HistoriaBogdan Walewski - niezwykła historia potrójnego szpiega

Bogdan Walewski - niezwykła historia potrójnego szpiega

Jeden z najdłużej działających agentów w historii PRL. Przez blisko ćwierć wieku ten zdolny dyplomata przekazywał informacje KGB, SB i... CIA. Wobec kogo był tak naprawdę lojalny? Na to pytanie prawdopodobnie nigdy nie poznamy odpowiedzi. Nie dowiemy się też, czy Bogdan Walewski wciąż żyje i gdzie mieszka.

Bogdan Walewski - niezwykła historia potrójnego szpiega
Źródło zdjęć: © PAP

07.11.2014 | aktual.: 08.11.2014 16:26

11 czerwca 1985 r. na słynnym "moście szpiegów" w Glienicke, łączącym Berlin Zachodni z przedmieściami NRD-owskiego Poczdamu, pojawiły dwa autobusy. W pojeździe jadącym z "kapitalistycznej strony" siedział m.in. as PRL-owskiego wywiadu - Marian Zacharski, aresztowany w Stanach Zjednoczonych za wykradnięcie tajnych dokumentów wojskowych wartych miliardy dolarów.

Amerykanie zgodzili się jednak wymienić Zacharskiego oraz trzech innych szpiegów wschodnioeuropejskich na 25 agentów więzionych w krajach komunistycznych. W drugim autobusie, który pojawił się na moście w Glienicke znajdował się m.in. Bogdan Walewski. Jeden z najbardziej utalentowanych polskich dyplomatów w 1982 roku został skazany na 25 lat więzienia za współpracę z CIA. Kontakty z Amerykanami nie przeszkadzały mu jednak w składaniu raportów także SB i KGB...

Spotkanie w Sajgonie

Już we wczesnej młodości wykazywał się dużą ambicją, pracowitością i dążeniem do sukcesu. W latach 50-tych można go było odnieść przede wszystkim w aparacie partyjnym, dlatego Bogdan Walewski w szkole średniej stał się aktywistą Związku Młodzieży Polskiej.

Dzięki swojemu zapałowi zasłużył na wyróżnienie, jakim były wówczas studia w moskiewskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych - kuźni sowieckich dyplomatów i przyszłych... szpiegów. Nic dziwnego, że utalentowany 21-latek został zwerbowany przez KGB. Przeszedł kompleksowe szkolenie, a w 1958 r. wyjechał do Wietnamu, gdzie objął stanowisko tłumacza w międzynarodowej komisji nadzoru i kontroli.

To była instytucja, która dawała ogromne możliwości nawiązania kontaktów z dyplomatami z różnych krajów. Walewski przez dwa lata prowadził intensywne życie towarzyskie, a w końcu otrzymał z Moskwy pierwsze poważne zadanie szpiegowskie - miał dać się zwerbować Amerykanom. Polak zaprzyjaźnił się z pewnym kanadyjskim pułkownikiem, który zorganizował Walewskiemu spotkanie w Sajgonie z etatowym pracownikiem CIA. Otrzymał propozycję współpracy i bez wahania podpisał zobowiązanie do przesyłania informacji amerykańskiemu wywiadowi. Dostał pseudonim Bob Walters.

Na trzech frontach

Na początku 1961 r. Walewski wrócił do Polski, jednak początkowo nie zdecydował się na nawiązanie kontaktu z CIA, a sprzęt dostarczony przez Amerykanów umieścił na strychu w domu matki. Rozpoczął pracę w jednym z departamentów Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Niedługo później otrzymał propozycję stypendium na Uniwersytecie Columbia. Oczywiście nieprzypadkowo - przed wyjazdem do Walewskiego zgłosili się pracownicy polskiego wywiadu, a dyplomata zgodził się przekazywać informacje o badaniach prowadzonych na słynnej uczelni. Otrzymał operacyjny pseudonim "Zenon".

Po przyjeździe do Stanów Zjednoczonych z Walewskim szybko skontaktował się także oficer prowadzący z CIA. Kolejne miesiące okazały się dla niego bardzo pracowite. Nie mógł nadążyć z realizacją kolejnych zleceń. Przygotowywał raporty dla rezydenta polskiego wywiadu przy ambasadzie, a także dla KGB i CIA. Często dotyczyły one tych samych zagadnień, na przykład działalności asystenta prof. Zbigniewa Brzezińskiego. Walewski starał się jak mógł, ale jego mocodawcy z różnych stron świata nie byli zadowoleni - raporty przychodziły zbyt późno i były mało konkretne.

Janczar w Nowym Jorku

W 1963 r. szpieg wrócił do Polski i objął stanowisko starszego radcy w MSZ. Otrzymał dostęp do wielu tajnych dokumentów, a także służył jako tłumacz w czasie wizyty prominentnych gości z zagranicy. Relacje przekazywał CIA, za pośrednictwem punktów kontaktowych zlokalizowanych w różnych zakątkach Warszawy. Rok później znów wyjechał do USA, gdzie pracował w przedstawicielstwie PRL przy ONZ w Nowym Jorku. Z tej okazji otrzymał nowy pseudonim od przełożonych z SB - Janczar. Polskiemu wywiadowi i KGB przekazywał raporty m.in. o systemie szkolenia amerykańskich służb zagranicznych. Za każdy z nich otrzymywał 40 dolarów. Znacznie hojniejsi byli jednak Amerykanie, płacący 200 dolarów np. za charakterystyki dyplomatów z bloku sowieckiego. Niekiedy CIA zlecało Walewskiemu zadania specjalne: pobranie próbki czcionek maszyn do pisania w polskim przedstawicielstwie czy wyniesienie szklanki z odciskami palców pewnego dygnitarza. Długotrwała działalność szpiegowska, w dodatku prowadzona na kilku frontach, wyniszczała
psychikę Walewskiego, który zaczął nadużywać alkoholu. W końcu poprosił o zgodę na powrót do Polski.

Mercedes w prezencie

Przed wyjazdem do kraju Walewski spotkał się z agentami CIA i przeszedł rutynowe badanie na wykrywaczu kłamstw. Wyszło wówczas na jaw, że jako "Janczar" współpracuje z polskim wywiadem. Mimo to Amerykanie nie wyciągnęli żadnych konsekwencji. Otrzymał nawet premię - 4 tys. dolarów i nowego mercedesa. Miał też informować CIA o zadaniach otrzymywanych przez SB. W latach 1974-77 Walewski był wicedyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W tym czasie przynajmniej 2-3 razy w roku wyjeżdżał do Wiednia na przegląd techniczny mercedesa, co oczywiście było tylko przykrywką do spotkań z oficerem prowadzącym z CIA. Wiosną 1977 r. został mianowany I sekretarzem ambasady polskiej w Moskwie. Przez jego ręce przechodziły setki cennych dokumentów, które niedługo później trafiały do Amerykanów. Jednak z czasem meldunki Walewskiego były coraz bardziej ogólnikowe, a on sam zaczął unikać kontaktów z CIA. Informacje o "wtyczce" wśród dyplomatów trafiły też do polskiego kontrwywiadu. Walewski szybko znalazł się na
liście podejrzanych.

Szpieg przed sądem

Wiosną 1980 r. Walewski wrócił do Polski, by objąć prestiżowe stanowisko naczelnika w departamencie konsularnym MSZ. Była to pułapka zastawiona przez kontrwywiad, który chciał awansem uśpić czujność szpiega, a dostęp do tajnych dokumentów miał sprowokować go do działania. Podstęp się udał. W 1981 r. Walewski, który borykał się z poważnymi problemami finansowymi, postanowił trochę dorobić i sfotografować dla Amerykanów cenne biuletyny MSZ. Został złapany na gorącym uczynku. - Przyznał się do szpiegostwa na pierwszym przesłuchaniu, brakowało okoliczności łagodzących... Trzeba się było skupić na tym, aby nie został skazany na karę śmierci i tego właśnie dotyczyła moja mowa obrończa, trwająca... dwie godziny. Ostatecznie jednak został skazany na 25 lat. Pamiętam jego strach i tę ulgę po ogłoszeniu wyroku - wspominał w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Maciej Dubois, obrońca Walewskiego. Wyrok zapadł w 1982 r., a już trzy lata później szpieg został wymieniony na Zacharskiego. Dalsze losy Bogdana Walewskiego nie są
znane, najprawdopodobniej osiadł w USA pod zmienionym nazwiskiem.

Rafał Natorski /PFi, facet.wp.pl

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (63)