Artyści kupieni przez dyktatorów
03.04.2014 | aktual.: 27.12.2016 15:08
Wygadują brednie za pieniądze tyranów
Nie tylko nie wstydzą się tych znajomości, ale publicznie się nimi obnoszą. Śpiewają dla najbardziej krwawych przywódców i obściskują się z tyranami mordującymi przeciwników politycznych, czy gwałcąc prawo międzynarodowe, atakującymi suwerenne państwa.
Gwiazdy bez skrupułów przyjmują zaproszenia na imprezy organizowane przez dyktatorów, którzy obsypują celebrytów milionami dolarów, choć obywatele ich państw głodują. Kto dał się kupić?
Niegrzeczny przyjaciel Kima
Kariera Dennisa Rodmana jest naznaczona skandalami i kontrowersjami. Kilka tygodni temu nieco zapomniana była gwiazda NBA znów "zabłysnęła". Koszykarz po raz kolejny odwiedził najbardziej totalitarne państwo świata, czyli Koreę Północną. U boku jego przywódcy - Kim Dzong Una pozował przed kamerami. Podczas poprzedniej wizyty wraz z koreańskim przywódcą obejrzał mecz z udziałem amerykańskiej drużyny Harlem Globetrotters.
Dyktator obściskiwał się z gwiazdorem, który nazwał go "przyjacielem na całe życie". Później ugościł sportowca wystawnym obiadem z 10 dań - niezwykłym zjawiskiem w kraju, w którym większość mieszkańców znajduje się na skraju śmierci głodowej.
Rodman był zachwycony dyktatorem. "Tak jak jego dziadek (Kim Ir Sen) i ojciec (Kim Dzong Il), którzy byli wielkimi przywódcami, jest wspaniałym dzieciakiem. Jego kraj i jego obywatele bardzo go kochają" - stwierdził w jednym z wywiadów.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że Rodman nie do końca zdawał sobie sprawę z realiów kraju, który odwiedził. Być może nie wiedział nawet, gdzie trafił, co potwierdzałby jego wpis na Twitterze: "Skoro tu jestem, to może trafię na tego gościa od Gangnam Style" - mówił rok temu podczas, swojej pierwszej wizyty w kraju nazywanym "największym łagrem świata". Autor przeboju mieszka w Korei... Południowej.
Tak się bawi Depardieu
W zeszłym roku wybitny aktor Gerard Depardieu wywołał szok wśród rodaków, gdy oddał paszport francuski i przyjął obywatelstwo rosyjskie. Jednak był to dopiero początek serii "politycznych wyczynów" gwiazdora.
Najbardziej kontrowersyjnym okazała się jego wizyta w Czeczenii i balanga z jej przywódcą Ramzanem Kadyrowem. Prezydent kaukaskiego kraju to brutalny autokrata, posądzany o zlecanie porwań, tortur i morderstw przeciwników. Depardieu nie przejął się tymi opiniami. Wyśmienicie bawił się z Kadyrowem.
Razem odtańczyli narodowy kaukaski taniec, lezginkę. Nie zabrakło toastów. "Jestem pewny, że w Groznem żyją szczęśliwi ludzie" - stwierdził w jednym z wywiadów aktor, który postanowił nakręcić w Czeczenii kolejny film, zatytułowany "Serce ojca". Depardieu otwarcie wspiera także Władimira Putina.
Jean-Claude Van Damme i góry Czeczenii
Depardieu nie jest pierwszym gwiazdorem zwabionym przez przywódcę Czeczenii Ramzana Kadyrowa. Trzy lata temu wiele dyskusji wywołała wielka impreza z okazji 35. urodzin dyktatora, którą zaszczycili obecnością: Hilary Swank, Jean-Claude Van Damme i Vanessa Mae.
Najbardziej krytykowano pierwszą z tych gwiazd. Dwukrotna laureatka Oscara jeszcze kilka dni przed balem zaprzeczała, że wybiera się do Czeczenii. Jednak pojawiła się na czerwonym dywanie u boku Kadyrowa. "Poczułam ducha tego narodu i zobaczyłam tyle szczęścia wokół siebie" - mówiła do jubilata.
Po powrocie do Stanów Zjednoczonych nie było już tak słodko. "Powinnam się wstydzić. Rzecz w tym, że powinnam wiedzieć, gdzie się udaję i zrobić lepsze rozeznanie" - przyznała aktorka w programie Jaya Leno. "Głęboko żałuję udziału w tym wieczorze" - oświadczyła w komentarzu przesłanym amerykańskiej agencji Associated Press.
Koncerty dla Kaddafiego
Celebrytów uwielbiał również przywódca Libii Muammar Kaddafi, który trzy lata temu został zabity podczas powstania skierowanego przeciwko jego wieloletnim, dyktatorskim rządom.
Gdy w Libii wybuchła rebelia, wiele gwiazd zaczęło przyznawać się do udziału w prywatnych imprezach organizowanych przez tyrana. Stawki za wykonanie kilku utworów dla Kaddafiego i jego świty zaczynały się od miliona dolarów. Tyle zainkasowali m.in. Beyoncé, Mariah Carey, 50 Cent czy Nelly Furtado.
Po fali krytyki w mediach gwiazdy musiały się mocno tłumaczyć. "Czuję się okropnie, wstyd mi, że wzięłam udział w tym bałaganie. Jest to lekcja, z której powinni czerpać wszyscy artyści. Powinniśmy być bardziej świadomi i odpowiedzialni, niezależnie od tego, kto płaci za występ" - stwierdziła Mariah Carey.
Rzecznik 50 Centa napisał w oświadczeniu: "W obliczu wydarzeń w Libii, 50 Cent dokona przelewu na konto fundacji UNICEF, która pomaga ludziom na całym świecie i dba o to, by niczego nie brakowało tysiącom kobiet i dzieci". Beyoncé również zapewniła, że przekazała swoją gażę za występ w koncercie na pomoc ofiarom trzęsienia ziemi na Haiti.
Nie taki nagi instynkt
Wyrzutów sumienia nie miał natomiast Sting, który trzy lata temu pojechał do Taszkientu na zaproszenie Gulnary Karimowej - córki Isloma Karimowa, prezydenta Uzbekistanu, oskarżanego o torturowanie i zlecanie morderstw przeciwników politycznych.
Piosenkarz otrzymał za koncert dwa miliony funtów, co także wywołało falę krytyki, ponieważ Uzbekistan jest jednym z najbiedniejszych krajów świata. Początkowo Sting przekonywał, że impreza była finansowana przez UNICEF, ale organizacja zaprzeczyła tym rewelacjom. Przyciśnięty do muru przez dziennikarzy gwiazdor stwierdził: "Znam reputację prezydenta Uzbekistanu oraz jego działania w zakresie praw człowieka czy środowiska, ale postanowiłem zagrać koncert. Bojkoty kulturalne przynoszą więcej szkody niż pożytku".
W Uzbekistanie wystąpił także włoski piosenkarz Eros Ramazzotti. W odpowiedzi na krytykę gwiazdor napisał list, w którym opisywał koncert: "Nie wiem, kto to był, ale wiem, że słuchali kogoś mówiącego o miłości, wolności, dzieciach, uczuciach, pragnieniu wyjścia z marginalizacji. Według mnie taka jest rola artystów: zanosić swoją muzykę wszędzie, nie zgadzając się na kompromisy czy cenzurę". Znajomości z Karimową nie wstydzi się też Sharon Stone.
Krwawe diamenty Naomi
Z kontaktów z dyktatorem musiała się również tłumaczyć Naomi Campbell. Nie przed dziennikarzami, ale... Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości w Hadze (na zdj. przesłuchanie przed MTS), który oskarżył o zbrodnie wojenne byłego przywódcę Liberii Charlesa Taylora. Dyktator mający na sumieniu blisko pół miliona ofiar podarował supermodelce woreczek z diamentami.
Podczas procesu Campbell przekonywała, że nie spodziewała się cennego podarunku. Inną wersję wydarzeń przedstawiła jednak była agentka supermodelki. Jej zdaniem Naomi flirtowała podczas przyjęcia z Taylorem, a on obiecał jej upominek. "Po imprezie podekscytowana czekała na diamenty, ale była rozczarowana, bo nie błyszczały" - opowiadała Carole White. Również obecna na imprezie aktorka Mia Farrow zeznała, że Naomi chwaliła się prezentem od przywódcy Liberii.
Rafał Natorski /PFi, facet.wp.pl