Trwa ładowanie...
23-10-2012 13:49

Brali ślub już 26 razy... w różnych zakątkach świata!

Brali ślub już 26 razy... w różnych zakątkach świata!Źródło: AFP
d1wr0mh
d1wr0mh

Wielokrotne małżeństwo Alexa Pellinga i Lisy Gant szturmem zdobywa serca zakochanych na całym świecie - półtora roku temu para wyprzedała cały swój majątek i wyruszyła w świat, z zamiarem znalezienia najlepszego miejsca do zawarcia związku małżeńskiego. Plan szybko się jednak zmienił, zamiast szukania jednej lokacji, kochankowie postanowili dokonywać zaślubin w każdym kraju, do którego trafią. Trzyletnia (w założeniu) podróż dobiła właśnie do półmetka. A jaki jest jej bilans? 26 ślubów w 15 krajach, na 3 kontynentach... i co najmniej drugie tyle w planach, a do tego udział w niezliczonych wywiadach prasowych, radiowych i telewizyjnych. Dość powiedzieć, że ostatnie wesele szalonych Brytyjczyków zaszczyciła swoją obecnością sama Martha Stewart! Zacznijmy jednak od podstaw. Czego trzeba, by dokonać tego wszystkiego? Poza miłością, ważna jest cierpliwość i odpowiednie zdolności... logistyczne.

Zakochani logistycy

"To, co wielu ludziom zdaje się umykać, to fakt, że naprawdę jeździmy po świecie (25-letnim sypiącym się kamperem, imieniem "Peggy" - przyp. red.). Czasami kwestie przygotowań do ślubu są drugorzędne, ponieważ trudniejszą kwestią jest sam dojazd. Kłopoty z mobilnością, bariery językowe i logistyka bywają dla nas nie lada zmartwieniem" - mówi Alex w wywiadzie udzielonym "BuzzFeed". W tym miejscu należy zaznaczyć, że Alex i Lisa mogli pójść na łatwiznę - ot, zwyczajnie wyszukując w internecie ciekawe miejsca i korzystając z biur, które ich tam doprowadzą - jednak zdecydowali się wybrać cięższą drogę. Czemu? Po części z powodu ograniczonych funduszy - wielokrotnie powtarzali w mediach, że gdy ich "trzy lata małżeństw" dobiegną końca, pozostaną bez grosza, "ale za to z rzeszą przyjaciół i znajomych rozsianych po całym świcie". Inną kwestią jest to, że małżeńskie turnee już w fazie koncepcyjnej miało być przygodą. I trzeba przyznać, że gdy silnik kampera nagle wysiada i małżonkowie muszą dwa miesiące tkwić w
Peru, to faktycznie można mówić o "przygodzie".

"Celem naszej podróży jest doświadczenie tego, w jaki sposób w innych kulturach celebruje się małżeństwo. To jedyne, co cały świat ma wspólnego - poczucie jedności [...]. Uczymy się i próbujemy różnych podejść do ceremonii małżeństwa. Wiemy, że jesteśmy w sobie zakochani i pisane nam było być razem. Czasami, budząc się, szczypiemy się nawzajem, bo nie wierzymy, gdzie jesteśmy, że robimy to, co robimy i, że jesteśmy dość szaleni, by to robić!" - mówi na łamach portalu "bridalguide.com" Lisa. Z kolei w "BuzzFeed" kilkukrotna panna młoda dodaje, że jej ulubioną ceremonią była ta w Peru, przeprowadzona według tradycyjnych andyjskich obrządków. Alex oczywiście jest w tej kwestii zgodny...

Śluby i ludzie

Obserwując fascynującą inicjatywę dwojga kochanków, można zrozumieć, w jaki sposób wielkie projekty doczekują się realizacji. Alex i Lisa wspominają, że kiedy zaczynali, było im ciężko. Musieli prosić o pomoc i często zostawali odprawiani z kwitkiem. Jednak, kiedy udało im się wreszcie pokonać "poziom krytyczny" liczby ślubów, zaś wieść o ich wyczynach zaczęła szumieć w mediach, coś się zmieniło w nastawieniu napotykanych "tubylców". Ci, widząc, że mają do czynienia z czymś autentycznie niesamowitym, zaczęli prześcigać się, by pomóc Brytyjczykom w urzeczywistnieniu ich marzeń. Być może w ten sposób poczuli, że przyczyniają się do czegoś niezwykłego, przez co i oni, jako ludzie, zyskiwali. A może zadziałał nasz zwykły, ludzki mechanizm kibicowania rekordzistom? Tak czy inaczej, dziś kolejne ceremonie odbywają się praktycznie bezkosztowo - zawsze znajdzie się jakiś lokalny restaurator, który za darmo wyprawi imprezę na trzydzieści osób (na zaślubiny zapraszani są różni znajomi pary, osoby które pomagały im
zorganizować dany event, a nawet zwycięzcy konkursów organizowanych przez Alexa i Lisę na ich blogu).

d1wr0mh

Para ma też szczęście do fotografów, kapelanów, itp. Co do miejsc, w których odbywają się same uroczystości, to rzadko kiedy są one wybierane za pomocą Internetu - w tej kwestii Brytyjczycy zdają się na mieszkańców kolejnych krajów, wszak to właśnie oni znają zakątki naprawdę magiczne, a przez to idealne do wypowiedzenia sakramentalnego "tak". Dodajmy, że para szacuje, że w drugiej połowie podróży będą się całować przy ołtarzu jeszcze ok. 40 razy. A potem osiądą gdzieś w Australii. Bez pieniędzy, ale za to z morzem wspomnień...

MW/ijuh,facet.wp.pl

d1wr0mh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1wr0mh