Bad Day LA
Nie ma tak, żeby w życiu zawsze działo się dobrze. Raz na wozie, raz pod wozem – jak to się mówi – normalka. Ale życie to nie gra, a w grze można wszystko. Chyba dlatego autorzy Bad Day L.A. zabawili się kosztem głównego bohatera i w jeden dzionek zaserwowali mu szereg katastrof, w których biedak, chcąc nie chcąc, musi wziąć udział.
„Biedak” w tym wypadku dosłownie i w przenośni, ponieważ delikwent ów nie jest raczej typem pomnażającego swe dobra, powtarzającego: „Boże błogosław Amerykę” Jankesa. Wierzcie mi, od tego wizerunku dzielą go lata świetlne. Nasza postać to nikt inny jak czarnoskóry żulik, bezdomny imieniem Anthony, który od życia nie wymaga wiele prócz możliwości zaspokojenia ludzkich podstawowych potrzeb. I właśnie próbując ulżyć swemu pęcherzowi pośród zgiełku ruchliwej metropolii, rozpoczyna zmagania z serią nawiedzających spanikowane Los Angeles klęsk.
[
]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/11219/bad_day-1-b.jpeg',800,600) )
W Bad Day L.A. chodzi o jedno - wydostać się z tarapatów, będąc, że tak powiem, w oku cyklonu niesprzyjających wydarzeń. Oczywiście podczas ucieczki zbieramy przedmioty lub broń. Próbujemy chaotycznie usunąć skutki tragicznych zajść i stawiać opór nadciągającym plagom. A z misji na misję jest w czym wybierać. Przyjdzie nam zmierzyć się z tsunami, gradem meteorów, chmurą chemikaliów, trzęsieniem ziemi, terrorystami, snajperami oraz krwiożerczymi szczurami i zombie. Nie będziemy jednak sami, ponieważ Anthony podczas ucieczki z przeklętego L.A. spotka wiele „rozrywkowych” postaci. Wśród nich zobaczymy wiecznie krzyczącego Sierżanta, głupią nastoletnią Beverly, nieustannie wymiotującego (chyba z nadmiaru stresu?!?) chłopca - Sick Kida oraz Juana, biegającego z piłą łańcuchową niczym gość z „Teksańskiej masakry”. A my z czym biegamy? Oczywiście z bronią palną, ale także z kluczem do kół, opatrunkami i gaśnicą. Ta ostatnia jest chyba najbardziej przydatna. To nią przywracamy zombikom ludzką postać, ale także
ratujemy płonące ofiary makabrycznego dnia. Jak widać, cały nasz oręż można wykorzystać dwojako - do niesienia pomocy cywilom i wybawiania ich z opresji lub skracając im męczarnie i strzelając do nich jak do kaczek. Pamiętajmy jednak, że w tym drugim przypadku dostajemy punkty negatywne tzw. smutne buźki, które demonizują nasz charakter i powodują, że napotkani przechodnie zaczynają nas częściej atakować. Na pierwszy rzut oka Bad Day L.A. kojarzy się z GTA (widok TPP, misje główne i czasem poboczne). Jednakże po dłuższym kontakcie z grą nie sposób nie dostrzec różnicy. Teren, na jakim wykonujemy misje okazuje się być terenem zamkniętym, a nasz bohater idzie po nitce do kłębka po drodze ustalonej przez autorów programu. Ciągle przemy do przodu, dobijając lub ratując spanikowanych ludków, co po kilkunastu minutach zabawy może się znudzić. Nie pomaga nawet opcja przełączania się miedzy towarzyszącymi Anthony’emu przyjaciółmi, ponieważ nijak to nie wpływa na rozgrywkę. Do tego całość obszarów przemierzamy
na piechotę, nie mogąc skorzystać z jakichkolwiek pojazdów. Jedynymi momentami, kiedy to siedzimy w środkach transportu (widok FPP), są chwile, gdy wehikułami kieruje komputer, a my w roli egzekutora rozprawiamy się z nacierającymi przeciwnikami za pomocą karabinów zamontowanych w wieżyczce lub na tyle pojazdu.
Grafika jaka jest – każdy widzi. Zabawna, komiksowa. Fajnie wyrysowane kształty budynków, drzew i postaci. Bardzo oryginalne, mimo wszystko „ciepłe” tekstury, sprawiające wrażenie wejścia w świat trochę nierealny lub interaktywny-papierowy komiks z prawdziwego zdarzenia. Cut-scenki zrobione są na silniku gry i nie odbiegają zbytnio od całości. Dla osób wrażliwych: dużo w nich krwi, przemocy i przekleństw – tak jak i w całym programie. Aleee… któż by się tym przejmował? Nikt – kto zrozumie istotę tej szalonej pozycji w pełnej jej krasie. Otóż całość fabuły sformułowana jest jako jeden wielki żart z amerykańskiego, nadmuchanego ego oraz całego stylu niby luźnego życia w miodem płynącej krainie USA. Autorzy bezpardonowo wyśmiewają się z ewentualnych zagrożeń, którymi na co dzień, oglądając wiadomości, karmieni są mieszkańcy nowego kontynentu. Sumując je wszystkie w jednym dniu pokazują, że natury oszukać się nie da, a i superman nie zawsze musi być tym jedynym wybawcą spanikowanego ludu.
[
]( javascript:otworz('http://i.wp.pl/a/f/jpeg/11219/bad_day-2-b.jpeg',800,600) )
Bad Day L.A. to duża dawka specyficznego – przyznam – humoru, przypominającego mi „Happy Tree Friends”. Jest trochę dziwna i intrygująca. Ale posiada swój własny klimat i powiem krótko – ma jaja. Dawno się tak nie śmiałem, ale i dawno tak szybko nie zacząłem się nudzić. Grywalność tytułu, jak dla mnie - na krótką metę, za to dowcipy pamiętam do dziś. Pozycja na przerwę między poważnymi i oczekiwanymi produkcjami. Na taki luźny, leniwy amerykański wieczór.
Autro: Piotr "Piterix" Mikiciuk
*Więcej w serwisie GRY.WP.PLWięcej w serwisie GRY.WP.PL*