Biathlon po rosyjsku
Rosjanie wszystko mają większe i lepsze. Zimę taką, że ludzie zamarzają w marszu. Miłość i wódkę tak mocną, że zwalają z nóg. No i prezydenta, co z gołą klatą jeździ na niedźwiedziu. Nic dziwnego, że sporty zimowe też wyglądają u nich nieco inaczej niż w innych krajach.
Taki na przykład biathlon. We wszystkich krajach Europy polega on na tym, że się jeździ na nartach po śniegu i czasem strzela. Ale nie w Rosji. W Rosji uprawia się tę dyscyplinę przy pomocy... czołgów.
Za naszą wschodnią granicą, a konkretnie na podmoskiewskim poligonie Alabino, właśnie rozpoczęły się pierwsze międzynarodowe zawody w czołgowym biathlonie. Zasady są podobne jak w oryginale - każdy pancerny zawodnik musi jak najszybciej przejechać dystans 20 km, w międzyczasie strzelając do celu. Oczywiście strzela się z karabinów maszynowych, działa i działek przeciwlotniczych. A cel jest ruchomy i pojawia się tylko na krótki czas.
Dotychczas w zawodach brały udział załogi z Rosji, Białorusi, Kazachstanu i Armenii. Ale podobno kraje NATO poczuły już sportowego ducha nowej dyscypliny i mają zamiar dołączyć do rozgrywki w 2014 roku. Start w czołgowym biathlonie zapowiedzieli Amerykanie, Niemcy oraz Włosi. Pierwsi - wiadomo: zawsze są skłonni do konfrontacji. Drudzy mogą w zawodach wykorzystać doświadczenia jeszcze z czasów blitzkriegu. Natomiast co do Włochów - no cóż: jeśli tylko ustawią czołg tyłem, powinni dać radę.
Ale tak na poważnie - skąd wziął się pomysł dziwnych zawodów? Inicjatorem nowej konkurencji było rosyjskie Ministerstwo Obrony. Najprościej rzecz ujmując szefowie sztabu doszli do wniosku, że tradycyjne manewry wieją nudą. I że mogłaby je ubarwić zdrowa, żołnierska rywalizacja. A udział w biathlonie pozwoli na podnoszenie umiejętności załóg - zarówno jeśli chodzi o refleks, jak i precyzję oraz umiejętność pracy w zespole.
Dodatkowo MON liczy, że zawody będą też dobrą promocją rosyjskiego sprzętu bojowego na rynku międzynarodowym.
No cóż, trzeba przyznać, że nowa rosyjska dyscyplina sprawia wrażenie dość widowiskowej. Co prawda nie zaryzykowalibyśmy kibicowania zawodnikom stojąc gdzieś przy trasie, ale już śledzenie pancernego biathlonu na ekranie telewizora wydaje nam się fajniejsze nawet od zaciętych pojedynków Justyny Kowalczyk i Marit Bjoergen.
Strach tylko pomyśleć co będzie, jeśli Rosjanie zaczną się przymierzać do organizacji innych podobnych dyscyplin. Albo nawet całej olimpiady. Kto wie, gdzie wówczas przebiegnie linia mety...
(menonwaves)/PFi, facet.wp.pl