Bolesław Wieniawa-Długoszowski - niesamowity adiutant Piłsudskiego
30.08.2013 | aktual.: 27.12.2016 15:21
Charyzma Wieniawy-Długoszowskiego, który na dodatek znał osiem języków obcych sprawiła, że dowódcy zaczęli mu powierzać sekretne misje
"Dzwoniąc szablą od progu idzie piękny Bolek, ulubieniec Cezara i bożyszcze Polek" - pisał o nim Antoni Słonimski. "Piękny Bolek", czyli generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski to bez wątpienia jedna z najbarwniejszych postaci II Rzeczpospolitej.
Odważny żołnierz, utalentowany dyplomata, przyjaciel artystów, a przede wszystkim człowiek o niezwykłej fantazji i uroku. Jego skłonność do alkoholu oraz kobiet obrosła już legendami, jednak nie powinny one przysłonić zasług, jakie oddał Polsce adiutant marszałka Piłsudskiego.
Jest poranek, 1 lipca 1942 roku. Właścicielka nowojorskiej kamienicy przy Riverside Drive 3 spotyka na schodach Polaka, wynajmującego lokal, w którym mieszka z żoną i córką. Ubrany w piżamę mężczyzna ma świetny humor. Wyjaśnia, że idzie na taras zaczerpnąć świeżego powietrza, a później planuje długą kąpiel.
Kilka minut później dostrzega go taksówkarz czekający na klienta po drugiej stronie ulicy. Z przerażeniem obserwuje, jak mężczyzna klęka na gzymsie tarasu, wykonuje znak krzyża, przechyla się i spada z piątego piętra na chodnik. Przesłuchującym go policjantom, taksówkarz powie później: "On nie skoczył. On po prostu spadł. Tak jakby nie żył już tam, na górze". Mężczyzna umiera w karetce pędzącej do szpitala. W raporcie koroner zapisuje, że śmierć nastąpiła na skutek nieszczęśliwego wypadku.
W tak tragiczny sposób życie skończył "pierwszy ułan Rzeczpospolitej" - generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, który w jednym ze swoich wierszy napisał: "Lecz gdyby mi kazały wyroki ponure/ Na ziemi się meldować, by drugi raz żyć/ Chciałbym starą z mundurem wdziać na siebie skórę/ Po dawnemu wojować, kochać się i pić".
Medycyna nie była mu pisana...
Urodził się w 1881 roku we wsi Maksymówka na Kresach, później z rodziną przeniósł się do majątku Bobowa na Sądecczyźnie. Po ukończeniu studiów medycznych we Lwowie, Bolesław Długoszowski wyjechał do Paryża, gdzie jednak porzucił praktykę lekarską i wszedł w świat paryskiej bohemy artystycznej.
W 1911 r. poznał Józefa Piłsudskiego i to spotkanie miało zdeterminować całe jego późniejsze życie. Wstąpił do Związku Strzeleckiego, a w 1914 r. rozpoczął szkolenie wojskowe w Krakowie. Tuż przed wybuchem I wojny światowej Długoszowski trafił w szeregi I Kompanii Kadrowej. Wówczas przyjął pseudonim Wieniawa.
W piechocie nie służył zbyt długo, ponieważ został przeniesiony do słynnego oddziału kawalerii Władysława Beliny-Prażmowskiego, w którym zaczęła się rodzić legenda "pierwszego ułana Rzeczpospolitej". Długoszowski szybko awansował do stopnia porucznika, a na jego piersi zawisł Krzyż Virtutti Militari. "Wyśmienity bojowy oficer, lubiany ogólnie. Ułani z uciechą na najtrudniejsze akcje z nim szli" - opisywał Janusz Głuchowski, oficer 1. Pułku Ułanów Legionów Polskich.
Twarz rzadko używana
Charyzma Wieniawy-Długoszowskiego, który na dodatek znał osiem języków obcych sprawiła, że dowódcy zaczęli mu powierzać sekretne misje. Podczas jednej z nich został zatrzymany w Moskwie przez bolszewickie służby i osadzony w więzieniu na Łubiance. Opuścił je dzięki interwencji Bronisławy Berenson, której mąż był w czasach carskich adwokatem Feliksa Dzierżyńskiego. Niedługo później Berenson rozwiodła się i wyszła za mąż za... Wieniawę.
Po powrocie do Polski Długoszowski od razu trafił do grona bliskich współpracowników Józefa Piłsudskiego. Brał udział w przygotowaniach planu operacji wileńskiej w 1919 roku, wyprawy kijowskiej w 1920 oraz bitwy warszawskiej.
W 1926 r. Wieniawa-Długoszowski aktywnie uczestniczył w zamachu majowym. Po przewrocie pełnił ważne funkcje wojskowe, m.in. w Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. W latach 1932-1938 był dowódcą 2. Dywizji Kawalerii.
Piłsudski wykorzystywał go w delikatnych misjach politycznych. Marszałek miał powiedzieć kiedyś: "Wy, Wieniawa macie twarz rzadko w wojsku używaną. Z taką twarzą powinniście zostać kardynałem, aktorem lub dyplomatą". W latach 1921-22 Długoszowski sprawował stanowisko attache wojskowego w Rumunii, a w 1933 r. wyjechał do Paryża, by w imieniu Piłsudskiego namawiać Francję do prewencyjnego uderzenia na hitlerowskie Niemcy.
W 1931 r. awansowano go do stopnia generała brygady. Uczcił to wizytówką o treści: "Gen. Bolesław Wieniawa Długoszowski, były pułkownik".
Na koniu do Adrii?
"Był to człowiek o głębokiej inteligencji, głębokiej kulturze i prawdziwie rycerskim poczuciu honoru. Jego wartości wewnętrzne ginęły jednak w cieniu nieobliczalnych odruchów i szerokiej, ale bardzo swoistej popularności, jaką zdobył sobie nieporównywalnym rozmachem w kawaleryjskim trybie życia" - pisał o Wieniawie Władysław Pobóg-Malinowski, oficer i autor prac historycznych.
Jednak to tryb życia Długoszowskiego zbudował jego legendę. Pasją zabójczo przystojnego ułana było uwodzenie i romansowanie. "Nie ubliżysz swojej cnocie, gdy się oddasz patriocie" - ten wierszyk swojego autorstwa uwielbiał cytować w czasie spotkań z kobietami, a było ich wokół Wieniawy zawsze mnóstwo.
Kawalerzysta należał do stałych bywalców modnych warszawskich lokali: Adrii i Ziemiańskiej. Do pierwszej z nich miał kiedyś wjechać na koniu, ale okazało się to tylko "miejską legendą".
Prawdziwa była natomiast inna anegdota. Pewnej nocy Wieniawa wracał z imprezy w knajpie "U Grubego Joska" na ulicy Gnojnej trzema dorożkami: pierwszą jechał sam, druga wiozła jego szablę, a trzecia - rękawiczki.
"Męki z powodu Wieniawy"
Długoszowski miał bardzo porywczy charakter. Uwielbiał się pojedynkować. Często pełnił też rolę sekundanta w innych walkach, m.in. słynnym starciu Antoniego Słonimskiego z krytykiem literackim Mieczysławem Szczuką. Ułan przyjaźnił się z wieloma artystami. Julian Tuwim poświęcił mu nawet wiersz "Męki z powodu Wieniawy". "Co kilka dni się do mnie/ Ktoś nowy z prośbą zgłasza/ Zaczyna arcyskromnie/ I bardzo mnie przeprasza:/ "Pan mnie wysłuchać raczy/ O drobną chodzi sprawę/ Co to dla pana znaczy? /Pan przecież zna Wieniawę!" - pisał słynny poeta.
Długoszowski cieszył się powszechnym uwielbieniem. Nic dziwnego, że każdy chciał się z nim napić, a on rzadko odmawiał. Monika Żeromska odnotowała w swoich wspomnieniach: "Kiedy Wieniawa zapowiadał swój przyjazd do dworu, wszystkie kobiety z rodziny wynosiły się w sąsiedztwo, a dwór popadał w wielodniowe męskie, pijane szaleństwo".
Podobno potrafił utrzymać w dłoni trzy kieliszki wódki między palcami i opróżnić ich zawartość, nie uroniwszy ani kropli. Gdy Piłsudski powierzył mu dowództwo 1. pułku szwoleżerów zaapelował do Wieniawy, by żołnierze za dużo nie pili. "Może Komendant być spokojny, więcej niż ja na pewno pić nie będą" - miał odpowiedzieć Długoszowski. "Wcale mnie to nie cieszy" - westchnął marszałek.
Pole magnetyczne
Piłsudski, zwykle bardzo surowy wobec podwładnych, do Długoszowskiego miał wyjątkową słabość. Być może też odczuwał działanie "pola magnetycznego", jakie - zdaniem poety Mariana Hemara - "emitował" słynny ułan. "W towarzystwie Wieniawy było się w polu magnetycznym wdzięku, swady, polotu i humoru, jego niespożytej energii, ochoty do życia, głodu życia" - opisywał Hemar.
Śmierć Piłsudskiego wstrząsnęła jego adiutantem. Czuwał przy mentorze do ostatnich chwil. Osobiście kierował też organizacją uroczystości pogrzebowych na Wawelu.
Od tego czasu Długoszowski bardzo zmienił tryb życia. Unikał ludzi i hucznych imprez. W 1938 r. otrzymał nominację na ambasadora w Rzymie. Nad Tybrem zastała go informacja o ataku Niemiec na Polskę. Wienawa chciał natychmiast złożyć urząd i przyłączyć się do walki z najeźdźcą, jednak nakazano mu zostać we Włoszech. Gdy hrabia Ciano, włoski minister spraw zagranicznych poinformował go o ucieczce z kraju prezydenta Mościckiego, wstrząśnięty Długoszowski miał się rozpłakać.
W Rzymie Wieniawa jeszcze raz wykorzystał swój urok. Jego dyplomatyczne zabiegi odegrały ogromną rolę w ewakuacji do Francji tysięcy polskich żołnierzy z obozów internowania w Rumunii i na Węgrzech.
Kubańskie zesłanie
Internowany także w Rumunii prezydent Mościcki uznał, że w tych warunkach nie może wypełniać obowiązków i wyznaczył Bolesława Wieniawę- Długoszowskiego na swojego następcę. Słynny ułan zgodził się przyjąć stanowisko i wyjechał do Paryża. Jednak nigdy nie został prezydentem, ponieważ na jego kandydaturę nie zgodziła się ekipa Władysława Sikorskiego, która uznawała Wieniawę - pupilka Piłsudskiego za symbol skompromitowanych rządów sanacji. Sprzeciw zgłosiły też Francja i Wielka Brytania.
Upokorzony Długoszowski wrócił do Rzymu, ale po przystąpieniu Włoch do wojny polska placówka dyplomatyczna została rozwiązana. Wieniawie odmówiono zgody na przyjazd do Wielkiej Brytanii, dlatego w lipcu 1940 r. wyruszył do Stanów Zjednoczonych.
Już podczas pobytu w USA zaproponował Sikorskiemu utworzenie Legii Cudzoziemskiej, która włączyłaby się do walki z Niemcami. Otrzymał zniechęcającą odpowiedź i mglistą obietnicę objęcia w przyszłości mało znaczącego stanowiska dowódczego w polskich wojskach, stacjonujących na terenie Wielkiej Brytanii.
Ostatecznie skończyło się na propozycji objęcia stanowiska posła RP w Hawanie, co Wieniawa potraktował jak zesłanie. Przyjął jednak nominację, ale w przeddzień wyjazdu na Kubę wyskoczył z tarasu nowojorskiego mieszkania. "Boże, zbaw Polskę" - tymi słowami kończył się list, który znaleziono w kieszeni jego piżamy.
W 1990 roku prochy Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego zostały sprowadzone do Polski. "Pierwszy ułan II RP" spoczął na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie, wśród wielu dawnych towarzyszy broni.
Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl