozległe urazowe wylewy krwawe w powłokach, jamach ciała, mięśniach. Wszystko dowodziło, że powstały za życia. Nie znaleziono natomiast jakiejkolwiek rany postrzałowej. Wyjątkowa ciężkość i rozległość obrażeń wykluczały możliwość powstania ich przy upadku z okna. Możliwe było tylko ciężkie pobicie "Anody". Takie obrażenia mogły powstać na przykład przez wskakiwanie na "Anodę" całym ciężarem ciała sprawców, którzy, być może, nosili wojskowe buty.

O śmierci Jana Rodowicza rodzina bohatera została powiadomiona dopiero 1 marca. Najbliżsi, dzięki grabarzowi, dowiedzieli się o miejscu spoczynku „Anody” (został pochowany jako NN). 16 marca 1949 roku ciało „Anody” spoczęło w rodzinnym grobie na Starych Powązkach. Symboliczny grób Jana Rodowicza znajduje się też w kwaterze na Łączce.

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (59)