Barmańskie sztuczki - na to uważaj w pubie
Historie o rozcieńczaniu piwa w pubach możecie schować między bajki. Każda rozlewnia ma w beczkach inny rodzaj zaworu, a do złocistego trunku nie da się już nic więcej dolać. Mimo to barmani mają swoje sposoby, żeby nas oszukać i zarobić parę groszy na boku. Co więcej, bardzo niechętnie o nich mówią i podkreślają, że sami nigdy ich nie stosują. Pozostaje nam wierzyć w ich uczciwość, ale przecież... nie zaszkodzi czasem spojrzeć im na ręce.
- Najlepiej jest zatrudnić zaufanego barmana, kogoś kogo znasz. Dużo lepiej wyjdziesz na przeszkoleniu go niż na ewentualnych stratach, które poniesiesz, gdy trafisz na nieuczciwego pracownika - twierdzi Marek, właściciel jednego z pubów w Gdyni. - Wynoszą co się da, ale jako pracodawca nie masz prawa nikogo oskarżyć, jeśli nie złapiesz go na gorącym uczynku. Przecież "szkło się potłukło, a papier, podkładki, mydło zużyli ludzie". Tylko raz złapałem chłopaka, który przelewał markową whisky do plastikowych butelek, a do oryginalnego szkła wlewał jakiś tani odpowiednik. Kiedy sam się przyznał, że miał zamiar zabrać do domu wysokojakościowy alkohol, z miejsca stracił pracę.
Marek prowadzi własny pub od kilku lat, jednak wcześniej sam stał za barem. O swojej poprzedniej pracy mówi - Nauczyłem się tam kilku przydatnych trików, które wszędzie się praktykuje. Moim pracownikom także zalecam ich stosowanie. Nie uważam, żeby było można je było nazwać oszustwem. Korzystamy jedynie z niesprecyzowania zamówienia przez klienta. Po pierwsze, kiedy ktoś zamawia piwo i nie podkreśli, że chce małe, z zasady nalewa się duże. Było nie było, to zawsze te dwa, trzy czy czasem i cztery złote więcej. Po drugie, klient zamawiając wódkę z colą czy sokiem, niech się nie łudzi, że dostanie tę najtańszą - ona jest przeznaczona do klasycznych drinków.
- Jeśli ktoś, kto pracuje za barem ładnych kilka lat, mówi ci, że nigdy nikogo nie okantował, nie wierz mu. Każdego prędzej czy później kusi dodatkowy zarobek. Sposobów jest wiele, każdy z czasem ma jakieś własne - przyznaje Adrian, barman jednego z sopockich klubów nocnych. Najpowszechniejszą metodą jest oczywiście niedolewanie alkoholu. Pięć czy dziesięć mililitrów wódki mniej na każdym drinku, który szykuję, to w ciągu jednej nocy zarobek dla mnie około 15-20 zł na każdej butelce, którą rozleję.
Wszystko zależy od wielkości klubu w jakim pracujesz, twojego doświadczenia i towarzystwa jakie akurat się bawi. Najłatwiej jest oszukać obcokrajowców, często łapie się ich na to, że nie zapłacili za poprzednie zamówienie albo źle zrozumieli cenę - tłumaczy dalej. - Napiwki, o ile w ogóle są, to są śmiesznie małe, a każdy patrzy, żeby dorobić. Żeby zwiększyć swoje szanse na napiwek, zawsze staram się wydawać resztę w jak najdrobniejszych monetach.
Każdy barman, który dorabia na boku, musi wykazać się zdolnością obserwacji. Kiedy klient pije drinka przez słomkę, wlewa mu się alkohol na dno, a kiedy prosto ze szklanki, na górę. Wiadomo, do wypełnienia szklanki służy także lód, on jest największym przyjacielem barmana. Najłatwiej jest oszukać osoby, których stan wskazuje na bardzo duże spożycie alkoholu. Im najczęściej w ogóle już nie wlewa się "promili". Trzeba tylko wyczuć dobry moment, a w jedną noc może wpaść ekstra nawet kilkaset złotych.
Najbezpieczniej jest zamówić butelkowe piwo. Nikt nie wyczuwa wtedy w tobie gościa, który przyszedł się popisać przed kumplami. Kiedy zamawiasz wymyśle drinki, których wymówienie nazw sprawia ci trudność, miej świadomość, że jesteś potencjalną ofiarą nieuczciwego barmana - ostrzega Adrian.
Rzadko która knajpa decyduje się na sprzedaż wina. Ty lepiej też nie ryzykuj, bo nikt nie przykłada specjalnie uwagi do odpowiedniego przechowywania tego trunku. Najpewniej możesz się czuć, pijąc czyste alkohole. O ile żaden geniusz nie wpadł na dolanie wody do butelki - bo to też się może zdarzyć.
DM