Antykoncepcja w Raju
Jeszcze sto lat temu ludzie wierzyli, że jedną z najpewniejszych metod zapobieżenia nieplanowanej ciąży jest unikanie bocianów. Potem świat poszedł naprzód i 11 maja 1960 roku wprowadzono na rynek pigułkę antykoncepcyjną.
Ta rewolucyjna data przeszła jednak bez echa w kręgach kościelnych, a raczej rozeszła się odbitym echem potępienia głoszonego niezmiennie od 49 lat z ambon kościołów na całym świecie.
Dlaczego Watykan nie potrafi zaakceptować środków przeciwko poczęciu oraz dobrodziejstw, jakie z nich wynikają? Tą kwestią zajmiemy się nieco później. Najpierw jednak musimy wspomnieć skąd to zamieszanie wokół antykoncepcji oraz do czego ono prowadzi. Nie sposób bowiem zbagatelizować konsekwencji polityki kościelnej.
Historia odkrycia pigułki antykoncepcyjnej bierze się z bezsilności i wrażliwości na los ubogich kobiet, które praktycznie przez cały czas były w ciąży lub rodziły dzieci, nie będąc w stanie ich wyżywić. Rady, jakich im udzielano w centrach planowania rodziny, nie okazywały się zbyt pomocne. Wówczas, ze współpracy trzech ludzi, którym los tych kobiet nie był obojętny: pielęgniarki Margaret Sanger, bogatej arystokratki Katherine Dexter Mac Cormick oraz embriologa i endokrynologa Gregory Goodwin Pincusa, powstał „idealny środek antykoncepcyjny”. Idealny, bo naśladujący naturę oraz wywołujący tymczasową niepłodność u kobiety w podobny sposób, jak to się dzieje podczas ciąży.
Oficjalne stanowisko Kościoła w kwestii antykoncepcji streszcza encyklika „Humanae vitae” Pawła VI z 1968 roku, w której potępia stosowanie jakichkolwiek środków utrudniających poczęcie oraz aborcji, ponieważ „każdy akt małżeński musi być otwarty na przekazywanie życia”. Tym samym kontakty pozamałżeńskie, homoseksualne, a nawet masturbację uznano za ciężki grzech. Jan Paweł II oraz Bendedykt XVI pozostali wierni głównym założeniom encykliki z 1968, mimo, a przede wszystkim wbrew przemianom, które dokonały się od tamtego czasu, m.in. rewolucji seksualnej, ruchu na rzecz praw gejów i lesbijek oraz zapłodnienia in vitro.
Nie dziwi oczywiście stanowisko Watykanu, które podkreśla wartość każdego poczętego życia, dziwi jednak to, że niekiedy czyni to jego kosztem. Za pontyfikatu Jana Pawła II miliony ludzi w Afryce padło ofiarą eksplozji epidemii AIDS. W latach 1997-2002 śmiertelność ludzi na Czarnym Kontynencie wzrosła o 75 %, głównie z powodu wirusa HIV. Powodem rozprzestrzeniania się tej zabójczej choroby jest przede wszystkim prostytucja oraz przypadkowe i częste stosunki płciowe.
Być może miałaby jednak mniejszy zasięg, gdyby nie propaganda Kościoła szerzącego informację o tym, jakoby wirus HIV był 450 razy mniejszy od plemnika, dlatego też z łatwością przedostaje się przez otwory w prezerwatywie. Mimo iż Światowa Organizacja Zdrowia określiła poglądy głoszone przez rzecznika biura Watykanu Alfonso Lopez Trujillo jako mylne i niebezpieczne, kłamstwa te nadal głoszono z ambon kościołów w małych afrykańskich wioskach, w których prości niepiśmienni ludzie nie mieli dostępu do innego źródła informacji.
Zamiast antykoncepcji, której stosowanie uznano za niezgodne z wartościami chrześcijańskimi, Watykan proponował abstynencję. Trudno uważać to rozwiązanie problemu za idealne na kontynencie, gdzie ogromna ilość kobiet i dzieci codziennie pada ofiarą przemocy seksualnej. Nie należy wykluczać także różnic kulturowych w podejściu do seksu. W Afryce żyje około 100 milionów katolików. Kościół skazywał więc swoich wiernych albo na wieczne potępienie za utrzymywanie stosunków zamkniętych „na przekazywanie życia”, albo na długą i bolesną śmierć, jeśli zachowają naukę papieża.
Dlaczego zatem stanowisko Kościoła jest nieugięte, mimo gwałtownych zmian obyczajowych, coraz mniejszej frekwencji na mszach oraz narastającej krytyki dotyczącej polityki wobec kwestii poczęcia? Z jednej strony wpływa na to strach przed rozluźnieniem moralnym oraz dominacją wartości hedonistycznych, z drugiej natomiast strony obawa przed utratą autorytetu. Jeśli jednak stanowisko Watykanu nie nagnie się do wymogów współczesnego życia i nie złagodzi swojego radykalnego osądu na temat antykoncepcji, musi się liczyć z utratą kontaktu i możliwości dialogu z wiernymi.